Fatalne dane makro szkodzą indeksom

W USA inwestorzy liczyli na to, że w czwartek pojawią się jakieś dobre lub przynajmniej niejednoznaczne dane makro. Okazało się, że nie tylko wszystkie były złe, ale do tego były zaskakująco słabe.

Fatalne dane makro szkodzą indeksom
Źródło zdjęć: © Fot. Xelion

20.08.2010 09:49

Raport o ilości nowych wniosków o zasiłek złożonych w ostatnim tygodniu był po prostu fatalny. Przybyło 500 tysięcy nowych wniosków (najwięcej od 9 miesięcy), a średnia 4-tygodniowa wzrosła do poziomu najwyższego od grudnia 2009. Indeks Fed z Filadelfii (stan gospodarki w regionie) nieoczekiwanie w sierpniu spadł z 5,1 do minus 7,7 pkt. (oczekiwano wzrostu do 7 pkt.). Gospodarka skurczyła się po raz pierwszy od lipca 2009. Rynki ostatnio słabo reagują na dane regionalne, ale te były wyjątkowo złe. Indeks wskaźników wyprzedających (LEI) w lipcu wzrósł (0,1 proc.), ale mniej niż tego oczekiwano (0,2 proc.). Doświadczenie pokazało, że ten indeks niczego nie wyprzedza, więc nie mógł wyratować obozu byków.

Dane makro były tak paskudne, że indeksy zanurkowały tracąc nawet po około dwa procent. S&P 500 dwa razy atakował poziom 1.070 pkt. (minimum sesyjne z 16.08) i dwa razy się od niego odbijał, rodząc nadzieje na powstanie podwójnego dna. Kupujący akcje liczą na to, na co z całą pewnością niedługo będą musieli naprawdę mocno liczyć: na pomoc Fed. Tym razem rynek się nie wybronił i indeksy spadły po ponad 1,5 procent. W dalszym ciągu jednak prawdopodobieństwo obu krańcowo różnych scenariuszy przedstawionych wczoraj jest takie samo.

GPW rozpoczęła sesję wzrostem z atakiem na pierwszy opór, czyli na okno bessy na poziomie 2.490 pkt. Wzrost był oczekiwany, ale zbyt duży, bo przecież koniec środowej sesji w USA wcale nie był zachęcający. W zasadzie, od otwarcia indeksy osuwały się, bo pogarszały się nastroje w Europie. Jednak u nas WIG20 nie wylądował na minusach, a we Francji czy w Niemczech tak właśnie się stało. Potem sytuacja się wyrównała, bo indeksy na Zachodzie wróciły do poziomów ze środy idąc od dołu, a nasz WIG20 też się tam znalazł, idąc od góry.

Po publikacji bardzo złych danych z amerykańskiego rynku pracy WIG20 zaczął spadać i przed rozpoczęciem sesji w USA spadł już prawie jeden procent. Nawet spokojne zachowanie rynków europejskich nie hamowało podaży. Potem na innych giełdach zaczęła się ucieczka od akcji, a u nas znowu obserwowaliśmy cudo-fixing. WIG20 spadał już prawie dwa procent, a fixing podniósł go o 28 pkt., dzięki czemu spadł tylko 0,64 proc. Kolejny raz pytam: co na to organy kontrolne? Takie zamknięcie nie zmienia postaci rzeczy: sygnały sprzedaży obowiązują coraz wyraźniej i nawet wzrost indeksów dzisiaj tego nie zmieni.

Piotr Kuczyński
Główny Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)