Posłowie chcą skończyć ze zmianą czasu. To kosztowna zabawa
Politycy PSL podkreślają, że zmiana czasu źle wpływa na nasze samopoczucie i domagają się jej zaprzestania. Korzyści nie przynosi ona również gospodarce, problemy mają firmy transportowe czy banki. Mimo to niemiecki wymysł z czasów I wojny światowej funkcjonuje i nie ma odważnych, by obowiązujące prawo zmienić.
11.09.2017 | aktual.: 11.09.2017 10:49
Temat ustawy, która zniosłaby zmianę czasu w Polsce, wraca co pół roku, czyli za każdym razem, kiedy musimy przestawiać zegarki. Tym razem pierwsi zareagowali politycy PSL. - W polskich warunkach klimatycznych jesień staje się koszmarna, bo większość z nas kończy pracę po zmroku - mówi Marek Sawicki. A to bezpośrednio wpływa na samopoczucie Polaków.
Argument zdrowotny wcale nie jest nowością. Najgorzej jest wiosną, kiedy godzina jest nam odbierana. Z badań specjalistów University of Alabama w Birmingham (USA) wynika, że przesunięcie wiosną wskazówek zegara o godzinę do przodu może o 10 proc. zwiększać też ryzyko zawału serca.
Zobacz także
Naukowcy z fińskiego Uniwersytetu w Turku wykazali natomiast, że przestawienie zegara o godzinę do przodu i zakłócenie rytmu dobowego zwiększa ryzyko udaru niedokrwiennego mózgu, jednak tylko tymczasowo. Analiza danych zbieranych przez 10 lat wśród mieszkańców Finlandii wykazała, że ogólna częstość występowania udaru niedokrwiennego była o 8 proc. wyższa w ciągu pierwszych dwóch dni po zmianie czasu na letni.
Krótko mówiąc, zmiany czasu nie mają na nas pozytywnego wpływu, a wręcz na krótki czas zaburzają działanie organizmu.
Gospodarka cierpi
Zmiana czasu wpływa jednak nie tylko na samopoczucie. Fundacja Republikańska wskazuje na problemy banków czy opóźnienia w transporcie. Jedna godzina powoduje dziesiątki milionów złotych strat. Prowadzi także do większej liczby wypadków drogowych, co zaobserwowali naukowcy w poniedziałek po przestawieniu zegarków.
W zasadzie jedynym argumentem, który sprawił, że zmiana czasu w ogóle stała się powszechnie obowiązującym nakazem, była chęć zaoszczędzenia na energii elektrycznej. Forsowali ją Niemcy w czasie I wojny światowej. O ile wtedy mogło mieć to jeszcze jakieś znaczenie, o tyle dziś większość fabryk działa w trybie 24-godzinnym i zmiana czasu nie zmienia nic w poborze energii. Rodzi za to dodatkowe problemy. Trzeba przecież inaczej zorganizować pracę swoim pracownikom lub dopłacić za nadliczbową godzinę. Jakby tego było mało, zmiana czasu ma zmniejszać efektywność pracowników.
Japończycy wyliczyli nawet, że stosowanie czasu letniego może zmniejszyć emisję dwutlenku węgla o 400 tys. ton i pomóc zaoszczędzić do 930 mln litrów paliwa.
Unijna dyrektywa
W całej Unii Europejskiej czas letni zaczyna się w ostatnią niedzielę marca, a kończy w ostatnią niedzielę października. Reguluje to dyrektywa z 2001 r. W 2017 roku do czasu zimowego wrócimy zgodnie z nią 29 października. Zmiana tylko w jednym państwie rodzi pewne problemy, ale nie jest niemożliwa. Unia zostawia w tej kwestii dowolność. Nikt się jednak jeszcze na to nie zdecydował. Zdaniem Fundacji Republikańskiej przyczyną jest po prostu przyzwyczajenie.
W Polsce poprzednie rozporządzenie o zmianie czasu obowiązywało do 2016 r. Pojawiła się więc realna szansa, aby z niej zrezygnować i rząd PiS otrzymał w tej sprawie wiele apeli. Ostatecznie rozporządzenie przedłużono jednak do 2021 r. Politycy PSL liczą jednak, że premier Beata Szydło je zmieni. Projekt ustawy o wprowadzeniu czasu letniego przez cały rok politycy tego ugrupowania zamierzają złożyć we wtorek.