"Do domu wracam tylko na weekend"

W Warszawie, Katowicach czy Wrocławiu zarabia się lepiej. Jednak wielu z nas nie chce się przeprowadzić do innego miasta. Robi to zaledwie 200 tys. Polaków rocznie. Do wyjazdów zarobkowych nie kwapią się również bezrobotni.

"Do domu wracam tylko na weekend"
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

28.12.2009 | aktual.: 22.02.2010 09:55

W Warszawie, Katowicach czy Wrocławiu zarabia się lepiej. Jednak wielu z nas nie chce się przeprowadzić do innego miasta. Robi to zaledwie 200 tys. Polaków rocznie. Do wyjazdów zarobkowych nie kwapią się również bezrobotni.

Rodzina albo ciekawa praca

Anna, która wyjechała z Lublina do Warszawy nie ukrywa, że jest jej ciężko. W Lublinie pozostawiła dwoje dzieci (11 i 13 lat) i męża – dyrektora podstawówki. W stolicy realizuje się w jednym ze znanych wydawnictw. Jest zastępcą redaktora naczelnego. Zarabia dwa razy tyle co w Lublinie.

- O wyjeździe zdecydowały też kwestie ambicjonalne. Otrzymałam świetne warunki pracy, współpracuję z wspaniałymi autorami, ciągle się rozwijam. W Lublinie wydawałam poradniki, nieciekawą prozę i to za dużo niższą płacę – opowiada.
Anna pięć dni w tygodniu mieszka w Warszawie, w wynajętej kawalerce. Na weekendy przyjeżdża do rodziny.
- Jestem zadowolona z pracy, ale dzieci widzę bardzo rzadko. To był trudny wybór. I na pewno nie dam rady tak żyć przez kolejny rok. Liczę, że mąż znajdzie w stolicy satysfakcjonującą pracę i wreszcie całą rodziną zamieszkamy w Warszawie. Mąż w Lublinie jest dyrektorem, a w Warszawie w tym momencie znalazłby co najwyżej etat nauczyciela matematyki.

Wolą klepać biedę niż się przeprowadzać

Wielu pracowników nie zdecydowałoby się na taką rozłąkę. Twierdzą oni, że wolą zarabiać mniej, ale żyć razem z rodziną (tak w naszej ankiecie odpowiedziało 64% internautów). Co ciekawe, przeprowadzać się ze względu na pracę nie zamierzają również bezrobotni, którzy nie mają źródeł przychodu.

- Za niską mobilnością wewnętrzną bezrobotnych stoi brak informacji o możliwościach zatrudnienia w innych częściach kraju i niedopasowanie kwalifikacji do potrzeb rynku pracy w dużych aglomeracjach – uważa Jacek Skrzyński, konsultant personalny.

Innym powodem są, według niego, wysokie koszty wynajmu mieszkań. Potwierdza to Darek, młody dziennikarz z Elbląga. Pół roku temu przeniósł się z całą rodziną do Gdańska. W jednej z tamtejszej gazet zarabiał tysiąc złotych więcej niż w swym rodzinnym mieście. Co z tego, skoro tyle samo płacił za dwa pokoje z kuchnią.

- Trójmiasto nie okazało się takim rajem, jak mi mówiono – ubolewa. - Po trzech miesiącach wróciłem na stare śmieci. Ku uciesze znajomych, którzy od początku mówili, że mój wyjazd „nie wypali”.

O wyjeździe do stolicy marzy Joanna, księgowa z Lęborka. A tym, co ją powstrzymuje, są różnice w cenach nieruchomości. - Za swoje 45-metrową kawalerkę dostałabym najwyżej 120 tysięcy złotych. A w Warszawie za podobne mieszkanie musiałabym dać przynajmniej trzy razy tyle – przypuszcza. – W tej sytuacji

Dlaczego łatwiej do Londynu niż do Łodzi

Jacek Skrzyński zauważą, że dziś łatwiej Polakowi przenieść się do Londynu niż do Łodzi, Krakowa czy Poznania.

– Bo za granicą życie jest, co prawda, droższe, ale człowiek zawsze zdoła coś odłożyć. I jeszcze wyśle pieniądze swojej rodzinie w kraju – wyjaśnia.

Wynagrodzenia w tzw. starej Unii przewyższają średnio 2,4 razy pensje w Polsce. Przez co emigracja ciągle jawi się nam jako bardzo atrakcyjna opcja. Bywa to jednak zwodnicze. - Jesteśmy skłonni wyolbrzymiać korzyści wynikające z emigracji, a jednocześnie lekceważymy potencjalne straty – wyjaśnia Skrzyński.

Jego zdaniem, wielu osobom dopiero na obczyźnie otwierają się oczy. Szczególnie teraz, gdy na Zachodzie szaleje kryzys i coraz trudniej o dobrze opłacaną posadę. Pod koniec ubiegłego roku z Wielkiej Brytanii chciało wrócić 51 proc. pracujących tam Polaków (badanie prof. Krystyny Iglickiej z Centrum Stosunków Międzynarodowym). Dziś, w obliczu globalnego kryzysu, ten odsetek zapewne jest dużo wyższy.

Częste zmiany pracy w USA to już norma

Czy można się spodziewać, że reemigranci będą bardziej skłonni przenosić się z miejsca na miejsce tu, w kraju? Marek Włodkowski, psycholog biznesu, raczej w to wątpi. Z jego obserwacji wynika, że po powrocie z zagranicy nasi rodacy wracają do przyzwyczajeń sprzed wyjazdu.

- Ulatuje z nich całe powietrze. Stają się na nowo bierni, apatyczni i przyjmują wzorce zachowań charakterystyczne dla swojego środowiska – mówi Włodkowski. A z powodu słabej mobilności cierpią nie tylko pojedyncze osoby, ale nawet całe miejscowości czy regiony. Bo tracą szansę na poprawę swojego bytu. Skutki tego zjawiska odczuwają również pracodawcy. Problem w tym, że w niektórych zakątkach kraju mamy nadpodaż pracowników określonych specjalności. Przykład? Na południu Polski spawaczy jest za dużo, za to brakuje ich na północy, w stoczniach.

Marek Włodkowski nie wierzy, że kiedykolwiek będziemy choć w części tak ruchliwi jak Amerykanie (co dziesiąty obywatel USA zmienia miejsce zamieszkania co roku). - Wolimy narzekać i klepać biedę, niż opuścić swoje miejsce zamieszkania i najbliższych – stwierdza psycholog.

Krzysztof Winnicki

Czy kiedykolwiek zmieniłeś pracę?

Region pomorski
tak - 79 proc.
nie - 21 proc.
Region wschodni
tak - 67 proc.
nie - 33 proc.
Region wielkopolski
tak - 60 proc.
nie - 40 proc.

Kto jest w stanie zmienić pracę i miejsce zamieszkania?
specjaliści z doktoratem - 80 proc.
osoby z wyższym wykształceniem - 75 proc.
ludzie po szkole średniej - 70 proc.
pracownicy po podstawowe - 65 proc.
absolwenci zawodówek - 50 proc.

Źródła: Demoskop, Monitor Rynku Pracy HR

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (11)