Licealiści będą się uczyć o astrologii
Różdżkarstwo, astrologia, żyły wodne i lewitacja - o tym mają się uczyć licealiści na lekcjach przyrody. To skandal - mówią naukowcy.
Nowa podstawa programowa, która do szkół ma wejść za trzy lata i już budzi liczne kontrowersje. Buntują się głównie naukowcy, którzy nie rozumieją, w jakim celu uczeń ma zgłębiać tajniki bioenergoterapii, czy "unoszenia się ascetów nad ziemią". W zamian - w liście do minister edukacji - fizycy z Uniwersytetu Warszawskiego proponują np. zajęcia z logiki - pisze "Rz".
Ministerstwo tłumaczy jednak, że z tematyką bioenergoterapii uczniowie mogą się spotkać w codziennym życiu. Dobrze, by wiedzieli coś na ten temat.
"Szkoła nie może odwracać się od zagadnień, które uczniowie spotykają w życiu - wyjaśnia w rozmowie z "Rzeczpospolitą" wiceminister edukacji Zbigniew Marciniak.
Tłumaczy on, że nauczyciele nie będą upowszechniać "tajemnej wiedzy", a wręcz przeciwnie - przekonywać, że np. astrologia jest "nic niewarta z punktu widzenia naukowego".
Elżbieta Zawistowska, nauczycielka fizyki z Liceum im. Staszica w Warszawie twierdzi jednak, że omawianie takich zagadnień na lekcjach nie ma sensu, bo nie mają one dostatecznych podstaw naukowych.
W ubiegłym tygodniu naukowcy opublikowali list otwarty jako reakcję na opublikowanie przez Urząd Pracy (podległy Ministerstwu Pracy i Polityki Społecznej) dokumentu "Klasyfikacja zawodów i specjalności". W dokumencie tym obok takich profesji jak architekt, adwokat, matematyk czy urzędnik pojawiają się astrolog, wróżbita, bioenergoterapeuta, refleksolog czy radiesteta.
Ministerstwo Pracy nie wycofało się jednak ze swojego pomysłu. - Nie wykluczymy wróżki z listy zawodów; jest zawód naukowca, jest i wróżki - wyjaśniła rzeczniczka ministerstwa Bożena Diaby.