Szyją już zimowe czapki
Do łódzkich firm produkujących zimowe czapki, szaliki i rękawiczki drzwi się ostatnio nie zamykają. Co rusz odwiedzają je klienci. Przeglądają katalogi, wybierają modele i składają zamówienia. W zakładach praca wre. W jednym z nich, przy ul. Gajcego, do uszycia jest aż 70 tysięcy nakryć głowy, w kolejnym, przy ul. Kryształowej, aż 200 tysięcy!
_ W sierpniu rozpoczyna się dla nas najgorętszy okres _ - mówi Katarzyna Korkosińska, właścicielka firmy przy ul. Gajcego. _ Potrwa on mniej więcej do grudnia. Powstanie danej czapki czy szalika nie ogranicza się jednak do tych pięciu miesięcy. Zaczyna się rok wcześniej, w listopadzie, kiedy opracowujemy projekty, w grudniu szyjemy prototypy, a na przełomie stycznia i lutego przystępujemy do produkcji, która apogeum osiąga właśnie teraz. _
W przygotowywanych kolekcjach dominują stonowane barwy: _ Są to przede wszystkim beże, brązy, szarości i czerń _- wyjaśnia Jacek Korkosiński z zakładu przy ul. Gajcego. _ Jeżeli chodzi o fasony, to przeważają czapki z daszkiem oraz długie, sięgające co najmniej do łokcia rękawiczki. Szaliki są klasyczne, nie za długie i nie za krótkie. _
Jak się okazuje, tylko niewielka część szytych w Łodzi czapek i szalików zostaje w Polsce.
_ Zaledwie 10 procent moich odbiorców to klienci rodzimi _ - mówi Adam Myszkowski, właściciel firmy przy ul. Kryształowej.
_ Zdecydowana większość produkcji jest pakowana i wysyłana za granicę. Najczęściej do Rosji, ale także do Czech, Niemiec, Włoch oraz na Słowację. _
Łódzcy producenci liczą więc na mroźną, zarówno w Polsce, jak i całej Europie, zimę.
_ Ostatnie dwa sezony były dla nas fatalne _ - żali się Adam Myszkowski. _ W styczniu temperatura sięgała nawet 10 st. C, a to kiepska zachęta do zakupu ciepłej czapki. _
Według obliczeń łódzkich producentów, przeciętny Polak kupuje zimową czapkę raz na cztery lata, a Polka... co roku.
(izj)
Express Ilustrowany