Polacy są ciągle niewolnikami w obozach pracy
Nawet kilkudziesięciu Polaków może nadal niewolniczo pracować w miastach Sheffield oraz Blackburn w Wielkiej Brytanii - czytamy w "Dzienniku Bałtyckim". Kilku z nich udało się uciec w ubiegłym tygodniu. Opowiedzieli o horrorze, którzy przeżyli.
02.02.2009 | aktual.: 03.02.2009 12:10
- Znalazłem ogłoszenie w gazecie - "Anglia praca od zaraz". Zadzwoniłem na podany brytyjski numer komórki - opowiada Krzysztof Kropidłowski, jeden z uciekinierów, pochodzący z Pomorza. - Oferta była bardzo dobra, miałem zarabiać 10 funtów na godzinę. Zdecydowałem się. Zrezygnowałem z pracy w Polsce. Wypłaciłem wszystkie pieniądze, które jeszcze miałem.
Pan Krzysztof kupił bilet do Liverpoolu. Na miejscu miał czekać pośrednik, który zapewniał transport do Blackburn. Tam właśnie mężczyzna miał podjąć pracę jako budowlaniec. Oszukany Polak nie był jedyny. Na pośrednika czekali też inni, nawet dwa dni.
Jak już przyjechał, wszystkich Polaków wpakowano do małego samochodu i wieziono po mieście tak, by nie rozpoznali drogi.
- W końcu trafiliśmy do dzielnicy zamieszkanej, jak mi się wydaje, przez emigrantów z Indii bądź Pakistanu. Na miejscu okazało się, że pracodawcą jest grupa Romów z Polski. Natychmiast zażądali od nas zapłaty za załatwienie pracy, około 200 funtów - dodaje pan Krzysztof.
Spali na gołej ziemi po kilkunastu w pokoju. Praca trwała ok. 12 godzin. Tylko w nocy mogli wyjść z budynku, ale nie mieli dokąd uciec, bo w okolicy nie było żadnego autobusu czy stacji kolejowej. Wśród pracowników był jeden podstawiony, tak aby "pracodawcy" wiedzieli, co się dzieje.
Ci, którzy próbowali dopominać się o pieniądze, byli zastraszani.
Gehenna Pomorzanina się skończyła, kiedy udało się przekonać do ucieczki kierowcę samochodu, który dowoził nowych pracowników z lotniska. Był to Polak.