Czarny kontynent - biała plama
Niemal połowa Afrykańczyków wciąż żyje poniżej granicy ubóstwa przy cichej zgodzie sektora bankowego.
14.06.2010 | aktual.: 15.06.2010 08:38
Pytanie, czy działalność banków na najbardziej elementarnym poziomie mogłaby w choć niewielkim stopniu przeciwdziałać ogromnej nędzy kolebki ludzkości, tylko pozornie pozostaje bez odpowiedzi. Mogłaby – dowodzą tego działania instytucji niebankowych wspierających kredytami wykluczone finansowo rodziny. Część tych instytucji to organizacje terrorystyczne.
Nieobecność zachodniego modelu bankowości w Afryce wydaje się niewytłumaczalna, szczególnie że do lat 50. XX wieku większość państw na Czarnym Lądzie była koloniami i terytoriami zamorskimi dzisiejszych europejskich demokracji. Kontynent afrykański można podzielić wyraźną linią demarkacyjną na dwie strefy wpływów – bankowości islamskiej, która – oparta o szariat – angażuje się finansowo wyłącznie w inwestycje pewne, niechętnie udzielając pożyczek najbiedniejszym warstwom społecznym, oraz bankowości zachodniej, której modelu paradoksalnie bronią Chińczycy, będący czołowymi inwestorami w skali całego kontynentu.
Oferta po arabsku
Koran zabrania swoim wyznawcom prowadzenia lichwy. Zabrania jej wprost – nie pozostawiając wątpliwości. Jeśli bank udziela pożyczki czy to przedsiębiorcy, czy osobie fizycznej, bez względu na to czy jej spłata ma się odbyć jednorazowo, czy w ratach – może wyliczyć jej koszt, ale nie pobiera od niej odsetek. W sytuacji, w której koszty kredytu są, zdaniem kredytobiorcy, zbyt wysokie, albo jeśli bank przy liczeniu rat musi powiększyć sumę kredytu o koszty ewentualnej inflacji – wypowiadają się mułłowie. Banki szczególnie ostrożnie podchodzą więc do kredytowania najuboższych mieszkańców krajów z półksiężycem w tle.
Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Bank Światowy i Światowa Organizacja Handlu właśnie w tym upatrują popularności organizacji terrorystycznych z al Kaidą na czele, które pomagając najuboższym – poprzez udzielanie zawsze spłacanych kredytów – cieszą się ogromnym zaufaniem i popularnością od Pakistanu do Mali w Afryce Zachodniej.
I bez względu na starania rządów krajów arabskich będą się cieszyły, stosując wobec swoich sympatyków przejrzyste i uczciwe – w społecznym odbiorze – zasady pomocy najuboższym. Same jednak chętnie korzystają z bankowości zachodniej, otwierając konta inwestycyjne w Europie Zachodniej, USA czy Zjednoczonych Emiratach Arabskich, na których zarabiają na szkoleniowe obozy organizowane dla młodych wyznawców islamu. Bo niepisanym prawem jest w arabskiej Afryce kształcenie dzieci na terrorystów, w zamian za wsparcie w doczesnym życiu. Wiele z tych rodzin nie musi nawet spłacać kredytu: jeśli ich dziecko zginie w walce o wiarę, organizacja przeksięgowuje kredyt do rubryki jałmużna – dawanie datków również jest nakazem koranicznym. W bogatych krajach Półwyspu Arabskiego i Azji Mniejszej odsetek ubogich mieszkańców jest odpowiednio mniejszy i mają oni o wiele łatwiejszy dostęp do kredytów, choć w związku z kryzysem finansowym dopiero w tym roku banki – szczególnie w Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratach
Arabskich – powoli rusza akcja kredytowa. Bo jeszcze przed rokiem burza w światowych finansach zmusiła banki tych państw do rekordowego 71-proc. obniżenia wartości i ilości udzielonych kredytów. Ograniczenie kredytów, uderzające przede wszystkim w mało zamożnych klientów, dotyczyło 470 banków. Już w tym roku w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, które posiadają najbardziej rozwinięty system bankowy na arabskiej mapie świata, 24 banki krajowe i 28 oddziałów banków zagranicznych zwiększyło wartość akcji kredytowej o 7 mld dolarów, ponownie otwierając wrota bankowości dla najbiedniejszych. Za ZEA powrót do kredytów deklarują również banki w Arabii Saudyjskiej, Kuwejcie, Tunezji, Egipcie i Jordanii.
Ziemia bankom nieznana
Na południu Afryki, już poza oficjalnym zasięgiem muzułmańskich mułłów, zaczyna się obszar niewyobrażalnej biedy. Te obszary afrykańskie dla bankowości rozumianej w sposób zachodni nie istnieją wcale.
I choć ostatnie informacje makroekonomiczne mówią o wzroście gospodarczym Czarnego Lądu na poziomie ponad 5 proc. PKB, ekonomiści przyznają, że to za mało, żeby wyeliminować biedę na kontynencie. Szczególnie że poniżej granicy ubóstwa żyje 44 proc. Afrykańczyków.
