Jesteśmy liderem i basta!

PKB w II kwartale wzrósł o 4,3 proc. - podał GUS. To więcej niż prognozowali analitycy, więcej nawet niż oczekiwał premier Donald Tusk. Oznacza to, że hasło zielonej wyspy jest wciąż aktualne. Pytanie: jak długo?

Jesteśmy liderem i basta!
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos

30.08.2011 | aktual.: 30.08.2011 10:41

Oczekiwania rynku kształtowały się w okolicach 4-procentowego wzrostu. Dane GUS okazały się nawet lepsze niż optymistyczne założenia Ministerstwa Gospodarki. Resort Waldemara Pawlaka zakładał 4,1-4,2 proc. Donald Tusk przyznał, że będzie zadowolony ze wzrostu w granicach 3,5-4 proc.

Ale Ignacy Morawski z Polskiego Banku Przedsiębiorczości zaznacza: - Należy mieć świadomość, że negatywne zjawiska z Zachodu odbiją się na polskiej gospodarce z opóźnieniem. Trzeba się jednak cieszyć, że jeszcze nie teraz.

- Istotne, że inwestycje ruszyły, szczególnie że mamy czas niepewności oraz niepokojów na rynku - mówi Przemysław Kwiecień z Domu Maklerskiego X-Trade Brokers. - To dobrze wróży na przyszłość i jest optymistycznym punktem wyjścia przed rozpoczynającym się w Europie spowolnieniem. Co ważniejsze, dzieje się tak przy malejących wydatkach sektora publicznego. Oznacza to, że gospodarka nieco uniezależniła się od wspomagania rządowego.

Ciekawe, że w kwartale, w którym największe gospodarki zanotowały wzrost w okolicach zera, dynamika polskiego eksportu była nieco większa. Jak dodaje Przemysław Kwiecień - To będzie zasadniczy czynnik podtrzymujący wzrost w najbliższym czasie.

Liczby mówią za siebie

Publikacje poszczególnych urzędów statystycznych pokazują, że jesteśmy jedną z najbardziej dynamicznych gospodarek w Europie i najszybciej rozwijającym się państwem wśród tych największych. Biorąc pod uwagę potencjał państw, drugie za nami Niemcy zanotują po drugim kwartale zaledwie 2,8 proc. wzrostu rok do roku.

Mniejsze państwa będą miały nieco większy wzrost, lecz trudno porównywać nasz kraj z tak specyficznymi gospodarkami jak Malta czy Luksemburg. Z tyłu zostawiliśmy także naszych bliższych sąsiadów. W skali roku Czechy urosły w drugim kwartale o 2,4 proc, Węgry zwiększyły swój potencjał o 1,5 proc. Bliżej nas plasuje się Słowacja ze wzrostem 3,3 proc.

Z takim poziomem rozwoju, jak pokazują dane Banku Światowego, bardziej pasujemy do regionów Ameryki Łacińskiej lub Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej, które są ostatnio najbardziej dynamicznymi obszarami. Na tle reszty świata Polska może porównywać się z takimi gospodarkami jak Rosja, Brazylia oraz Argentyna. Te państwa mają zbliżone tempo wzrostu PKB, ale już żadna gospodarka rozwinięta nie jest w stanie dorównać naszemu potencjałowi wzrostu.

Co więcej, w zestawieniu "The Economist" Polska jest umieszczana wśród państw, których gospodarki stosunkowo dużo zyskały w czasie ostatniego kryzysu. Znaleźliśmy się w tak egzotycznym gronie jak Chiny, Indie, Indonezja czy Argentyna. Wyprzedziliśmy Tajwan, Brazylię czy Koreę Południową. Niemal cała Europa, USA i Japonia znalazły się po drugiej stronie zestawienia.

Jak zauważa Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha, nasza pozycja może być nawet niedoszacowana, gdyż te państwa peryferyjne prezentują często dane niewiarygodne. Zatem nawet z rozwojem rzędu 4 proc. w drugim kwartale, na tle ogólnego spowolnienia, Polska kwalifikuje się do ścisłego grona liderów wzrostu.

Wzrost finansowany kredytem to za mało

Nadchodzące ochłodzenie koniunktury napawa jednak niepokojem. Szczególnie że - jak wskazuje Paweł Szałamacha z Instytutu Sobieskiego - obecny wzrost gospodarczy jest finansowany na kredyt. To dzięki zwiększaniu zadłużenia możemy utrzymywać spory wzrost PKB. Problem polega na tym, że powtarzamy to, co miało miejsce w państwach Zachodu kilka lat temu. One również gwarantowały wzrost gospodarczy za pożyczone środki. Teraz widzimy konsekwencje takiego działania. Kryzys zadłużenia oraz nieuchronne spowolnienie.

- Niekontrolowany wzrost zadłużenia to prosta droga do kryzysu. Zadłużone państwo nie jest w stanie dawać impulsów do rozwoju gospodarczego. Nie obniży podatków ani nie zwolni przedsiębiorców z innych obciążeń finansowych - mówi Wiktor Wojciechowski z Fundacji Obywatelskiego Rozwoju.

W ostatnich latach zawsze znalazły się czynniki, które wspierały wzrost polskiego PKB. I tak za znaczną część naszego rozwoju są odpowiedzialne fundusze europejskie, które dostarczały nam bodźców, gdy przeżywaliśmy kulminację światowego kryzysu. Jednak 67 mld euro w latach 2007-2013 to potężny zastrzyk gotówki, a zarazem więcej niż budżet naszego państwa w 2010 roku.

- W ubiegłym roku nasz rozwój napędzały przede wszystkim firmy, które odnawiały zapasy choć jednocześnie wyhamowały swoje inwestycje - mówi Katarzyna Hyż z Departamentu Strategii i Analiz Banku PKO BP. - W tym natomiast znów zmieni się struktura czynników napędzających wzrost PKB. W pierwszym półroczu zanotowaliśmy znaczny przyrost konsumpcji prywatnej, na drugą połowę przewiduję z kolei ożywienie inwestycji.

Jednak nie można ciągle liczyć na sprzyjającą koniunkturę i należy w końcu dać gospodarce trwałe podstawy strukturalne w postaci szeregu głębokich reform. Ekonomiści jak mantrę powtarzają: skończyć z przywilejami emerytalnymi, wydłużyć wiek emerytalny, ograniczyć zasiłki i ulgi podatkowe. A to tylko początek.

- Bez wdrożenia szczegółowych reform strukturalnych nie mamy co liczyć na kontynuację pozytywnych trendów ekonomicznych - mówi Paweł Szałamacha. - Oszczędności wprowadzone przez Jacka Rostowskiego to mechaniczne obcinanie kołdry z każdej strony. Tymczasem potrzebne jest wprowadzenie budżetu zadaniowego oraz drobiazgowa analiza, z jakich kosztów można zrezygnować, a jakie są niezbędne.

Andrzej Sadowski uważa, że sukces polskiej ekonomii leży w naszych przedsiębiorcach, którzy nie zważając na trudne warunki są zdeterminowani w dążeniu do sukcesu. Muszą walczyć z przerośniętą machiną biurokratyczną i radzą sobie także z nadmiernymi obciążeniami fiskalnymi. - Pomyślmy, ile punktów wzrostu byśmy zyskali, gdybyśmy tę sytuację uzdrowili - konkluduje Sadowski.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)