Wyzysk w supermarketach
Ciągłe
podejrzenia o kradzież, nadgodziny bez dodatkowego wynagrodzenia
czy mobbing - los pracowników supermarketów w Niemczech czy
Hiszpanii niewiele różni się od zatrudnionych w Polsce. Lepiej
jest we Włoszech czy Czechach - tam główny problem to znudzenie
muzyką puszczaną przez sklepowe głośniki.
08.02.2005 | aktual.: 08.02.2005 13:28
Ciągłe podejrzenia o kradzież, nadgodziny bez dodatkowego wynagrodzenia czy mobbing - los pracowników supermarketów w Niemczech czy Hiszpanii niewiele różni się od zatrudnionych w Polsce. Lepiej jest we Włoszech czy Czechach - tam główny problem to znudzenie muzyką puszczaną przez sklepowe głośniki.
Pracownik równa się złodziej
_ Pracownik równa się złodziej. Wszyscy jesteśmy podejrzani _ - uważają osoby zatrudnione w niemieckich supermarketach. _ Podczas wieczornego sprzątania sklepu zdarzało się, że podrzucano banknoty, aby sprawdzić, czy oddamy je. Rano do kasy wkładano czasami więcej pieniędzy, aby skontrolować, czy kasjerka nie przywłaszczy ich sobie _ - opowiadała jedna z niemieckich kasjerek. Kontrola torebek, ubrań, samochodów czy obserwacja przez ukryte kamery to w niemieckich sieciach handlowych codzienność.
W grudniu związek zawodowy pracowników sektora usług Verdi wydał "Czarną księgę", w której opisano najbardziej drastyczne przypadki łamania praw pracowniczych w sieci sklepów "Lidl". Księga powstała w oparciu o wywiady z pracownikami.
Niemieccy pracownicy opowiadają w niej m.in., że kierownictwo supermarketów nie przestrzega prawa do przerw w pracy. Problemem jest nawet krótkie wyjście do toalety. Kasjerki muszą wykonać normę, tzn. zarejestrować w kasie 40 towarów na minutę.
Typową praktyką jest także wydłużanie czasu pracy, zazwyczaj bez rekompensaty. Pracownicy zmuszani są do pomocy w przyjmowaniu towaru przed otwarciem sklepu oraz sprzątnięcia po jego zamknięciu. _ Poranna zmiana trwa od godz. 8 do 12.30, jednak najpóźniej o godz. 7 trzeba już być w pracy. Wyjść ze sklepu można dopiero o 14.30. Za dodatkowe godziny nie dostajemy pieniędzy _ - twierdzi jedna z pracownic.
Inny sposób na "oszczędności" w firmie to pozbywanie się długoletnich pracowników, którzy osiągnęli wysoki poziom zarobków. Zastępuje się ich osobami początkującymi, zatrudnianymi często w niepełnym wymiarze godzin. Aby pozbyć się "drogich" pracowników, przełożeni stosują mobbing, przenoszą ich do innych sklepów i stosują inne szykany.
Zastraszanie
Główny instrumentem polityki personalnej stosowanym przez kierownictwo koncernu "Lidl" wobec ponad 30 tysięcy zatrudnionych jest zastraszanie. _ Kto odmawia poddania się rygorom, zmuszany jest do rezygnacji _ - mówią pracownicy.
Choć większość pracowników tylko narzeka na swój los, są też tacy, którzy decydują się na działanie. Agnes Schreieder z biura Verdi w Berlinie powiedziała, że poszkodowani pracownicy "Lidla" coraz częściej składają pozwy do sądów i wygrywają wiele spraw. Sądy orzekają zamianę dyscyplinarnego zwolnienia na zwolnienia za wypowiedzeniem, a nawet prawo powrotu do pracy. Z tej ostatniej możliwości jednak prawie nikt nie korzysta.
W Hiszpanii problemem są tzw. "kontrakty-śmieci" - umowy zawierane na czas określony. _ Zawierane są na określoną liczbę godzin w ciągu tygodnia, co pozwala pracodawcy regulować zatrudnienie personelu w danym dniu w zależności od potrzeby obsługi klientów. To jednak oznacza konieczność stałej dyspozycyjności, pracownik w każdej chwili muszą stawić się do pracy _ - mówią związkowcy. "Kontrakty-śmieci" eliminują problem zwolnień, gdyż umowy, po wygaśnięciu, nie muszą być odnawiane. _ Taka sytuacja oznacza niestabilne warunki pracy i uzależnienie od woli firmy _ - uważają hiszpańscy związkowcy.
