Tylko frank jest bezpieczny?
Polityka Fedu osłabiła zaufanie do dolara, a interwencja G7 do jena. Za jedyną bezpieczną przystań uchodzi dziś frank. Nie musi to jednak oznaczać, że waluta ta będzie się umacniała.
29.03.2011 | aktual.: 29.03.2011 13:54
Frank pozostał dziś jedyną walutą, którą można traktować jako „bezpieczną przystań” na niepewne czasy - twierdzi Kasper Kirkegaard, strateg walutowy Danske Banku. Tę opinię podziela coraz więcej analityków. To może oznaczać, że tendencja tej waluty do umacniania się w okresie zawirowań na światowych rynkach finansowych jeszcze się nasili. Konsekwencje tego odczują nie tylko szwajcarscy eksporterzy, ale też Polacy, którzy zaciągnęli we franku kredyty (patrz ramka). Początek monopolu franka?
Statusem „bezpiecznej przystani” frank cieszy się od dawna, ale dotąd dzielił go m.in. z jenem. Gdy na rynkach finansowych narastała niepewność, inwestorzy wyprzedawali ryzykowne aktywa na rzecz bezpiecznych papierów denominowanych w tych walutach. Przykładowo, od początku 2010 r., gdy awersję do ryzyka podbijały kolejno kryzys fiskalny w strefie euro, niepokoje społeczne na Bliskim Wschodzie i trzęsienie ziemi u wybrzeży Japonii, frank umocnił się wobec koszyka walut partnerów handlowych Szwajcarii o 13,8 proc. Jen zyskał 13,4 proc.
Dawniej reputacją „bezpiecznej przystani” cieszył się też dolar. Od lipca do połowy listopada 2008 r., w najbardziej gorącej fazie kryzysu finansowego, umocnił się wobec koszyka walut amerykańskich partnerów handlowych o niemal 20 proc. Ostatnia fala zawirowań na rynkach finansowych nie wywindowała jednak kursu dolara, co analitycy wiążą z ekstremalnie luźną polityką pieniężną Rezerwy Federalnej, zwłaszcza z prowadzonym przez nią skupem obligacji skarbowych. Z kolei atrakcyjność jena jako „bezpiecznej przystani” podważyły banki centralne państw G7, które w połowie marca interweniowały w celu osłabienia tej waluty. Zareagowały w ten sposób na jej silną aprecjację po kataklizmie, który 11 marca spustoszył północno-wschodnią Japonię.
- W świecie, w którym przyszłość dolara i euro stoi pod znakiem zapytania, a notowania jena będą zmienne w związku z interwencjami, frank wydaje się najlepszą opcją - wskazuje Audrey Childe-Freeman, szefowa europejskiego działu analiz walutowych w JPMorgan Chase.
Popyt nie słabnie
Szwajcaria zajmuje 19. pozycję na liście największych gospodarek świata, ale udział franka w obrotach na rynkach walutowych sięgał w minionych trzech latach średnio 6,4 proc., co daje mu szóste miejsce wśród walut. Jeśli pozycja franka jako jedynej „bezpiecznej przystani” się utrwali, odsetek ten jeszcze wzrośnie. Analitycy nie są natomiast zgodni, co ten status oznacza dla franka w krótszej perspektywie.
- Wśród europejskich walut, najbardziej nastawiamy się na aprecjację franka. Nie widzę możliwości, aby strumień kapitału płynącego do Szwajcarii zawrócił. Ludzie chcą się pozbyć euro - wskazuje John Taylor, prezes FX Concepts, największego walutowego funduszu hedgingowego.
- Nadal uważamy franka za bezpieczną walutę, ale w dużej mierze jest to już wzięte pod uwagę w wycenach - zaznacza z kolei Axel Merk, szef Merk Investments.
Ankietowani przez agencję Bloomberga analitycy spodziewają się, że do końca półrocza helwecka waluta osłabi się wobec dolara średnio o 2,1 proc., a wobec euro o 0,4 proc.
Inwestorzy za bardzo cenią franka
Według wyliczeń OECD – Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju – frank jest przewartościowany wobec euro o 32 proc., a wobec dolara o blisko 40 proc. Jednocześnie złoty jest wobec dolara niedowartościowany o ponad 50 proc. To sugeruje, że polska waluta powinna się wobec szwajcarskiej znacząco umocnić. Wyliczenia OECD opierają się na teorii parytetu siły nabywczej. Wynika z niej, że po przeliczeniu na jedną walutę ceny identycznych dóbr w poszczególnych krajach powinny się zrównać. Bazuje na niej także słynny indeks Big Maca, publikowany przez „The Economist”. Ale teoria ta ma wątpliwą wartość prognostyczną. Zarówno OECD, jak i indeks Big Maca wskazują na przewartościowanie franka już od lat.
Raty wyraźnie większe
Drogi frank bezpośrednio przekłada się na wysokość rat kredytów zaciągniętych w tej walucie. Z wyliczeń Expandera wynika, że w przypadku rodziny, która na początku 2007 r. zaciągnęła na 30 lat kredyt na 300 tys. zł, na początku rata wynosiła 1490 zł mimo wyższego oprocentowania. W sierpniu 2008 r., gdy złoty był rekordowo mocny, rata spadła do 1348 zł. Przy wczorajszym kursie szwajcarskiej waluty (CHF/PLN 3,10) było to już 1687 zł. Jeszcze 10 dni wcześniej, gdy kurs franka poszybował w okolice 3,27, rata była o blisko 100 zł wyższa.
Analitycy podkreślają jednak, że wzrost raty wynikający z osłabienia złotego wobec franka jest niwelowany przez spadek stóp procentowych w Szwajcarii, które są rekordowo niskie.
Jeszcze przed kryzysem finansowym Polacy najchętniej zaciągali kredyty hipoteczne we franku szwajcarskim. Ich udział sięgał nawet 80 proc. wszystkich udzielanych wtedy pożyczek na mieszkania. Zawirowania finansowe z ostatnich lat sprawiły jednak, że banki niemal całkowicie wycofały je ze swojej oferty. W ostatnich miesiącach coraz popularniejsze stają się kredyty w euro, jednak są one dostępne dla osób o lepszej sytuacji finansowej niż w przypadku ubiegania się o kredyt złotowy.
Grzegorz Siemionczyk
PARKIET