Samonapędzająca się zwyżka

Ostatnie sesje pokazują, że do zmiany rynkowego nastawienia nie potrzeba wcale nowych, przełomowych danych. Czasem rynek ma dość wzrostów lub spadków i przychodzi odwrócenie dotychczasowej tendencji. Pytanie, na jak długo.

Samonapędzająca się zwyżka
Źródło zdjęć: © Open Finance

22.06.2011 08:54

Wtorkowa sesja na Wall Street toczyła się pod dyktando byków. Dane o liczbie sprzedanych domów, opublikowane o godzinie 16.00 mogły być na siłę uznane jako dobre, nie miały tu żadnego znaczenia. O tej porze S&P500 był już 9 punktów nad poniedziałkowym zamknięciem, czyli zyskiwał 0,7 proc. Dane były dobre jedynie w kontekście zgodności z oczekiwaniami. Obiektywnie 4,81 mln domów sprzedanych w maju na rynku wtórnym to o 200 tys. mniej niż miesiąc wcześniej i wynik najgorszy od listopada 2010 r. W porównaniu do maja poprzedniego roku oznacza spadek o ponad 15 proc. Cieszyć się więc nie było z czego. Ale amerykańscy inwestorzy jednak się cieszyli, bo po tej publikacji indeksy nadal ostro szły w górę. S&P500 w najlepszym momencie zbliżył się do 1300 punktów, zyskując 1,5 proc. Na finiszu nieco osłabł, zwyżkując ostatecznie o 1,34 proc.

Obecny układ przypomina ten z końca maja. Wówczas także mieliśmy serię trzech sesji z minimalną przewagą byków i czwartą z silnym wzrostem o 1,1 proc. Wtedy indeks zyskał łącznie 29 punktów czyli 2,2 proc., po czym tąpnął o 2,3 proc., w ciągu jednego dnia niwelując efekt całej tej konstrukcji. Obecna przyniosła zwyżkę o 30 punktów, czyli o 2,4 proc. Co po niej nastąpi, zobaczymy dziś wieczorem. Po komunikacie kończącym posiedzenie Fed będzie wiadomo, na czym stoimy. Trudno się spodziewać, by to gremium chciało denerwować inwestorów, ale przecież nie jest na prowizji od giełdowych zysków, a ostatnio bardziej zajmowało się napominaniem rządu, by wziął się za redukowanie zadłużenia, niż liczeniem ile jeszcze dolarów można dodrukować.

To, że za oceanem liczyły się głównie kalkulacje analityków technicznych, widać to było szczególnie w przypadku Nasdaq, który za wszelką cenę starał się oddalić od dołka z 16 marca. Udało się, indeks wzrósł o 2,2 proc. Wszystko wskazuje na to, że umiarkowany poniedziałkowy optymizm Wall Street przeniósł się we wtorek rano do Azji, tam został odpowiednio wzmocniony, później zadziałał na Europę i po południu wrócił tam, skąd wyszedł. Jeszcze mocniejszy. Dziś przed południem będzie dodatkowo wzmacniany przez informację o uzyskaniu przez grecki rząd wotum zaufania. Po południu znów dominować będą dane z amerykańskiego rynku nieruchomości, a wieczór należeć będzie do Bena Bernanke. Dziś w Azji przeważały wzrosty, choć poza jednym wyjątkiem nie były duże. Tym wyjątkiem był Nikkei, zyskujący na godzinę przed końcem handlu prawie 2 proc. Shanghai B-Share rósł o 0,8 proc., ale Shanghai Composite tracił 0,4 proc. Kontrakty na amerykańskie indeksy, zniżkujące po 0,1 proc. sugerują, że byki po dobrej rozgrywce poszły do
szatni. Te europejskie z pewnością wyjdą do gry w pełni sił, z dopingiem w rytmie zorby. Nasz rynek, biorąc pod uwagę to, co działo się w poniedziałek i wtorek oraz czwartkową przerwę w notowaniach, może zachowywać się kapryśnie i wielkich wydarzeń nie należy się spodziewać.

Roman Przasnyski, Open Finance

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)