Jak w kopalni węgla
Najcięższe oskarżenia kierowane pod adresem supermarketów w W.Brytanii nie dotyczą wyzysku pracowników w sklepach, lecz wyzysku dostawców, na których wywierana jest nieustanna presja obniżki cen. Dostawcy po to, by obniżyć swoje koszta zatrudniają tanią siłę roboczą, często nielegalnych imigrantów. W hurtowniach pracujących na potrzeby supermarketów pracuje się zwykle za niskie wynagrodzenie, często poniżej minimum socjalnego, w nietypowych godzinach, a każda skarga kończy się zwolnieniem.
Angielskie związki zawodowe od dawna biją na alarm z powodu złych warunków pracy w rozmaitych pakowalniach owoców i hurtowniach, które porównywalne są nawet z wiktoriańskimi kopalniami węgla.
Supermarkety a terroryści
Na złe traktowanie ze strony supermarketów skarżą się też farmerzy, ponieważ są wypychani z rynku detalicznego handlu żywnością. "Jaka jest różnica pomiędzy supermarketem, a terrorystą"? - takie retoryczne pytanie obiegło swego czasu tutejszą prasę. Odpowiedź: "Z terrorystą można negocjować" (w domyśle z supermarketem farmer nie ma o czym rozmawiać).
Ale nie wszędzie sytuacja wygląda tak dramatycznie. W Czechach wielka afera w supermarketach wybuchła tuż przed świętami - pracownicy super i hipermarketów domagali się ... ograniczenia nadawania kolęd w okresie przedświątecznym, bo ciągłe słuchanie "Cichej nocy" wywoływało u nich depresje.
Czeski raj
_ Żadnych sporów pracowniczych nie mamy. W naszej sieci działają normalnie związki zawodowe, a sprawy dodatkowego wynagrodzenia (np. dopłat na dojazd do pracy, prania odzieży, obiadów ), kwestii socjalnych, BHP itp. ustalane na bieżąco i są w aktualizowanej umowie zbiorowej _ - powiedziała rzeczniczka prasowa sieci Ahold będącej właścicielem super i hipermarketów Hypernova i Albert Katerzina Czerna. Zatrudniający w Czechach 13 tysięcy pracowników Ahold tylko na dopłaty do obiadów pracowniczych wydaje rocznie 100 mln koron tj. ok. 15 mln złotych.
Drobne problemy czeskie supermarkety miały z pracownikami odpowiedzialni za uzupełnianie towarów na półkach, którzy swoją pracę musieli wykonywać jeżdżąc na wrotkach. Ponieważ narzekali, że muszą pokonywać ogromną ilość kilometrów i tracą przy tym mnóstwo siły. W reakcji sieci handlowe zmieniły system uzupełniania regałów; na wrotkach jeżdżą już jedynie ci pracownicy marketów, którzy rozwiązują problemy przy kasach.
Czas na rozmowy
We Włoszech jakiegokolwiek naruszenie praw sprzedawców i kasjerek w supermarketach skończyłby się strajkiem. We włoskich supermarketach nie widać, aby kasjerki były wyczerpane lub by narzekały na swoją pracę. Mają czas na rozmowy z koleżankami i na odejście od kasy. W większości wielkich sklepów połowa kas jest zazwyczaj nieczynna. Czasem personel sklepów organizuje protesty na tle płacowym, gdy nie otrzymuje pensji na czas.
W niektórych krajach pracodawcy niechętnie patrzą na związkowców. _ Działalność związkowa może spowodować natychmiastowe zwolnienie, a także utrudnić zatrudnienie w innych korporacjach tego typu _ - alarmują hiszpańskie związki zawodowe.
Podobnie jest w USA. Osoby, które kiedykolwiek działały w związkach zawodowych z pewnością nie zostaną zatrudnione w sieci supermarketów "Wal-Mart". _ Kandydaci do pracy są dokładnie prześwietlani. Firma wydaje wielkie pieniądze, a nawet łamie prawo, aby zapobiec zapisywaniu się pracowników do związków _ - powiedziała PAP rzeczniczka związku zawodowego pracowników handlu detalicznego United Food and Commercial Workers (UFCW), Jill Casher. Wal-Mart grozi pracownikom zwolnieniem, obcięciem zarobków, albo cofnięcie ubezpieczenia zdrowotnego, jeśli próbują zapisać się do związku zawodowego.
W Niemczech też związkowcy nie są mile widziani. Właściciele "Lidla" sprzeciwiają się tworzeniu w supermarketach rad pracowniczych i ograniczają możliwość działania związków. Wywierają presję na pracowników, aby odwieść ich od zamiaru utworzenia przedstawicielstwa pracobiorców. W sieci "Lidl" rady pracownicze działają jedynie w magazynach oraz w tylko siedmiu z 2500 supermarketów.