Rynek pracy w USA nadal słaby
W USA rozpoczynał się w sobotę trzydniowy weekend, co mogło obniżyć aktywność inwestorów i sądząc po wolumenie rzeczywiście tak było, To nie znaczy jednak, że nic się nie działo. Po czwartkowym zwrocie i utworzeniu formacji młota (często zapowiada zmianę trendu) byki marzyły o wzrostowej sesji.
05.07.2010 10:38
Gdyby im się to udało to sygnał zostałby wstępnie potwierdzony. Prawdziwym potwierdzaniem byłby powrót nad linię szyi formacji RGR, czyli nad 1058 pkt. Byki potrzebowały tylko jednej rzeczy: dobrych danych makro. Tym razem też ich nie otrzymały.
Miesięczne dane z rynku pracy były słabe. Ilość zatrudnionych spadła o 125 tysięcy. Oczekiwano spadku o 110 tys., więc można powiedzieć, że dane były zbliżone do prognoz. Spadek wynikał przede wszystkim ze zmniejszenia zatrudnienia przy spisie powszechnym (- 225 tys.). Bacznie obserwowane zatrudnienie w sektorze prywatnym wzrosło o 83 tysiące – oczekiwano wzrostu o 112 tysięcy. Wzrost był więc bardzo anemiczny. Jedynym (wątpliwym) plusem było to, że stopa bezrobocia nieoczekiwanie spadła z 9,7 na 9,5 proc. Ten wskaźnik jest w USA całkowicie niewiarogodny, ale w okresach, kiedy rządzą byki wykorzystywany do poprawienia nastrojów. Tyle tylko, że ten spadek wynikał z faktu, że 650 tysięcy ludzi zrezygnowało z szukania pracy (nie dlatego, że nie chcieli pracować). Drugi raport też był bardzo slaby. Zamówienia w przemyśle spadły w maju o 1,4 proc. m/m To był największy spadek od marca 2009 roku.
Na rynku akcji byki usiłowały wytworzyć wrażenie, że dane są bez znaczenia i dlatego też indeksy na początku sesji rosły, ale prawie natychmiast zaczęły się osuwać. Obawy inwestorów zwiększało zagrożenie techniczne: średnia 50. sesyjna praktycznie dotykała średniej 200. sesyjnej. Przebicie z góry dłuższej średniej przez krótszą nazywane jest „krzyżem śmierci” i traktowane jako średnioterminowy sygnał sprzedaży. Takie beznamiętne osuwanie się indeksów trwało przez 3,5 godziny, Indeksy spadły już ponad jeden procent i od tego momentu zaczęły rosnąć kończąc sesję półprocentowym spadkiem (były nawet przez chwilę tuż przed końcem po zielonej stronie). Nie był to sukces, ale z pewnością nie była to też klęska byków. Czwartkowa świeca-młot nadal może zapowiadać zwyżkę.
GPW rozpoczęła dzień od wzrostu WIG20. Był on bardzo ograniczony, bo na rynkach europejskich wszyscy czekali po prostu na dane makro z amerykańskiego rynku pracy. Rynek reagował na zmiany nastrojów na rykach europejskich nieznacznie zmieniając wartość WIG20. Widać było jednak chęć do kupowania akcji już przed publikacją danych w USA. Jak tylko nastroje w Europie ustabilizowały się (widać było, że rynki chcą rosnąć) to i u nas indeksy weszły w marazm z lekką tendencją wzrostową.
Po pobudce w USA, kiedy wszędzie już królował ostrożny optymizm, indeksy zaczęły posuwać się do góry. Po publikacji danych w USA (niejednoznacznych aczkolwiek generalnie słabych) indeksy zaczęły rosnąć, zawróciły i znowu ruszyły na północ (wszystko w rytm zmian na innych giełdach)
. Liderem była PKN i KGHM. Nawet późniejsza zmiana nastrojów na giełdach i słabe dane o zamówieniach w przemyśle USA nie zaszkodziła naszemu rynkowi. Wręcz odwrotnie fixing dorzucił jeszcze kilkanaście punktów i dzięki temu WIG20 wzrósł o 1,3 procent zdecydowania oddalając się od wsparcia.
Dzisiaj mamy dzień powyborczy, co może wprowadzić pewne zamieszanie. Wygrał Bronisław Komorowski, kandydat uważany za lepszego dla rynków finansowych. Wielu analityków/ekonomistów liczy na poważne reformy finansów publicznych (nie radziłbym na to liczyć – już za 15 miesięcy wybory parlamentarne…). To może (szczególnie wtedy, kiedy Amerykanie nie przeszkadzają) sprokurować jednodniową reakcję.
Piotr Kuczyński
główny analityk
Xelion. Doradcy Finansowi