Ile naprawdę można zarobić?
Procesy globalizacyjne doprowadziły do tego, że siedząc w samolocie lecącym
z Rio de Janeiro do Honolulu, mając rachunek inwestycyjny w niemieckim banku, możemy inwestować na rynku chińskim.
30.11.2009 | aktual.: 15.12.2009 14:41
Procesy globalizacyjne doprowadziły do tego, że siedząc w samolocie lecącym z Rio de Janeiro do Honolulu, mając rachunek inwestycyjny w niemieckim banku, możemy inwestować na rynku chińskim.
Mnogość różnorodnych form lokowania nadwyżek finansowych jest imponująca. Handluje się wszystkim – poczynając od akcji i obligacji, a kończąc na skomplikowanych instrumentach pochodnych. Jest to zarazem przekleństwem, ponieważ nawet najwięksi inwestorzy instytucjonalni nie mają wystarczającego zaplecza, aby móc przeanalizować wszystkie rynki. A co dopiero ma powiedzieć przeciętny Kowalski, skoro w tym wirze znajduje się sam…
Nie jest tajemnicą, że inwestowanie na rynkach finansowych wiąże się z posiadaniem specjalistycznej wiedzy. Ponadto każdy rynek rządzi się własnymi prawami, więc tym bardziej przeniesienie się z jednego rynku na drugi jest skomplikowane. Ryzyko indywidualnych inwestycji teoretycznie można ograniczać kupując jednostki funduszy inwestycyjnych i stając się częścią większego kapitału. Niestety ostatni kryzys pokazał, że zarządzający funduszami nie potrafią dobrze chronić wkładów inwestorów. Często ich decyzje sprawiały, że np. fundusz akcyjny stracił jeszcze więcej niż indeks giełdowy, a fundusze obligacyjne kupowały obligacje spółek, które później okazywały się niewypłacalne. Każdy człowiek chciałby zarobić dużo, szybko i bezpiecznie. Niestety nie istnieje rynek, na którym notowane są instrumenty spełniające te trzy warunki. Zawsze należy skreślić jeden z nich. Inwestor może więc zarobić dużo i szybko, lecz musi liczyć się z ryzykiem utraty części środków. Może też zarobić dużo i bezpiecznie, ale wtedy horyzont
inwestycji będzie bardzo długi.
Jednak złoto
Obecna dekada przyniosła dwa kryzysy. Pierwszy na jej początku, związany z bańką spekulacyjną na spółkach internetowych. Drugi – kryzys kredytowy. Nie był to tym samym łatwy okres dla inwestorów. Ogromna zmienność instrumentów finansowych sprawiła, że większość ludzi z niechęcią patrzyła na angażowanie swoich środków na rynkach. Kiedy już w końcu zostały podjęte decyzje było za późno i inwestorzy ci trafiali na sam szczyt hossy – stając się „dawcą kapitału”. Następstwem takich sytuacji będzie z pewnością niechęć i obawa przed rynkami finansowymi. Na czym można było więc zarobić od 2000 r. do chwili obecnej i które z najlepiej dostępnych i płynnych inwestycji dawały największą stopę zwrotu?
Zamieszczony wykres pokazuje co działoby się z pieniędzmi „Kowalskiego”, gdyby ten chciał zainwestować swoje pieniądze na początku roku 2000. Największy zysk otrzymałby inwestując w złoto. Jego wartość stabilnie rośnie już od kilku lat i jak na razie nie widać końca tych wzrostów. Jest to spowodowane tym, że największe światowe gospodarki ukierunkowane na eksport boją się o swoje rezerwy walutowe, gdzie dominuje dolar amerykański. Wymieniane są one na złoto, a ponieważ możliwości wydobycia tego kruszcu stają się coraz mniejsze, to naturalne jest, że jego cena rośnie. Jest wiele możliwości, dzięki którym możemy inwestować w złoto. Dla przykładu są to: monety, sztabki, certyfikaty inwestycyjne czy fundusze inwestycyjne.
