Cieszyli się, że to nie ferma kur. Huk pod Poznaniem jak w Sylwestra
Mieszkańcy Niewierza zmagają się z nieustannym hałasem z plantacji borówek. Armatki hukowe, mające odstraszać ptaki, stały się codziennym utrapieniem. Problem narasta, a lokalne władze szukają rozwiązania.
Mieszkańcy Niewierza, małej wsi niedaleko Poznania, od trzech lat cierpią z powodu hałasu generowanego przez armatki hukowe na plantacji borówek — donosi poznańska "Wyborcza".
Inwestycja, która miała być cichą i zdrową alternatywą dla fermy drobiu, okazała się źródłem nieustannego zgiełku. Według rozmówców dziennika problem ten stał się poważnym wyzwaniem dla lokalnej społeczności.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dzieci oszalały na punkcie tego napoju. O co chodzi z Wojankiem?
I to trwa cały dzień, siedem dni w tygodniu. Od czerwca do końca września - mówi dziennikarce "Wyborczej Poznań" Magda Krajewska
Plantacja, prowadzona przez małżeństwo działa od pięciu lat. Początkowo mieszkańcy przyjęli ją z entuzjazmem, jednak od trzech lat hałas stał się według rozmówców nie do zniesienia. Armatki hukowe, używane do ochrony plonów przed ptakami, działają od wczesnych godzin porannych do późnego wieczora, co skutecznie zakłóca spokój mieszkańców, z którymi rozmawia dziennikarka.
Jak mówią "Wyborczej", huki są "od godziny 6 rano do późnych godzin wieczornych. To nie do wytrzymania".
Rolnicy "nie mają innego wyboru"
To są rolnicy, którzy trochę nie mają innego wyboru, by obronić swoje zbiory przed ptakami, więc strzelają — mówi "Wyborczej" sołtyska Magdalena Dziamska.
Plantatorka Iwona Kędzia przekonuje w rozmowie z dziennikiem, że odstraszanie ptaków to dla niej walka o przetrwanie. Tłumaczy, że w tym roku borówki poważnie ucierpiały przez przymrozki i jeśli nie uda się odstraszyć szpaków, plony zostaną całkowicie zniszczone.
Podkreśla, że to nie tylko kwestia owoców, ale też utrzymania miejsc pracy dla 40 osób. Zwraca uwagę, że ukraińskie kobiety pracujące na plantacji – matki i babcie – przyjechały tu, by zarobić na utrzymanie swoich rodzin, i pyta retorycznie, czy ci "przewrażliwieni" mieszkańcy odważyliby się powiedzieć im w twarz, że mają wracać z niczym. Dodaje też, że skargi płyną od trzech rodzin.
W odpowiedzi na zarzuty, Urząd Gminy Duszniki podjął działania mające na celu zbadanie legalności użycia armatek. Kierowniczka Referatu Ochrony Środowiska, Dominika Grząślewicz-Gabler, podkreśla, że działania rolników nie mogą przekraczać norm akustycznych. Właściciele plantacji zostali poproszeni o dostarczenie stosownych zezwoleń.