MF: zyski inwestorów nie rosną
Ministerstwo Finansów prognozuje, że w tym roku wpływy z podatku giełdowego nie będą wyższe niż przed rokiem. To bardzo ostrożny szacunek – oceniają brokerzy.
Do końca lutego domy maklerskie mają czas na wyliczenie, jaki podatek ze sprzedaży instrumentów finansowych powinni zapłacić inwestorzy. Duża część biur dopiero przystąpiła do kalkulacji i drukowania formularzy PIT-8C. Trudno więc w tej chwili o jakiekolwiek dane mówiące o tym, jak rok wzrostów na giełdzie przełożył się na zyski Polaków.
Podobnie jak przed rokiem
Szacunki musiało jednak poczynić Ministerstwo Finansów, przygotowując tegoroczny budżet. – Na 2010 r. przyjęto, że dochody z podatku z odpłatnego zbycia papierów wartościowych lub pochodnych instrumentów finansowych (tzw. podatku giełdowego) wyniosą 1,2 mld zł – informuje nas Magdalena Kobos, rzecznik resortu.
Szacunki MF zakładają zatem, że wpływy z podatku giełdowego rozliczanego za 2009 r. będą zbliżone do wyniku sprzed roku – dane na koniec listopada wskazują na dochody sięgające 1,23 mld zł. Ich poziom nie powinien się już zwiększyć. Zwykle w drugiej połowie roku fiskus nie może bowiem liczyć już na dodatkowe pieniądze od inwestorów – termin na rozliczenia to kwiecień.
Lepsza koniunktura
Brokerzy oceniają obliczenia ministerstwa jako ostrożne.– Porównujemy się z rozliczeniami za rok 2008 r., w czasie którego dominowały spadki i w praktyce zarobić można było tylko na instrumentach pochodnych. Tymczasem w ubiegłym roku mieliśmy do czynienia z wyraźnym wzrostem wycen – mówi Marek Pokrywka, dyrektor działu operacyjnego DM BOŚ. – Dodatkowo spora oferta publiczna PGE przyciągnęła nowych inwestorów, co przyczyniło się do zwiększenia bazy podatkowej – dodaje.
MF nie zdradza, w jaki sposób doszło do poziomu 1,2 mld zł. Ekonomiści przyznają, że dochody budżetowe na ten rok (nie tylko sam podatek giełdowy) były prognozowane „konserwatywnie”, przy założeniu niskiego wzrostu PKB i niskiej inflacji. Resort boleśnie bowiem odczuł przeszacowanie dochodów na 2009 r. – co wymagało poprawiania ustawy budżetowej w trakcie roku. Odwrót od optymizmu
Zbyt duży optymizm dało się zauważyć także w przypadku szacowania wpływów z giełdowej taksy w 2009 r. Na początku roku MF planowało, że inwestorzy wpłacą 1,35 mld zł. Już wtedy brokerzy powątpiewali w te szacunki, podkreślając, że jedynie co piąty klient wykazał zysk. Ostatecznie wpływy będą o około 100 mln zł mniejsze niż założono. Maklerzy przypominają, że podatek płaci się tylko po sprzedaży akcji, co utrudnia prognozowanie. – Gdy jest dobry rok, nie wszyscy zamykają pozycje. Inwestorzy wolą trzymać papiery, przez co jednak nie ma zysków do opodatkowania – mówią.
Taksa Belki nie przynosi ostatnio zakładanych kwot do budżetu
Drugi rok z rzędu wpływy z podatku Belki będą niższe od tych, jakie założył minister finansów w ustawie budżetowej. Zamiast spodziewanych 4,25 mld zł, po 11 miesiącach w kasie państwa znalazło się zaledwie 3,2 mld zł.W budżecie na 2008 rok zakładano, że Polacy zapłacą 1,9 mld zł podatku od sprzedaży akcji i 2,2 mld zł od odsetek od przychodów na lokatach bankowych. Gdy po dziewięciu miesiącach w pierwszym przypadku wpływy przekroczyły 2,2 mld zł, w drugim zaś wyniosły 1,52 mld zł, ministerstwo podniosło swoje prognozy dotyczące spodziewanych wpływów. Wyliczyło, że za zbycie akcji fiskus otrzyma 2,3 mld zł, a z odsetek od lokat 2,4 mld zł. Czyli w sumie 0,6 mld zł więcej. Rzeczywiste dochody wyniosły w pierwszym wypadku nieco ponad 2,2 mld zł, w drugim 2 mld zł.Podobnie sytuacja wyglądała w ubiegłym roku. Ambitne wyliczenia resortu niewiele miały wspólnego z prawdziwym stanem konta budżetu państwa w pozycji „podatek Belki”. Po listopadzie (MF nie upublicznił jeszcze danych za grudzień) wpływy przekroczyły 3,2
mld zł, podczas gdy w ustawie zapisano w sumie kwotę 4,25 mld zł.
– To nie jest zaskoczenie, przecież stopy procentowe spadały, lokaty więc stawały się mało atrakcyjne – mówi Mateusz Szczurek, główny ekonomista ING Banku Śląskiego. Piotr Kalisz, główny ekonomista Banku Handlowego, dodaje, że przyczyną mogła być też rosnąca popularność lokat chroniących przed koniecznością płacenia podatku, np. tzw. jednodniowych. – Analitycy MF zasugerowali się bardzo dobrą pierwszą połową ubiegłego roku, kiedy rzeczywiście depozyty rosły, bo banki kusiły atrakcyjnymi warunkami – mówi ekonomista. – Gdy stopy się ustabilizowały, a złoty umocnił sytuacja się zmieniła, stąd tak duża różnica pomiędzy planem a rzeczywistymi wpływami.