Spadki na giełdach nabierają tempa

Trudno przesądzić, czy na pogarszające się nastroje inwestorów bardziej negatywnie wpływa grypa bankowa, czy świńska.

Spadki na giełdach nabierają tempa

28.04.2009 17:41

Trudno przesądzić, czy na pogarszające się nastroje inwestorów bardziej negatywnie wpływa grypa bankowa, czy świńska.

Prawdopodobnie obie powodują rosnącą chęć pozbywania się akcji. Co gorsza, spadki obejmują nie tylko rynki akcji, ale i surowców, i to nie tylko rolnych. Drugi dzień z rządu silnie zniżkują notowania ropy naftowej, metali, nawet złota, srebra i platyny. Przypomina to najgorszą fazę bessy, gdy trudno było znaleźć spokojną przystań dla kapitału, poza gotówką w kieszeni.

Gdy wydawało się, że czołowe amerykańskie banki najgorsze mają już za sobą, znów pojawiły się poważne obawy o ich kondycję. Citigroup i Bank of America straszą rynki spadkami notowań. Świńska grypa dokłada swoje. Stress test dla banków może przerodzić się w stress test dla całego rynku finansowego. Trudno jednak dziś spodziewać się testowania dołka bessy po raz drugi. Raczej skończy się na stresie inwestorów.

Polska GPW

Indeksy na warszawskiej giełdzie zaczęły od spadków i tak już zostało do końca dnia. Zniżki z około 2 proc. pogłębiły się do ponad 3,5 proc. w przypadku indeksu największych firm i niemal 3 proc. dla indeksu szerokiego rynku. Wskaźniki małych i średnich firm trzymały się nieco lepiej, tracąc po około 1,5 proc. Trudno wskazać zdecydowanych „winowajców" z grona największych spółek. Sporo traciły zarówno duże banki, jak i firmy surowcowe, a także zwykle odporne na spadki papiery Telekomunikacji Polskiej. To dowód na to, że niechęć do akcji jest powszechna. Perspektywy rynku znacznie się pogorszyły i nikt nie chce ryzykować trzymania zniżkujących walorów w portfelu. Na koniec dnia WIG20 zniżkował o 3 proc., WIG o 2,45 proc. mWIG40 o 1,4 proc., a sWIG o 1,2 proc. Obroty wyniosły 1,24 mld zł i były nieco wyższe, niż ostatnio.

Giełdy zagraniczne

W poniedziałek na Wall Street było dość nerwowo i niepewnie. Skończyło się na niewielkich spadkach indeksów, ale kiepskie nastroje przeniosły się na resztę świata. Dow Jones stracił tylko 0,6 proc., a S&P500 zniżkował o nieco ponad 1 proc. W Azji spadki były znacznie większe. Ich liderem była giełda w Bombaju, gdzie tamtejszy indeks stracił aż 3,25 proc. Prawie 2,7 proc. niższą wartość miał też Nikkei. W przypadku obu tych indeksów sytuacja techniczna uległa znacznemu pogorszeniu, zapowiadając dalsze spadki. Równie kiepsko zachowywały się wskaźniki giełd w Korei, Hong Kongu i na Tajwanie, tracąc po około 2 proc. Jedynie na parkiecie w Szanghaju inwestorzy zdołali wydźwignąć tamtejszy indeks o 0,6 proc. w górę. To jednak niewielki osiągnięcie po silnym spadku w piątek.

W tej sytuacji giełdy europejskie zaczęły dzień na sporych minusach. Indeksy w Paryżu, Frankfurcie i Londynie traciły po około 2 proc. W ciągu dnia spadki jeszcze nieco się pogłębiły, przekraczając 2,5 proc. Wyprzedaż panowała na wszystkich parkietach, za wyjątkiem Rygi, ale to rynek zupełnie peryferyjny. Nasz WIG20 był zdecydowanym liderem spadków.

Waluty

Po silnej przecenie euro w stosunku do dolara, dziś sytuacja nieco się ustabilizowała. Za wspólną walutę trzeba było płacić 1,3 dolara, niemal tyle samo, co w poniedziałek. Choć poziom ten przez moment był zagrożony i cena euro spadła na chwilę do 1,29 dolara.

Złoty kontynuował osłabienie, ale tempo tej tendencji było zdecydowanie mniejsze, niż w ostatnich dniach. Nasza waluta traciła do dolara 2-3 grosze i za „zielonego" trzeba było płacić 3,49-3,5 zł. Tylko przez moment cena dolara skoczyła do 3,52 zł. W przypadku euro wahania były również niewielkie, a przez większą część dnia ich bilans wychodził na zero w porównaniu do poniedziałku, czyli za euro trzeba było płacić 4,54 zł. Nieznacznie, o niecały grosz, staniał frank. Kosztował w ciągu dnia 3,01 zł. Potem nasza waluta umocniła się dość wyraźnie i za dolara trzeba było płacić 3,43 zł, za euro 4,48 zł, a za franka 2,98 zł.

Podsumowanie

Od kilkunastu dni mamy do czynienia z coraz silniejszymi wahaniami koniunktury giełdowej i nastrojów inwestorów. To jednak nie powinno specjalnie dziwić. W końcu czasy są mocno niepewne, koniunktura w globalnej gospodarce raczej marna, a perspektywy poprawy mizerne. Trudno się więc spodziewać, że na rynkach zagości hossa. Trwające od kilku tygodni wzrosty z pewnością nie uprawniają do nadmiernego optymizmu. Nawet jeśli potrwają dłużej, to nie będą postępować bez głębszych korekt. I z taką mamy właśnie do czynienia. Obraz rynku z punktu widzenia analizy technicznej aż tak bardzo się na razie nie pogorszył. Pesymiści widzą już formacje wieszczące dalsze spadki. Ale to chyba jeszcze zbyt wątłe przesłanki, by angażować większy kapitał po którejkolwiek stronie rynku. Dowodem na to, że tak właśnie uważają inwestorzy, są bardzo małe obroty na giełdzie. Warto chyba poczekać. Jutro poznamy ważne dane i otrzymamy sporo istotnych informacji. Nie tylko o świńskiej grypie, która sieje tak wielki niepokój, ale i o stanie
zdrowia amerykańskiej gospodarki.

Roman Przasnyski
Główny Analityk Gold Finance

| Powyższy tekst jest wyrazem osobistych opinii i poglądów autora i nie powinien być traktowany jako rekomendacja do podejmowania jakichkolwiek decyzji związanych z opisywaną tematyką. Jakiekolwiek decyzje podjęte na podstawie powyższego tekstu podejmowane są na własną odpowiedzialność. |
| --- |

gpwnotowaniagiełda
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)