Indeks S&P 500 cofnął się o 11 lat

W USA posiadacze akcji mieli w czwartek kolejny ból głowy. Wypatrywano pomocy Kongresu dla producentów samochodów, ale wcześniej okazało się, że wszystkie publikowane dane makroekonomiczne były gorsze od prognoz.

Indeks S&P 500 cofnął się o 11 lat
Źródło zdjęć: © Xelion

21.11.2008 08:50

Raport z rynku pracy był wręcz fatalny. W ostatnim tygodniu ilość noworejestrowanych bezrobotnych wzrosła o 542 tysiące (znacznie powyżej oczekiwań – 510 tys.). To największy poziom od 16 lat. Indeks Fed z Filadelfii (pokazuje, jak rozwija się gospodarka w regionie) spadł z – 37,5 do – 39,3 pkt. (prognozowano mały wzrost). Indeks wskaźników wyprzedających (LEI) spadł o 0,8 proc. (oczekiwano spadku o 0,6 proc.). Jak widać recesja atakuje gospodarkę z coraz większą, nieoczekiwaną przez większość analityków, siłą.

Rynek akcji dostał cios, którym były złe dane makro, ale oczywiste było, że one same z siebie go nie przecenią. Bardzo szkodził indeksom gwałtowny spadek ceny ropy – przeceniał akcje sektora paliwowego. Poza tym gwałtownie (kilkanaście procent) taniały akcje Citigroup. Bank podobno w 2009 roku ma odnotować olbrzymie straty i nie wiadomo, czy nawet pomoc programu TARP go uratuje. To oczywiście szkodziło całemu sektorowi finansowemu. Cała uwaga skupiona była jednak na Kongresie i jego decyzji w sprawie pomocy przemysłowi samochodowemu. Technicy spoglądali również na wsparcie w okolicach 780 pkt. (dno bessy dla indeksu S&P 500 w 2002 roku i potencjalna linia szyi podwójnego szczytu). Już po godzinie handlu indeks atakował to wsparcie, a indeks spadał ponad 3 procent. To musiało doprowadzić do ataku popytu - spadek o 3 procent po sześcioprocentowym spadku w środę i do tego dotknięcie tak ważnego wsparcia musiało pobudzić popyt. Indeks szybko wrócił do środowego zamknięcia i znowu zaczął spadać.

Od tego miejsca można zacząć mówić o wpływie niekończącej się opowieści o romansie Kongres – producenci samochodów. Na rynek dotarła informacja mówiąca o tym, że w Senacie osiągnięte zostało porozumienie w sprawie pomocy dla największych koncernów motoryzacyjnych. Kursy General Motors i Forda zaczęły rosnąć o kilkadziesiąt procent (to nie pomyłka), a indeks S&P 500 zabarwił się na zielono rosnąc ponad jeden procent. Problem jednak był w tym, że porozumienie osiągnęli czterej senatorowie ze stanów, w których ulokowane są centra produkcyjne samochodów, a nie cały Senat. Na dwie godziny przed końcem sesji Harry Reid, lider większości senackiej, oświadczył, że producenci musza złożyć kolejny program naprawczy, bo ten, który jest w posiadaniu Kongresu nie ma szans na zatwierdzenie. Pozytywem było to, że dla jego rozpatrzenia Kongres wróci na obrady w tygodniu zaczynającym się od 8 grudnia. Przedtem mówiono, że jeśli plan nie zostanie przyjęty to Kongres będzie podejmował kolejne decyzje dopiero po 20 stycznia,
czyli po inauguracji nowego prezydenta.

Po tym oświadczeniu indeks S&P 500 znowu zaatakował wsparcie z 2002 roku. Wyglądało to naprawdę fatalnie, bo przecież Kongres dał szansę producentom aut (ceny ich akcji rosły nadal, chociaż już poniżej 10 procent), a wyprzedaż była kontynuowana w najlepsze. Najwyraźniej likwiduje się kilka dużych funduszy. Wyprzedaż jest stanowczo zbyt irracjonalna jak na normalną wyprzedaż. Końcówka była wręcz dramatyczna. Indeks tracąc blisko 7 procent spadł do poziomu z 1997 roku. Cofnął się o 11 lat. Wsparcie w okolicach 780 pkt. (dno bessy z 2002 roku) zostało przełamane, więc powstała formacja podwójnego szczytu z zakresem spadku do 400 pkt. Ratunkiem byłby szybko powrót nad 780 pkt., bo w skali kilkunastu lat takie przełamanie jest jeszcze tylko naruszeniem.

GPW rozpoczęła czwartkową sesję tak, jak można było oczekiwać – dużym spadkiem indeksów. Taniały wszystkie duże spółki, a indeks WIG20 na długi czas ulokował się w przedziale minus 5 do minus sześć procent. Od południa u na również indeksy bardzo powoli ruszyły na północ, ale dane z amerykańskiego rynku pracy znowu zwiększyły skalę spadków. Nasze dane nie miały większego wpływu na zachowanie rynku. Okazało się, że w październiku dynamika produkcji wzrosła jedynie o 0,2 procent (oczekiwano wzrostu o 2,3 procent), a jej ceny (PPI) wzrosły o 2,4 procent (oczekiwano 2,3 procent). Tak kosmetyczny wzrost produkcji jednoznacznie sygnalizuje, że nasza gospodarka szybko zwalnia, a to wymaga cięcia stóp już w przyszłym tygodniu.

Sesja skończyła się wyprzedażą obniżająca WIG20 o prawie sześć procent. Jak widać działanie arbitrażystów ze środy na niewiele się zdały. Dzisiaj sytuacja wydaje się być w miarę prosta. Być może negatywne otwarcie i potem podążanie za innymi giełdami europejskimi, które polować będą na duże odbicie w USA. Gdyby u nas udało się wygenerować duże wzrosty to zaczęto by mówić o możliwości powstanie zapowiadającej wzrosty formacji podwójnego dna.

Komentarz przygotował
Piotr Kuczyński
Główny Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)