Taki sukces ma krótkie nogi
Kłamstwo i szpanowanie dyplomami. Tych dwóch rzeczy wystrzegaj się na rekrutacji jak ognia
13.08.2010 | aktual.: 30.12.2010 12:07
Kłamstwo i szpanowanie dyplomami. Tych dwóch rzeczy wystrzegaj się na rekrutacji jak ognia. Jeśli nawet pomogą ci zdobyć upragnioną pracę, to nie będziesz się nią cieszył zbyt długo.
Ponad połowa kandydatów na pracowników nie mówi o sobie prawdy podczas rozmowy rekrutacyjnej – wynika z badania zrealizowanego przez Richarda McHenry’ego z Uniwersytetu w Oksfordzie. Uczony, na podstawie ankiety przeprowadzonej wśród tysiąca osób, stwierdził, że aby zwiększyć szanse na zatrudnienie, ludzie często oszukują i wcielają się w osoby o pożądanych kwalifikacjach.
Sam się zrobił w konia
Jedną z takich osób jest 42-letni Jerzy, były Unit Manager w dużym ogólnopolskim towarzystwie ubezpieczeniowym. Niedawno wyleciał stamtąd z hukiem. Powód – jest zupełnie pozbawiony cech przywódczych i nie umie kierować nawet kilkoma osobami. A jak udało mu się zostać menedżerem z pięcioma tysiakami na rękę? Ano tak, że sporo kłamstw powiedział o sobie na rozmowie selekcyjnej. Kreował się na urodzonego lidera, twierdził, że robi studia z zarządzania, co było bujdą na resorach, opisywał projekty, które rzekomo w poprzedniej pracy koordynował jako szef zespołu.
- Podszywając się pod kogoś innego miało w przypadku Jerzego ten skutek, że zdobył stanowisko, na którym sobie kompletnie nie radził – mówi jego były przełożony. – Jego brak kompetencji wychodził na każdym kroku. Spodziewał się szacunku, prestiżu, zaufania, a wszyscy, nawet kandydaci na agentów ubezpieczeniowych, śmiali się z niego w kułak. Musiałem zakończyć tę farsę, zwalniając Jurka z pracy.
Kłamstwo jest dobre na krótką metę. Tak samo jak obnoszenie się z dyplomami. Papier – przypomina Jack Welch, były prezes General Electric – ma jakieś znaczenie na początku kariery zawodowej, pomaga zdobyć dobrą pracę czy ciekawy projekt. Jednak już następnego dnia zarząd nie będzie pamiętał, jakie masz świadectwa, certyfikaty, laurki. Zapyta o rezultaty twej pracy. Jeżeli są – zostajesz, a może nawet awansujesz. Jeśli ich nie ma – to do widzenia. Arogancja nie popłaca
Zresztą dyplomy mogą wręcz zaszkodzić karierze, kiedy nimi szpanujemy. Przekonał się o tym Krzysztof, absolwent Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Szef przyjął go do pracy, bo był pod wrażeniem jego elokwencji, znajomości języków obcych i wykształcenia. Ale z czasem nowo zatrudniony zaczął zachowywać się tak, jakby pozjadał wszystkie rozumy. Myślał, że skoro skończył SGH, może wszystkich traktować z góry, włącznie z przełożonym. Wreszcie arogancja Krzyśka zakryła wszystkie jego zalety. A równi rangą eksperci oraz menedżerowie mieli go serdecznie dość.
Dziś Wiesław, jego bezpośredni zwierzchnik, przyznaje, że dał się omamić papierkowi z pieczątką prestiżowej uczelni.
- Po raz drugi Krzysztofowi nie dałbym posady – przyznaje. – Wolałbym zatrudnić pracownika ze skromniejszym CV, który nie zadziera nosa, nie gwiazdorzy, ale umie pracować w zespole. Prymusi, jak widać, przedkładają swoje własne ambicje i rozdęte ego ponad interes firmy.
Wiesław dodaje, że na rynku pracy i w biznesie jedynym wiarygodnym dyplomem są wyniki. Krzysztof wyników nie ma, więc będzie musiał się z nim rozstać.
Mirosław Sikorski