Wspomniany wzrost PKB w skali całego kontynentu z pewnością świadczy dobrze o szansach Afryki. Ale dolne warstwy społeczne nie mogą liczyć na wsparcie sektora finansowego – nawet jeśli starają się uczciwie pracować, a symulacje banków pokazują, że odsetek złych kredytów udzielanych dla tej części społeczeństwa byłby rekordowo niski.
Cztery lata temu ONZ ogłosiła wyniki ekonomiczne, które informowały o osiągnięciach gospodarczych w krajach afrykańskich. Tylko Angola i Mauretania osiągnęły wówczas dwucyfrowy poziom wzrostu PKB, zaś według światowych ekonomistów dopiero 7-proc. wzrost daje gwarancje redukcji biedy i otwarcia się lokalnego sektora bankowego na najbiedniejszych. Jak mają się do tego ONZ-owskie Millenijne Cele Rozwoju? Na ostatniej konferencji ministrów finansów państw afrykańskich w Addis Abebie sudański ekonomista Wani Tombe Lako zauważył, że przy obecnym tempie wzrostu kraje afrykańskie będą potrzebowały stu lat, żeby wyeliminować obecnie występującą skrajną biedę.
W ostatnich latach tylko kilka krajów było w stanie utrzymać wzrost na szybkim, ponad 7-proc. poziomie, który zdaniem ekspertów ONZ daje możliwość redukcji biedy. W 2006 r. najszybciej rozwijała się Angola (w tempie 17,6 proc.), w Mauretanii PKB w ostatnim roku wzrósł o 14,1 proc. Wśród dziesięciu najszybciej rozwijających się krajów afrykańskich połowa to eksporterzy ropy naftowej – mowa o Angoli, Libii, Mauretanii, Republice Konga i Sudanie. Demokratyczna Republika Konga oraz Mozambik są bogate w inne surowce, co ma znaczenie z punktu widzenia inwestorów chińskich. Zimbabwe od wielu lat mówi o ujemnym wzroście gospodarczym i inflacji sięgającej już niemal 2000 proc.! Przy ponad 80-proc. bezrobociu i braku jedzenia sektor bankowy nie ma racji bytu. Bank, który tam działa służy wyłącznie obsłudze urzędników administracji, którzy nie narzekają na biedę. Ale nawet im bank raczej nie udziela kredytów. Sektor finansowy przeniósł się do szarej strefy – choć trudno tu nawet mówić o sektorze. Większość handlu
odbywa się w barterze, zaś podstawą tegoż jest przemyt z sąsiedniego Mozambiku. *Kredyt u Chińczyka *
Nadzieją dla Afryki stały się Chiny, do niedawna również uznawane za kraj, którego mieszkańcy cierpią największą w świecie nędzę. I to właśnie banki Państwa Środka mogą stworzyć szansę dla umierających z głodu Afrykańczyków. Jak na razie współpraca między bankami jest jedynie instytucjonalna i nie ma mowy o obsłudze ludności, a już tym bardziej o kredytowaniu najuboższych. Niedawno Bank Rozwoju Chin podpisał umowę o współpracy ze Zjednoczonym Bankiem Afryki, który jest nigeryjskim liderem w bankowości, co jest otwarciem afrykańskich drzwi dla sektora finansowego Kontynentalnych Chin.
Ale Chińczycy nie będą obsługiwać ludności – w pierwszej kolejności chodzi o finansowanie potężnych inwestycji w krajach bogatych w surowce mineralne. Chińczycy chcą w ten sposób zabezpieczyć sobie dostęp do surowców poprawiających ich własną pozycję na gospodarczej mapie świata. I nie przeszkadza tu nawet fakt, że polityka gospodarcza rządu chińskiego w Afryce jako żywo pasuje do określenia „plądrowanie kontynentu”, którego coraz częściej używają europejscy ekonomiści. Prawda jest taka, że to chińskie, a nie europejskie czy amerykańskie banki zaczęły jako pierwsze przymierzać się do udzielania kredytów najbiedniejszym mieszkańcom Afryki.
Chińczycy swoją obecność w Afryce ćwiczyli na przejęciu przez Przemysłowy i Komercyjny Bank Chin 20 proc. udziałów w południowoafrykańskim Standard Banku. Choć rynek Republiki Południowej Afryki jest zupełnie inny od środkowej czy północnej części kontynentu, tamtejsze doświadczenie pomaga Chińczykom uzyskać pewność, że jeśli jakikolwiek urzędnik bankowy zdecyduje się na uruchomienie akcji kredytowej pomagającej tamtejszym społecznościom wydostać się z wszechogarniającej nędzy i beznadziei, będzie to urzędnik skośnooki.
Zanim to jednak nastąpi, afrykańskie rządy i sektor bankowy będą musiały bardzo uważnie wysłuchać ekspertów ONZ, którzy już teraz zwracają uwagę na problem braku dywersyfikacji produkcji na kontynencie. Wiele z tamtejszych gospodarek opiera swój rozwój wyłącznie na produkcji i eksporcie zaledwie kilku surowców, skutecznie pozostawiając poza nawiasem społeczeństwa ponad połowę mieszkańców tego czy innego kraju.
Autor
Paweł Pietkun