Mimo tego optymistycznego obrazu sesję trzeba uzupełnić o przebieg notowań i wielkość obrotu. Z perspektywy finału dnia doskonale widać, iż niemal całość zwyżki indeksu WIG20 przypadła na otwarcie luką. Inaczej mówiąc skokowe podniesienie cen na fali zwyżek na innych rynkach już na otwarciu zapewniło giełdzie wyceny zbliżone do oglądanych na zamknięciu. Proste porównanie zwyżki WIG20 na otwarciu o 36 punktów z zamknięciem zyskiem o 43 punkty doskonale pokazuje, iż notowania sprowadziły się do wzrostu z poranka i kilkugodzinnego dryfu na oswojonych otwarciem rekordach trendu.
Niestety nowym szczytom fali wzrostowej nie towarzyszył godny szacunku obrót. Licznik indeksu pokazał dzisiaj ledwie 425 mln złotych. To niewiele więcej od sesji międzyświątecznych, które oddzielały od pozostałych kilkudniowe przerwy. Inaczej rzecz ujmując aktywność rynku na pierwszej sesji roku była niska a to zmusza do postawienia pytania, czy na GPW ciągle brakowało graczy odpoczywających w ramach świąteczno-noworocznej przerwy, czy też wyjście nad 2600 pkt. gasi zakupowe apetyty. W drugim przypadku byłby to sygnał, iż rynek potrzebuje korekty, by kupujący z większą odwagą angażowali się w obozie popytowym. W sumie nie trudno jest zrozumieć dystans byków, gdy indeks ma za sobą zwyżkę o kilkanaście procent w niespełna dwa miesiące.
Adam Stańczak