"Nic nie robią", a zarabiają
Gdyby spojrzeć na nich z boku można pomyśleć, że nic nie robią. Najczęściej siedzą, stoją, przechadzają się lub po prostu są. No i zarabiają oczywiście. Czasem dużo więcej niż np. pracownik fizyczny.
03.02.2011 | aktual.: 03.02.2011 12:27
Osoby stróżujące w nocy, hostessy lub ochroniarze mogą się obrazić słysząc, że nic nie robią. Przecież ciąży na nich odpowiedzialność – muszą „pilnować obiektu”, dbać o wizerunek firmy lub uważać, by do firmy nie dostała się osoba niepożądana. Zapytaliśmy stróża nocnego, hostessę reklamującą produkty w supermarkecie i ochroniarza pilnującego wejścia do lokalu ile zarabiają i czy…nie nudzą się w pracy.
Piotr od 2 lat jest stróżem na parkingu w Warszawie. Pracuje na zmiany, najczęściej w nocy. Jak twierdzi, nie mógł znaleźć innej pracy. Początkowo bardzo się męczył. Mówi, że nie wiedział „co ze sobą zrobić”. Teraz już się przyzwyczaił i nie chce zmieniać zatrudnienia. Ma cały etat.
Piotr: to ciężka robota tak nic nie robić
- Przez pierwszy miesiąc myślałem, że zwariuję. Całą noc siedziałem w kanciapie dwa metry na cztery. Trochę czytałem, trochę oglądałem telewizję, ale właściwie można było oglądać tylko pornole albo bardzo ambitne filmy, bo takie telewizja puszcza w nocy. Nic interesującego. Właściwie w pracy nic nie robiłem. Robiłem kawę, to wychodziłem z pieskiem na obchód. Po prostu tragedia. To ciężka robota tak nic nie robić. Wtedy twierdziłem, że nie wytrzymam. Ale jak dla mnie zarobki są dobre, zarabiam 1,8 tys. zł netto. Wkręciłem się, przyzwyczaiłem się. Kupiłem sobie laptop i w nocy gram, gadam ze znajomymi, już się tak nie nudzę. Mam też inne podejście do tej pracy. Jednak jestem odpowiedzialny za pozostawione samochody na parkingu. Raz było włamanie, ale szybko wezwałem policję i złapali złodzieja prawie na gorącym uczynku. Dostałem wtedy premię 500 zł. Kilka razy miałem podejrzenie, że klient może spróbować ukraść auto, ale gdy mnie zobaczył uciekł. Muszę się też liczyć z tym, że mogą na mnie napaść, mam gaz. Na
naszym parkingu stawiają coraz droższe wozy i roboty może być coraz więcej – twierdzi Piotr Szydłowski, stróż, ma 52 lata.
Jarek: Przy kopaniu rowów tyle bym nie zarobił
Jarek (pseudonim „Młot”) jest tzw. bramkarzem w Gdyni. Zajmuje się selekcją przychodzących do lokalu gości. Mówi „żyć nie umierać”, lepszej pracy nie mógł sobie wymarzyć.
- Mam z tego 2 tysiące na rękę. Ale też pomagam porządkować lokal, wyrzucam niewygodnych gości. Generalnie dbam o porządek. Czy się nudzę? W życiu! Mogę sobie pooglądać fajne dziewczyny, pogadać z kumplami, pograć w gierki. Ale wymagania też są. Muszę wyglądać. Chodzę na siłownię, dbam żeby mięśnie nie sflaczały. W końcu bramkarz to bramkarz. Jestem bardzo zadowolony, przy kopaniu rowów bym tyle nie zarobił, no i musiałbym się napracować – mówi Jarek „Młot” Rymanowski, ma 26 lat, waży 105 kg , ukończył podstawówkę, robił też zawodówkę wieczorowo, ale nie udało mu się jej ukończyć.
Dagmara: to praca dla kukły, nie dla człowieka
Dagmara pracuje w supermarkecie jako hostessa. Przechodzi koło półek z kosmetykami i mówi „Zapraszam do zakupu szamponu marki…, tylko teraz 20% gratis”. Dagmara jest na pierwszym roku pedagogiki w Gdańsku. Mówi, że w pracy umiera. Ale podpisała umowę i musi reklamować produkt do końca września. - To miała być praca łatwa i przyjemna. Myślałam w sam raz dla mnie. Ale jest fatalnie. Bo to, ile zarobię zależy od sprzedaży. A ludzie nie chcą kupować tego szamponu, bo to nieznana marka. Ja mnie widzą skręcają w bok! Bolą mnie nogi, muszę tak chodzić 5 godzin po południu, a w sobotę i niedzielę od rana. Jest tylko przerwa na jedzenie. Już praca kasjerek lub tych, którzy układają towar jest lepsza. Nie nudzą się, wykonują coś konkretnego. Zarabiam na godzinę 6 zł. Równie dobrze mogliby postawić kukłę przed tymi szamponami, szkoda człowieka. To nie jest ciężka praca, tylko bardzo demotywująca i bezsensowna – opowiada Dagmara.
Janek: zaciskam zęby i noszę te rury i pustaki
Janek jest pomocnikiem murarza. Jak mówi na brak czynności w pracy nie narzeka. Pracuje fizycznie za 1,4 tys. zł czasem od świtu do nocy. Nigdy się nie nudził. Oglądanie w pracy telewizji to dla niego abstrakcja. Od noszenia materiałów budowlanych ma chory kręgosłup.
- Moja praca jest ciężka, przecież trzeba przetransportować cegły, czy pustaki. Chociaż mamy urządzenia, dźwigi, czy podnośniki, to i tak dużo trzeba samemu przenieść. Lekarz zakazał mi pracować na budowie, ale gdzie ja znajdę robotę, jak się tylko na tym znam, no to zaciskam zęby i noszę te rury i pustaki – opowiada Janek Graś, ma 22 lata, pracuje na zlecenie w firmie Monter.
(kw)/JK