Legia, czyli dobry adres
Legia wiosną zdobyła mistrzostwo Polski, jesień też zakończyła na pierwszym miejscu i wszystko wskazuje, że w przyszłym roku będzie podobnie.
14.12.2014 | aktual.: 17.12.2014 10:30
To wynika z kilku rzeczy, wśród których prawie stuletnie tradycje też mają znaczenie. Klub z Warszawy nie jest skazany na sukces, ale stołeczny adres, w dodatku niezmienny od początków Drugiej Rzeczpospolitej, to jeden z najcenniejszych walorów Legii. W ciągu prawie wieku zmienił się sport, nie uległo zmianie tylko to, że interes w mieście stołecznym, w każdej dziedzinie robi się łatwiej niż na prowincji. Trzeba wyjątkowego ignoranta, żeby ten kapitał początkowy zmarnować, czego dokonał niedawny właściciel Polonii Ireneusz Król. Jemu nawet Warszawa nie pomogła, a jego nazwisko przeszło do historii jako tego, który zastał Polonię w ekstraklasie a zostawił w IV lidze.
Legia narodziła się jako drużyna legionowa, przed wojną nawet w Warszawie nie była najlepsza, po wojnie skorzystała na rządach komunistów a dzięki sukcesom, które zapewnili jej najlepsi sportowcy z całej Polski stała się czołowym klubem Europy. I cieszyła się popularnością, której nawet stan wojenny nie osłabił. A przecież ci, którzy ten stan ogłosili i ci, którzy rządzili Legią nosili te same wojskowe mundury. Sympatia do sportu okazała się silniejsza od nienawiści do partyjniaków i tak powinno być. W wolnej Polsce Legia też bywała faworyzowana przez polityków, ale w większym stopniu podlega prawom ekonomii. Mam długą listę zastrzeżeń do obecnych właścicieli. Gdyby byli bardziej kompetentni a mniej zadufani w sobie, Legia grałaby dziś w Lidze Mistrzów i nie musiałaby płacić kar za kibiców, którzy wolność pojmują jako anarchię. Ale mimo tych zastrzeżeń to Legia jest na czele, wyprzedza konkurencję zdecydowanie, a do tego warszawski adres nie wystarcza.
Jeśli chodzi o konkurentów Legii, należy szanować Bogusława Cupiała, który od piętnastu lat inwestuje w Wisłę Kraków i Janusza Filipiaka, obecnego od dziesięciu lat w Cracovii. Także Jacka Rutkowskiego, który w roku 2006 uratował Lecha, łącząc z nim Amikę w Poznaniu. Raz im się powiedzie, raz nie, ale zazwyczaj zachowują się rozsądnie, nie dają do zrozumienia, że wraz z klubami kupili prawo do nieomylności. Przegrał już na tym właściciel Widzewa Sylwester Cacek a w trakcie agonii jest właściciel Zawiszy Radosław Osuch. Właściciela Lechii nie znam, wiem tylko, że w jego imieniu rządzą zaufani agenci piłkarzy. Ja bym im nie zaufał.