Szef: i zrób to na wczoraj
Zaległe maile, telefony, dokumenty. Wydaje ci się niemożliwe zrobienie wszystkiego w jeden dzień. Tymczasem połowa z tych rzeczy jest „na wczoraj”
06.04.2010 | aktual.: 06.04.2010 09:12
Zaległe maile, telefony, dokumenty. Wydaje ci się niemożliwe zrobienie wszystkiego w jeden dzień. Tymczasem połowa z tych rzeczy jest „na wczoraj”. Dokładnie tego zwrotu użył szef, a było to chyba… dwa dni temu? Nic dziwnego, że aby się za to wszystko zabrać, trzeba przygotować się psychicznie. Uspokoić się, odetchnąć.
Zanim wejdziesz na firmową pocztę, trzeba sprawdzić, co nowego na prywatnej. Ale zanim wejdziesz na prywatną… No tak, wreszcie jest ta książka o fotografii na Allegro! I to po jakiej cenie! A jak tam Barcelona? Wygrała znowu, świetnie! I bilet do Paryża za stówę! Pojedziesz, nie pojedziesz – nie zaszkodzi sprawdzić… W ten sposób mijają kolejne minuty, a ty wciąż jeszcze tkwisz w świecie wirtualnych wydarzeń i własnych przyjemności. Jeśli nie weźmiesz się w garść, pozostaniesz tam na długo, a zaległości będą się piętrzyć.
Tym bardziej, że to przecież dopiero początek dnia. Nie ma co się łudzić, to się przecież nie zdarza pierwszy raz. Jeśli zaczęło się od aukcji i prywatnych maili, dalej nie będzie wcale łatwiej. Im później zabierzesz się do pracy, tym bardziej natarczywe będą myśli o internetowych zakupach, o towarzyskich kontaktach. Czy też po prostu o mało istotnych sprawach, które w tym właśnie momencie wydadzą ci się niesłychanie ważne. Zaś myślenie o nich potrafi rozpraszać! Przyrzekasz sobie, że to po raz ostatni, że tylko jeszcze ta jedna rzecz i już… Dochodzisz w końcu z samym sobą do trudnego kompromisu. Jeden mail dla firmy, jeden dla siebie. Telefon do szefa projektu, telefon do kumpla. To chyba uczciwe? Robisz przecież, co możesz.
Prędzej czy później nadchodzi jednak znużenie. Niecierpliwisz się wgrywającymi się zbyt wolno stronami, oczy bolą od wpatrywania się w ekran. Nawiasem mówiąc, kiedy wreszcie zechcą łaskawie dać ci nowy komputer?! Monitujesz o niego już od paru miesięcy, a skutków jak nie było, tak nie ma.
Jednym słowem, zaczynasz mieć dość newsów o skąpej bieliźnie aktorek czy problemach z potencją podstarzałych rockmanów. Czujesz, że nasyciłeś swoją ciekawość i przez chwilę masz szczery zamiar zabrać się na całego do codziennych zajęć. Ale cóż to? Jesteś zmęczony, jakbyś intensywnie pracował. Patrzysz na zegarek – nic dziwnego! Nie odrywałeś wzroku od ekranu od ponad godziny. Bez kawy, bez śniadania, nawet bez papierosa. Idziesz więc nadrobić zaległości w tej materii.
W zakładowej kuchni jest was więcej. Rozmowa przeskakuje z tematu na temat. Dwa zdania o pracy, trzecie o jutrzejszym meczu. Koledzy z innego działu stawiają ci zarzuty, ty dzielnie odpierasz ataki. Tu chodzi o merytorykę! O priorytety! Trzeba je wyjaśnić, i to raz na zawsze. To usprawni wykonywanie zadań w przyszłości.
Naturalnie na zamiarach się kończy. Nie dochodzicie do żadnych wniosków, bo ani czas, ani miejsce temu nie służy. Wracasz jednak do siebie z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. No, to teraz do pracy. Maile, telefony, rozmowy, dokumenty… Ile to już minęło? Co, dopiero pół godziny?! Co z tym zegarkiem? A właśnie, zegarek. Miałeś sprawdzić na Allegro, może uda się znaleźć jakieś seiko albo tissota. Przecież to bez sensu sprawdzać czas na komórce albo na ekranie komputera. No i ta książka. Kupić, nie kupić? Oho, Wisła zmienia trenera! Ciekawe, kogo zatrudnili.
W dodatku ten Paryż. O do diabła, przepadło! Nie ma biletów po stówie. No nic, pojedzie się innym razem. Ktoś dzwoni. Staszek pyta, co z tym kinem pojutrze. Anka chce iść, i Agata się zastanawia… Kto miał sprawdzić repertuar? Ja? Jak to ja? Kiedy niby miałbym to zrobić? Nie masz pojęcia, stary, jaki jestem mega zapracowany! Na swoją pocztę nie wszedłem od rana.
No dobra, sprawdzę ten repertuar i wybierzemy się, może jeszcze w tym tygodniu. Pojutrze nie dam rady. Cała fura zaległych maili, telefonów, jakieś dokumenty do przejrzenia i wypełnienia. Zupełnie jakby ktoś mi je złośliwie podrzucał, gdy tylko wyjdę na kawę czy na fajkę. No właśnie, fajka! Jeszcze dzisiaj nie paliłem, a to już po południu.
Palarni w firmie nie ma, trzeba zasuwać na dwór. Windą na dół, i na podwórze. Stoi tam zawsze kilku nałogowców, ale dziś, o dziwo, jest pusto. Cisza, spokój, tylko jakieś obce, wypasione samochody przed budynkiem.
Palisz nerwowo, wracasz do firmy. Portier, lekko spięty, patrzy na ciebie dziwnym wzrokiem. Co jest? Prezes z centrali? Sam główny, capo di tutti capi? Niespodziewana wizyta? Zamierasz przed windą, udaje ci się wsiąść w ostatniej chwili. W twoim pokoju ktoś był. Poznajesz to, sam nie wiesz po czym. Jakiś instynkt ostrzega cię przed niebezpieczeństwem. Na biurku piętrzą się nieprzejrzane dokumenty. Z ekranu komputera bije w oczy repertuar miejscowych kin.
Obok leży porzucona służbowa komórka. Na niej nieodebrane wiadomości. Dwie, nie – trzy w ciągu pięciu minut. Od szefa. Pilnie cię wzywa. Ponurym głosem pyta, gdzie jesteś. Ciekawe, czego może chcieć?
Jarosław Kurek