Surowce i bony
Spory zysk można też było osiągnąć na miedzi oraz na ropie naftowej, lecz wątpliwe jest, by którykolwiek z inwestorów utrzymał pozycję na takim rynku przez cały badany okres. Spowodowane jest to bardzo dużą zmiennością cen tych surowców w obecnej dekadzie. Ropa potrafiła kosztować 147 dolarów za baryłkę w połowie 2008 r., po czym spaść do 34 dolarów za baryłkę na przełomie 2008/2009. Ceny miedzi zachowywały się podobnie. Były to więc rynki dla ludzi o bardzo silnych nerwach, potrafiących podejmować szybkie i trafne decyzje. Szokujące jest natomiast to, że w obecnej dekadzie więcej można było zarobić na bonach skarbowych czy lokacie terminowej, niż na giełdach papierów wartościowych! W wypadku inwestycji w akcje WIG20 na początku 2000 r. portfel inwestora zwiększyłby się o niewiele ponad 30 proc. Jeszcze gorzej sprawa miałaby się, gdyby wybrał najpopularniejszy indeks amerykański – S&P500. Tu inwestor straciłby ponad 25 proc.! Dla porównania: w tym samym okresie na bonach skarbowych można było zarobić ponad
100 proc., a na lokatach bankowych średnio 75 proc.
Nieruchomości
Dobrą inwestycją w minionej dekadzie był zakup nieruchomości. Boom spekulacyjny na tym rynku rozpoczął się w latach 2004-2005. Był on niejako spowodowany wejściem Polski do Unii Europejskiej, przez co ceny rynkowe musiały się dostosować do unijnych. Szczyt boomu na rynku nieruchomości wypadł na przełomie lat 2007/2008. Średnia cena za mkw. w Warszawie oscylowała wtedy w okolicach 10 tys. zł. W roku 2000 było to zaledwie niecałe 4 tys. zł. Spekulacje na nieruchomościach skończyły się jednak wraz z początkiem światowego kryzysu. Od tego momentu ceny transakcyjne ustabilizowały się lub spadły o kilka procent. Obecnie jedynym sposobem zarobku jest wynajem, który w dużych miastach ciągle ma się bardzo dobrze.
Pożyczki społecznościowe
Ciekawą alternatywą jest inwestowanie w pożyczki społecznościowe. Taką możliwość znaleźć można w internecie. System działa w bardzo prosty sposób. Specjaliści zajmujący się obsługą portalu sprawdzają pożyczkobiorcę i wystawiają mu ocenę. Jeżeli pożyczkobiorca zostanie zweryfikowany pozytywnie, to może założyć swój projekt na portalu i zacząć zachęcać inwestorów do pożyczania pieniędzy. Pożyczka społecznościowa działa na podobnych warunkach do pożyczki gotówkowej w banku, lecz tu w rolę banku wcielają się inwestorzy. Pożyczkobiorca ustala jak wysokie odsetki chce płacić, a inwestorzy decydują czy taka stopa zwrotu z inwestycji im wystarcza. W powyższej symulacji założono, że średnia stopa zwrotu w ciągu roku wyniesie 12 proc., lecz ranking 50 najlepszych inwestorów na jednym z portali pokazuje, że może ona być dużo większa. Najlepsi zarabiają ponad 20 proc. rocznie. Jest to więc alternatywna i nowoczesna forma lokaty, gdzie marżą banku z kredytu gotówkowego dzielą się pomiędzy sobą inwestor oraz
pożyczkobiorca. Przykładowa spółka nie działa oczywiście od 2000 r. – jest dużo młodsza – lecz symulacja ta daje obraz, jak zyski z tej inwestycji mogą bardzo szybko rosnąć. Jeżeli więc inwestor zechce właśnie w ten sposób zarabiać, to z 10 tys. zł dziś, za 10 lat powinien mieć co najmniej 31 tys. zł – a z pewnością znacznie więcej.
Bez względu na to jaką inwestycję wybierzemy, zawsze należy pamiętać o jednym – każdej formie inwestowania towarzyszy ryzyko. W zależności od naszej wiedzy, umiejętności analizy rynku, okresu inwestycji, stopnia akceptacji ryzyka, a także naszego wieku powinniśmy dywersyfikować nasz portfel inwestycyjny lub tworzyć ich kilka. W ten sposób nie tylko ograniczymy ewentualne straty w dłuższym okresie, ale zmaksymalizujemy zyski.
MARIUSZ WSZOŁEK