Lekarze nie mają gdzie się szkolić
Ministerstwo Zdrowia przygotowało dla nich 444 miejsca. To o 398 mniej niż rok temu
02.03.2012 | aktual.: 02.03.2012 14:53
Chętni są, a miejsc brak
Według lekarzy to śmiesznie mała liczba, nieadekwatna do zapotrzebowania, jakie zgłaszały szpitale w urzędach wojewódzkich. Najwięcej miejsc rezydenckich przyznano w mazowieckim (39) i śląskim (37), najmniej w podkarpackim (17), opolskim (19) i lubuskim (19). W województwie pomorskim, gdzie ministerstwo przydzieliło 23 miejsca, zgłoszono zapotrzebowanie na 110 etatów szkoleniowych. W warmińsko-mazurskim szpitale ubiegały się o 102 miejsca, a MZ przydzieliło ich 26. W kujawsko-pomorskim o 134 – przydzielono 34.
- Wcześniej nie było problemu, wszyscy chętni dostawali etat. Rok temu w postępowaniu wiosennym ministerstwo przydzieliło nam 102 miejsca, a wykorzystaliśmy tylko 52 - mówi Genowefa Kmieć-Baranowska, dyrektor Warmińsko-Mazurskiego Centrum Zdrowia Publicznego w Olsztynie.
W tym roku w warmińsko-mazurskim sytuacja też nie wydaje się zła. Przyjęto 25 wniosków od lekarzy, chociaż nie jest to ostateczna ich liczba. Dokumenty mogą napływać jeszcze pocztą, gdyż liczy się data stempla. Sprawa wygląda gorzej w mazowieckim, gdzie póki co wpłynęły 222 wnioski, a miejsc jest 39 czy w małopolskim – złożono 105 wniosków, a ministerstwo przydzieliło 33 miejsca.
Dlaczego w tym roku jest mniej miejsc szkoleniowych? „Ministerstwo Zdrowia przyznało po jednej rezydenturze we wszystkich dziedzinach medycyny, w których zgłoszono zapotrzebowanie na rezydentury” - otrzymał odpowiedź na to pytanie Grzegorz Napiórkowski, prezes zarządu Stowarzyszenia „Młody Lekarz”.
W Ministerstwie Zdrowia ciężko dowiedzieć się, co jest przyczyną takiego stanu rzeczy. Nieoficjalnie mówi się, że brak funduszy na ten cel.
Zbyt mało czasu
Dwa razy w roku (1-31 marca i 1-31 października) odbywa się postępowanie kwalifikacyjne, na podstawie którego lekarze rozpoczynają specjalizację. Zgodnie z ustawą o zawodach lekarza i lekarza dentysty oraz rozporządzeniem ministra zdrowia w sprawie specjalizacji lekarzy i lekarzy dentystów, lista rezydentur powinna zostać ogłoszona na 21 dni przed rozpoczęciem postępowania kwalifikacyjnego, czyli w przypadku wiosennego naboru, 8 lutego. Informacja na stronie MZ pojawiła się dopiero 22 lutego.
Lekarze mieli więc kilka dni na złożenie wniosków o staż w trybie rezydenckim, bo termin minął 28 lutego. Wcześniej nie mogli tego zrobić, ponieważ listy zawierają niezbędne do złożenia wniosku informacje, w których ze szpitali będą utworzone miejsca szkoleniowe finansowane przez Ministerstwo Zdrowia i Ministerstwo Finansów.
I znów ministerstwo milczy dlaczego listy opublikowano z opóźnieniem. Mimo wielokrotnych prób wyjaśnienia tej sprawy, zespół prasowy odkłada odpowiedź na nurtujące, zwłaszcza młodych lekarzy, pytanie.
W potrzasku
O tym, czy lekarz dostanie etat szkoleniowy decyduje głównie jak zdał Lekarski Egzamin Państwowy. Jeśli więc było wiadomo, że miejsc na rezydenturę jest niewiele, niektórzy mogli w ogóle zrezygnować z ubiegania się o etat. - Ilość złożonych przez lekarzy wniosków nie pokazuje realnego zapotrzebowania na rezydentury - twierdzi Napiórkowski.
Opublikowanie list na kilka dni przed rozpoczęciem rekrutacji, jak to miało miejsce przy obecnym naborze, stawia młodego lekarza w nieciekawej sytuacji. Gdy nie uda mu się dostać na rezydenturę, może ubiegać się o miejsce w trybie odwoławczym. Wtedy ma szansę na etat w innej specjalności, jeśli nie było na nią chętnych. Trudno jednak liczyć w tym roku na łut szczęścia, skoro miejsca przydzielono metodą zero-jedynkową, czyli albo jest jedno, albo wcale w danej specjalności.
Gdy to zawiedzie, zostaje szkolenie się na wolontariacie (na taką opcję właściwie nikt nie jest w stanie sobie pozwolić) lub można liczyć, że szpital z własnych środków utworzy etat. To jednak placówki robią niechętnie. Nie mogą mieć pewności, że wyszkolony pracownik akurat u nich będzie wykorzystywał w późniejszej pracy zdobyte doświadczenie. Lekarze zwracają też uwagę, że w takiej sytuacji trudno o staże na innych oddziałach, a bez nich podejście do egzaminu specjalizacyjnego nie jest możliwe.
Może się zatem zdarzyć, że młody lekarz na pół roku zostanie bez pracy. Dopiero przy jesiennej rekrutacji będzie mógł powtórnie starać się o rezydenturę. Jest jeszcze jedno wyjście – zmiana miejsca zamieszkania. W zeszłych latach zdarzało się, jak w warmińsko-mazurskim, że nie wszystkie przydzielone przez ministerstwo rezydentury zostały wykorzystane. Wówczas nieobsadzone miejsca są dostępne dla lekarzy z innych województw. Są tacy, którzy decydują się na ten krok, nie widząc innej możliwości.
- Rezydentury to inwestycja państwa w dobrze wykształcony personel medyczny. Gdy jednak w ten sposób będzie się podchodziło do sprawy, lekarze albo wyjadą, albo będą niedouczeni, co ostatecznie odbije się na zdrowiu pacjentów - zauważa Napiórkowski.
Anna Dąbrowska/JK