Epidemia lewych zwolnień

Polacy masowo migają się od pracy, jak niegdyś od wojska - czytamy w "Polsce". Gazeta wyjaśnia, że co jedenaste zwolnienie lekarskie wydawane przez lekarzy to fałszywka, wykorzystywana przez osobę zdrową, której nie chce się pracować. Tak wynika z kontroli przeprowadzonej przez ZUS.

27.03.2008 | aktual.: 27.03.2008 06:42

Cenę za plagę lewych zwolnień płacą zarówno pracodawcy, jak i budżet państwowego ubezpieczyciela. Plaga lewych L4 szkodzi nie tylko wszystkim, którzy płacą obowiązkową składkę ubezpieczeniową, i pracodawcom. Jej ofiarą mogą też paść niektóre osoby rzeczywiście chore, a więc wszyscy płatnicy podatków i składek ubezpieczeniowych.

|

Obraz
Obraz

W sumie straty wynoszą prawie 700 mln zł rocznie. Najbardziej na symulanckie ludzi tracą pracodawcy, którzy muszą z własnej kasy płacić za pierwszy miesiąc zwolenia. Dopiero, gdy choroba trwa dłużej niż 33 dni, płatnikiem staje się ZUS.

Lewe zwolnienie lekarskie to dziś drugi, obok wniosku urlopowego, popularny sposób na odpoczynek, pracę na czarno albo wyjazd zarobkowy za granicę - pisze "Polska".

Jaką zmyśloną chorobę najczęściej wypisuje się na zwolnieniach? Na papierze zdarzają się wszystkie popularne schorzenia, począwszy od przeziębienia, a skończywszy na kłopotach z sercem czy układem oddechowym. Doświadczeni zwolnieniobiorcy polecają też bóle krzyża czy migreny, bo są trudne do wykrycia.

Ale, jak czytamy w dzienniku, symulanci powinni mieć się na baczności. Kontrole się zdarzają i przynoszą efekty. ZUS tylko w zeszłym roku przebadał ponad 250 tys. osób. Niemal co dziesiąte zwolnienie uznano za fałszywe i cofnięto wypłacanie pieniędzy. Państwowy ubezpieczyciel zaoszczędził na tym ponad 70 milionów złotych.

zuspracownikkontrola
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)