Nowy szczyt i nowe wątpliwości

Już na otwarciu WIG20 zdołał wyznaczyć nowy tegoroczny szczyt notowań, w istocie wspinając się na najwyższy poziom od października ubiegłego roku. Ale skończył dzień niżej, niż go zaczął.

Nowy szczyt i nowe wątpliwości
Źródło zdjęć: © Open Finance

20.10.2009 17:15

Za sprawą lepszego od oczekiwań raportu kwartalnego Apple i późniejszych zwyżek w Azji, początek sesji w Warszawie musiał być wzrostowy. A do tego jeszcze każdy wzrost oznaczał przełamanie szczytu z 25 sierpnia i wyznaczenia nowego, a więc - domyślnie - oznaczał wygenerowanie silnego sygnału kupna. Stąd notowania rozpoczęliśmy z wysokiego C - WIG20 szybko wspiął się na 2360 punktów - o 40 powyżej wczorajszego zamknięcia. Dalej jednak wzrost nie był już kontynuowany - wręcz przeciwnie, zobaczyliśmy realizację zysków, która owe 40 pkt z powrotem indeksowi odebrała. Dopiero po wyciszeniu porannych emocji, sytuacja zaczęła wracać do równowagi, a to oznaczało - wobec niezłych nastrojów w Europie - powrót do wzrostów. Jednak poziom z otwarcia nie udało się już osiągnąć. Co więcej, po południu nadeszły słabsze od oczekiwań dane z USA - liczba wydanych pozwoleń na budowę domów i liczba budów rozpoczętych, zamiast wzrosnąć, nieznacznie się skurczyła. Ponieważ są to kolejne dane potwierdzające raczej pewnego rodzaju
stagnację po odbiciu od dna, a nie kontynuację tendencji wzrostowej, inwestorzy mogą czuć lekki niepokój. Atmosferę próbował ratować Caterpillar, którego wyniki przekroczyły oczekiwania analityków - w III kwartale producent maszyn budowlanych zamiast spodziewanych 5 centów zysku na akcję zarobił 64 centy. Tyle tylko, że to i tak o ponad połowę mniej niż przed rokiem, a firma ratuje się ścięciem zatrudnienia o 18,7 tys. etatów. Trudno więc o entuzjazm z tego powodu i początek notowań na Wall Street przebiegał pod znakiem spadków. U nas jednak na końcowym fixingu mieliśmy podciągnięcie rynku, jakby inwestorzy nie dopuszczali myśli, że bicie rekordów może się skończyć inaczej, niż wyznaczaniem kolejnych szczytów. Obroty wzrosły dziś do 1,64 mld PLN (o pół miliarda) na całym rynku akcji, ale w dużej mierze jest to zasługą Banku Handlowego - tu obroty wyniosły 257 mln PLN i były najwyższe na całym rynku.

Euro w początkowej fazie dnia znalazło się o włos od poziomu 1,50 USD, ale okazało się, że ten włos jest zbyt gruby, by się przez niego przebić. Pod koniec dnia, kiedy pojawili się chętni do realizacji zysków, euro było już o pół centa tańsze. U nas dolar spadł do 2,767 PLN by na koniec dnia zawrócić do 2,78 PLN. I tak jest najtańszy od listopada. Euro potaniało do 4,155 PLN, ale w ciągu dnia było o grosz tańsze, a frank spadł nieznacznie - do 2,748 PLN. Ropa pokonała dziś poziom 80 dolarów za baryłkę po raz pierwszy od roku, ale tylko po to, żeby zawrócić i spaść o dolara. Złoto trzyma się 1 060 dolarów za uncję, tak mocno, jakby zależała od tego przyszłość pokoleń, miedź zaś po zmierzeniu się z tegorocznym rekordem cenowym zawróciła i ostatecznie podrożała dziś o 0,6 proc. Reasumując, nie da się wykluczyć większej nerwowości w najbliższych dniach, ponieważ rynek może równie łatwo wejść na nowe szczyty, jak dojrzeć do korekty. Ponieważ optymistyczne prognozy rzucane są coraz swobodniej, wypada uznać, że
ryzyko rozczarowania rośnie.

Emil Szweda, Open Finance

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)