Dekoltom w pracy mówimy "nie"
Szef jednej z warszawskich restauracji zażądał, by kelnerki założyły bluzki z głębokim dekoltem. Wyzywający strój ma przyciągać rzesze klientów. Pracownice są oburzone.
25.07.2008 | aktual.: 28.07.2008 11:02
fot. Stockxpert
Szef jednej z warszawskich restauracji zażądał, by kelnerki założyły bluzki z głębokim dekoltem. Pracodawca miał nawet zagrozić zwolnieniem lub przeniesieniem na inne stanowisko pracy, w sytuacji, gdy podwładne nie spełnią jego oczekiwań.
Kelnerki opisały sprawę w mailu. Proszą o przekazanie listu do Państwowej Inspekcji Pracy. Czują się poniżone, proszą jednak o niepodawanie imion i nazwy restauracji.
„My kelnerki jesteśmy głęboko poruszone tym, że szef traktuje nas jak przedmiot. W ubiegłym tygodniu szef zrobił spotkanie i powiedział, że nasza restauracja zmienia wizerunek, a pracownicy mają się do niego dostosować. Aby klientom spędzało się milej czas, kelnerki mają założyć nowe uniformy, które mają uwydatniać biust. Już następnego dnia otrzymałyśmy nowe mundurki. Były naprawdę ładne, kłopot w tym, że wycięcie dekoltu sięgało bardzo głęboko. Powiedziałyśmy szefowi, że jesteśmy kelnerkami, a nie paniami lekkich obyczajów. On zaś stwierdził, że taki ubiór przyciągnie rzesze klientów. Dodał też, że powinniśmy to rozumieć, bo od ilości klientów zależą nasze płace i napiwki. Powiedział, że taka jest jego wizja lokalu, a my jeśli się nie dostosujemy, to możemy pracować na zapleczu, czyli na zmywaku, gdzie tak głęboki dekolt nie jest potrzebny albo możemy zmienić pracę.
"Jesteśmy zbulwersowane i nie zgadzamy się" - piszą w mailu kelnerki. - "Co mają zrobić pracownice z niewielkim biustem? Czy rzeczywiście będzie przyjemniej klientom, gdy piersi kelnerki będą lawirować nad potrawą niesioną na tacy? A jeśli taka pierś się „uwolni”, a kelnerka akurat będzie niosła zupę? A co powiedzą klienci płci żeńskiej? Może ich powinien obsługiwać szef i to z dekoltem w innym miejscu (bo obecnie nie pracuje u nas żaden kelner)? Jesteśmy zdruzgotane, bo praca nie jest zła, mamy dość dobre zarobki, ale głębokim dekoltom stanowczo się sprzeciwiamy".
Szef restauracji nie chciał skomentować listu.
Zgodnie z przepisami szef nie może dyskryminować pracowników (poniżać, szydzić z nich, czy zwolnić), jeśli nie spełniają jego wymagań związanych z wyglądem. Z drugiej jednak strony w wielu firmach istnieje regulamin, w którym pracodawca szczegółowo pisze jak powinien wyglądać podwładny – np. nosić garnitur lub garsonkę. Zdarza się, że szefowie już podczas rekrutacji informują kandydata jaki jest dress code w ich firmie, pytając czy nie jest on przeszkodą dla pracownika. Media pisały o solarium, w którym pracownice chodziły bez górnej części ubrania. Niedawno pojawiła się też informacja, że polskie koszykarki zmieniają stroje na bardziej seksowne.
Pracodawcy za każdym razem tłumaczą, że kierują się interesem firmy. Ale czy zawsze pracownik musi się godzić na tak poniżające reguły?
- Firmy mają własne wewnętrzne regulaminy dotyczące ubioru pracownika. Te przepisy nie mogą jednak naruszać przepisów ogólnie obowiązujących w Europie, które zakazują poniżania podwładnych. Nie ma oczywiście przepisów wskazujących jaki strój poniża. W tej kwestii trzeba kierować się zdrowym rozsądkiem. Wiadomo, że paradowanie w negliżu jest poniżające, elegancka garsonka zaś może świadczyć tylko o prestiżu firmy. Oczywiście pracownik może zaakceptować noszenie na przykład ogonka króliczka. Ale jeśli wykaże, że jest to dla niego poniżające, szef nie może żądać, by nosił taki strój. Jeśli zaś szef zagroził pracownikowi na przykład zwolnieniem, jeśli odmówi założenia stroju, to pracownik może wnieść sprawę do sądu – mówi mecenas Ireneusz Wojtasik, z kancelarii „Wojtasik i syn”.
Krzysztof Winnicki