Eksperci: wspólne niebo to większe bezpieczeństwo i komfort podróży
Wspólna przestrzeń powietrzna nad UE przyniesie wzrost bezpieczeństwa lotów, oszczędności i poprawi komfort podróżnych - twierdzą eksperci. Ich zdaniem, mnogość urzędów zarządzania ruchem lotniczym generuje koszty i służy utrzymaniu przywilejów administracji.
15.02.2015 | aktual.: 16.02.2015 11:02
Specjaliści ds. ruchu lotniczego na debacie w warszawskim Biurze Informacji Parlamentu Europejskiego wskazali, że Wspólna Europejska Przestrzeń Powietrzna (SES) przyniesie korzyści setkom milionów ludzi, a przede wszystkim pasażerom, kontrolerom ruchu lotniczego i pracownikom linii lotniczych. Przyczyni się też do poprawy stanu środowiska, gdyż w konsekwencji jej utworzenia skrócą się szlaki powietrzne, spadnie zużycie paliwa oraz ilość emisji CO2 do atmosfery.
Rozproszone monopole
Wielkim problemem Europy według panelistów jest rozbicie organów zarządzania ruchem lotniczym na poszczególne kraje członkowskie. To m.in. powoduje fragmentację przestrzeni powietrznej i wydłuża korytarze lotnicze - zamiast lecieć prosto, samolot musi dziś kilkakrotnie skręcać, a niektórzy przewoźnicy ze względu na wysokie opłaty za przelot i obsługę ruchu lotniczego omijają pewne obszary, lecąc nad tymi tańszymi.
- Na średniej długości lotach do dwóch godzin czas podróży będzie krótszy o 7-14 minut, co (w przypadku emisji) oznacza 7 mln ton CO2 mniej - powiedział dziennikarzom Marian-Jean Martinescu, europoseł i sprawozdawca Parlamentu Europejskiego ds. Wspólnej Europejskiej Przestrzeni Powietrznej. - Ponieważ loty będą krótsze, w tej bardzo zatłoczonej przestrzeni powietrznej będzie można przyjąć nowe maszyny. Jednak będzie to możliwe tylko wówczas, gdy będziemy mieli bezpośrednie trasy, nową konfigurację przestrzeni powietrznej - zaznaczył.
Zapytany o termin powołania wspólnej przestrzeni powietrznej w UE nie potrafił podać żadnej daty. - Z technicznego punktu widzenia, Jednolitą Europejską Przestrzeń Powietrzną możemy mieć w sześć miesięcy. Niestety administracja, urzędy lotnictwa z różnych krajów, są temu przeciwne tylko i wyłącznie z powodu własnych interesów: stanowisk, pensji, przywilejów - powiedział europarlamentarzysta.
Marinescu tłumaczył, że administracja lotnicza to jedynyne w Europie monopole. Tylko państwa członkowskie decydują, kto kontroluje ruch lotniczy nad ich terytorium.
Sytuację w Europie porównał z USA; wskazał, że Stany Zjednoczone zajmują większe terytorium, obsługują więcej lotów, zatrudniają mniej kontrolerów i mają mniej organów obsługi ruchu lotniczego. Ruchem lotniczym po drugiej stronie Atlantyku zarządzają trzy instytucje, w Europie - 28, w UE jest 65 centrów kontroli ruchu lotniczego, w Ameryce - 5 - wyliczał.
Zabraknie miejsca?
Peter Curran z Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych (IATA) przedstawił dane, według których w obsłudze ruchu lotniczego Amerykanie są o 59 proc. bardziej wydajni od Europejczyków, ich koszty są o 1/3 niższe i zatrudniają 39 proc. mniej ludzi.
Wskazał również, że dziś samoloty - z powodu kształtu korytarzy lotniczych w UE - nakładają średnio po 42 kilometry na lot.
Przewidywał, że w 2035 roku na terenie wspólnoty będzie 14,4 mln lotów oraz ponad 20 portów lotniczych o ruchu porównywalnym z londyńskim Heathrow (w 2014 r. obsłużył on ponad 72 mln pasażerów). Jego zdaniem za 20 lat obecny system nie będzie w stanie przyjąć co najmniej 1,9 mln lotów. Rozwiązaniem dla Currana jest SES, który - jak podkreślał - przyniesie korzyści gospodarce, przedsiębiorstwom, mieszkańcom, jak i środowisku.
Marian-Jean Marinescu przypomniał, że wspólne niebo ma na celu m.in. stworzenie prostych korytarzy powietrznych i systemu rekompensat dla państw, które na tym stracą.
- Z praktycznego punktu widzenia ktoś powinien wziąć mapę Europy i stworzyć nową architekturę przestrzeni powietrznej. Powinniśmy zaakceptować, że część przestrzeni powietrznej w moim kraju będzie podlegała centrum kontroli w innym kraju. A ja być może będę kontrolował inną przestrzeń powietrzną z powodu pozycji centrów kontroli ruchu lotniczego. To główna sprawa. Ale też główna przyczyna oporu - mówił.
Przedstawiciele linii lotniczych podkreślali, że SES daje szanse na zbudowanie wolnego rynku w zakresie obsługi ruchu lotniczego, w tym usług towarzyszących: komunikacji, meteorologii, czy informacji. Natomiast związki zawodowe kontrolerów ruchu lotniczego wyrażały obawę, że zmiana i rozbicie firm na mniejsze lub korzystanie z usług zewnętrznych będą oznaczały zwolnienia.
Bezpieczeństwo przede wszystkim
Jednym z głównych etapów wdrażania SES jest budowa wspólnego systemu nowoczesnego zarządzania ruchem lotniczym - SESAR. Jak powiedział PAP szef programu Massimo Garbini, gdy system wejdzie w życie, nastąpi wzrost poziomu bezpieczeństwa, efektywności, a obniżą się koszty obsługi ruchu.
Obecnie SESAR jest już w fazie wdrażania. Jednym z partnerów programu jest Polska Agencja Żeglugi Powietrznej.
- Nowa technologia niesie za sobą niższe koszty i zdecydowanie większe możliwości. A z punktu widzenia bezpieczeństwa, nie da się z niczym porównać - dodał Garbini. Zwracał też uwagę, że z praktycznego punktu widzenia nie ma sensu inwestowanie w kilka technologii w ramach różnych systemów działających na terenie Unii Europejskiej.
Inicjatywa wspólnej przestrzeni powietrznej (Single European Sky I) powstała w 2004 r., a w 2009 r. została uzupełniona o nowy pakiet rozwiązań m.in. środowiskowych (Single European Sky II). Po wybuchu wulkanu Eyjafjallaj"kull w Islandii w 2010 roku, który zakłócił ruch lotniczy w całej Europie, Komisja Europejska zaleciła przyspieszenie prac nad wspólną przestrzenią.
KE w 2013 r. zaproponowała wdrożenie pakietu SES 2+. Przewiduje on m.in. poprawę bezpieczeństwa, lepszy nadzór nad ruchem lotniczym, a także wzmocnienie niezależności organów zarządzania ruchem lotniczym.