Pozew o 28 mln zł
Grzegorz Wieczerzak, były prezes PZU Życie, chce odszkodowania za areszt.
17.12.2014 | aktual.: 17.12.2014 10:05
Dwa lata, osiem miesięcy i 14 dni - tyle przesiedział w areszcie Grzegorz Wieczerzak, były prezes PZU Życie. Oskarżono go o spowodowanie w spółce milionowych strat. Po latach niemal wszystkie zarzuty upadły. Za niesłuszny areszt, utracone dochody i zrujnowanie życia Wieczerzak zażądał w maju 28 mln zł. Teraz „Rzeczpospolita" poznała szczegóły pozwu, jaki były prezes PZU Życie wniósł do Sądu Okręgowego w Warszawie.
- Ta sprawa zniszczyła mi życie. Prawie 33 miesiące trzymano mnie w areszcie, chociaż nigdy nie było dowodów, że popełniłem przestępstwa. Do dziś niektóre banki nie chcą mi otworzyć konta. Nikt nie chce mnie też zatrudnić - tłumaczy nam Grzegorz Wieczerzak.
Lekarz, makler, finansista. Ponad dekadę temu był na szczycie: kierował wielką firmą ubezpieczeniową. W 2001 r. jego kariera nagle została przerwana. Został odwołany i aresztowany. Zarzuty były dużego kalibru: spowodowanie w PZU Życie 173 mln zł strat.
Akt oskarżenia trafił do sądu i upadł, a do tego skompromitował prokuraturę. Głównie przez niekompetentną biegłą, na której wyliczeniach oparli się śledczy. O sprawie było głośno, bo biegła myliła pojęcia, podawała dane z sufitu i przyznała, że pomyliła się o 35 mln zł. Sąd zwrócił sprawę prokuraturze, ta zasięgała opinii nowych biegłych i umarzała kolejne wątki.
Czas i długie śledztwo działały na korzyść Wieczerzaka. Kontrowersyjne pożyczki dla firm z zewnątrz, do których śledczy początkowo mieli zastrzeżenia, po latach okazały się dobrą inwestycją. Ich zabezpieczeniem były nieruchomości, których wartość w ciągu kilku lat wzrosła. PZU Życie je przejęło, więc na nich nie straciło. Dziś w prokuraturze zostały tylko „drobne" wątki.
Teraz Grzegorz Wieczerzak pozwał Skarb Państwa o 15 mln zł zadośćuczynienia i ok. 13 mln zł odszkodowania. Jak wynika z pozwu, winą za zrujnowanie mu życia i kariery obarcza ministrów, prokuratorów i polityków. Twierdzi, że areszt stosowano wobec niego w sposób szczególnie „dolegliwy i instrumentalny". Zaznacza, że siedział w celi z pospolitymi kryminalistami, ograniczono wizyty bliskich i nawet nie pozwolono mu wziąć udziału - pod nadzorem funkcjonariuszy - „w pogrzebie mojej świętej pamięci Mamy, która zmarła ze zgryzoty".
Podkreśla, że przez niesłuszny areszt poniósł „wymierne straty finansowe i wręcz niewyobrażalne straty moralne", które są nie do naprawienia.
„Odeszła ode mnie żona, która na stałe wyemigrowała, zabierając dzieci, z którymi mam bardzo ograniczony kontakt" - wskazuje w pozwie i dodaje, że stracił pracę oraz kontrakt na zatrudnienie za granicą. Jak zaznacza: „do dzisiaj nie mam czego szukać w działalności finansowej, bankowej, maklerskiej", do czego ma - jak twierdzi - wszechstronne przygotowanie zawodowe, praktyczne umiejętności i zdolności.
- Zdaję sobie sprawę, że do tej działalności już nigdy nie wrócę - mówi „Rzeczpospolitej" Wieczerzak.
Kwotę odszkodowania, o jaką się ubiega, precyzyjnie wyliczył. Utracone dochody oszacował na ponad 2,6 mln zł. Przed aresztowaniem zarabiał 83 tys. zł miesięcznie - ta kwota pomnożona przez 33 miesiące spędzone w areszcie daje właśnie tę sumę. Inne pozycje to m.in. brak możliwości dysponowania przez ok. 12 lat kwotą bliską 1 mln zł zabezpieczenia majątkowego.
Jak do żądań byłego prezesa podejdzie prokuratura?
- Oficjalne stanowisko przedstawię podczas rozprawy w sądzie - mówi „Rzeczpospolitej" prok. Stanisław Wieśniakowski z Prokuratury Okręgowej w Warszawie, mający opinię eksperta w dziedzinie odszkodowań.
Były prezes jest dzisiaj z dala od finansów. Od kilku lat ma własną stadninę koni w Plękitach na Mazurach.
- Zmusili mnie do pracy w zupełnie innym zawodzie, prowadzę stadninę, bo z czegoś muszę żyć. Tylko że ja studiowałem zarządzanie, a nie rolnictwo - mówi nam Wieczerzak. Ma też swoją teorię na temat przyczyn trafienia do aresztu. - Ktoś chciał zarobić kilka milionów na prywatyzacji , a ja byłem przeszkodą - tłumaczy.
Pozwem Wieczerzaka sąd zajmie się w środę.