Kelnerowi w kieszeń
Jeśli dać, to ile? Jak to zrobić, by się nie ośmieszyć? – nie raz takie pytania dręczyły niecodziennego gościa restauracji. Napiwek – to dowód wdzięczności za usługę. Dowód opodatkowany!
09.08.2005 | aktual.: 09.08.2005 09:15
Nigdy nie dałem i dawać nie będę. Wszyscy ci ludzie dostają przecież pensję za swoją pracę – zastrzega się Tomasz Gawlikowski.
- W tej branży potwierdza się opinia o poznaniakach – zaznacza Ewelina, studentka, pracownica Coffee Club. – Czekają nawet na 10 groszy reszty!
Pensja to nie wszystko
Pensja to jedynie niewielka część dochodów kelnera. Trzon stanowią właśnie napiwki. Restauratorzy doskonale orientują się, ile ich pracownicy mogą w ten sposób dorobić. Dobry lokal – bogaci goście – duże napiwki. Czasem kilkaset złotych dziennie. W Poznaniu tak jest w popularnych lokalach na Starym Rynku. W jednym z wywiadów Agnieszka i Marcin Kręgliccy, warszawskie rodzeństwo restauratorów, twierdzili, że ich kelnerzy mają około 200 zł datków dziennie. Po zsumowaniu wszystkich napiwków dzielą się nimi z pozostałym personelem. Dlaczego? Bo szybsza praca pani w zmywaku, kucharza czy barmana to także sprawniejsza obsługa gościa przez kelnera. A gość zadowolony na pewno o napiwku nie zapomni.
- Pracuję w branży od czterech lat, nie tylko w Poznaniu. Zapewniam, że tu z napiwków wyżyć się nie da. Tu są specyficzni ludzie – podkreśla Ewelina. W poznańskim Sfinksie kelnerzy mają tyle, ile sami uzbierają. Nie dzielą się z pozostałą załogą, ale między sobą. Bywa, że jest to kilkaset złotych. W Starym Browarze podobno otrzymują najmniej. Podobne opinie mają koledzy po fachu innych lokali.
- Dlaczego? To proste. Do Browaru klient przychodzi przede wszystkim na zakupy. Przy stoliku siada, gdy zgłodnieje – tłumaczy jeden z nich. – Do lokalu na Starym Rynku wybiera się, by zjeść.
Jak dać?
W niektórych pubach, kafejkach, mniejszych restauracjach stanęły pojemniki z napisem „datki dla obsługi”.
- Niewiele osób wrzuca tu pieniądze. Po pracy dzielimy je proporcjonalnie na całą obsługę kelnerską – zdradza Ewelina. – Jest dobrze, gdy wychodzi po 10 zł. W najbardziej eleganckich restauracjach rachunek podawany jest w specjalnym, zamykanym etui i tam należy też włożyć napiwek – wyraźnie oddzielony od podstawowej zapłaty. Gdy chcemy płacić kartą dopisujemy albo do rachunku w pozycji ,,tip” (z ang.) lub ,,napiwek” dodatkową kwotę. Dajemy tak, by kelner wiedział, co jest dla niego, ale by goście przy sąsiednich stolikach nie byli tego świadkami.
Ile?
W USA zwyczajowo daje się 25 proc. do rachunku. To bardzo dużo, jak na polską kieszeń. W Wielkiej Brytanii dodaje się ok. 10 – 15 proc. do rachunku podstawowej usługi, jednak w większości lokali na rachunku jest pozycja – kwota doliczona za obsługę lub sugerowana kwota za obsługę.
- Zagraniczni goście często myślą, że płacąc rachunek, dają jednocześnie napiwek, a jest zupełnie inaczej – podkreśla Marta, która ma za sobą staże i praktyki w poznańskich hotelach i lokalach gastronomicznych.
W Anglii napiwki daje się przede wszystkim obsłudze hotelowej, taksówkarzom. Na przykład za wniesienie walizek jest to najmniej pół funta od sztuki. U nas przyjęło się dawanie ok. 10 procent od rachunku lub zaokrąglanie go do wyższej kwoty. Kilka lat temu w Gospodzie ,,Młyńskie Koło” jeden z kelnerów dostał 700 złotych od jednego targowego gościa!
Danina dla fiskusa
Nieważne, czy napiwek mały jest, czy duży. Ważne, że trzeba od niego odprowadzić podatek. Wg Ministerstwa Finansów napiwki doliczane do rachunków wystawianych klientom są, zgodnie z art. 12 ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych, przychodem ze stosunku pracy i podlegają opodatkowaniu łącznie z wynagrodzeniem za pracę. Opodatkowane są także datki wyjmowane z puszki, wypłacane z karty lub przekazywane z ręki do ręki. Żadnemu z naszych rozmówców do głowy nie przyszło, że mają na pieńku z fiskusem….
Beata Marcińczyk