Zakład Ubezpieczeń... Rodzinnych
Przez parę lat w budynku Oddziału ZUS w Rzeszowie, przy Al. Piłsudskiego 12, na drzwiach Wydziału Spraw Pracowniczych wisiała kartka, na której widniał napis następującej treści: “W związku z brakiem wolnych miejsc pracy Wydział Spraw Pracowniczych nie przyjmuje podań o pracę”.
04.03.2005 | aktual.: 04.03.2005 09:07
Przez parę lat w budynku Oddziału ZUS w Rzeszowie, przy Al. Piłsudskiego 12, na drzwiach Wydziału Spraw Pracowniczych wisiała kartka, na której widniał napis następującej treści: “W związku z brakiem wolnych miejsc pracy Wydział Spraw Pracowniczych nie przyjmuje podań o pracę”.
W roku 1998, w samym tylko rzeszowskim Oddziale ZUS pracowało 821 osób. W roku 2004 liczba ta wyniosła już 1162 (o 341 osób więcej). Obecnie, po przyłączeniu oddziału przeworskiego, rzeszowski ZUS zatrudnia 1676 osób. Jeśli więc ZUS oficjalnie nie zatrudnia dodatkowych pracowników, a ich liczba rośnie, to coś chyba jest nie tak?
Rodzinne powiązania
Kartka wisiała, pracowników przybywało. Jak się okazuje, coraz częściej w ZUS-ie przewijają się takie same nazwiska pracowników. Kryteriami przyjęcia do pracy okazywały się więzy krwi. Matki i ojcowie na wysokich stanowiskach upychają swoich krewnych na ciepłe państwowe posadki. Dowód?
Maria Ś. - naczelnik Wydziału Koordynacji i Obsługi Klienta - córka oraz siostrzenica,
Ewa P. - naczelnik Wydziału Rozliczeń Kont Płatników Składek i Ubezpieczonych - syn
Ryszard W. - naczelnik Wydziału Przetwarzania Dokumentów Papierowych - żona
Jacek B. - naczelnik Wydziału Administarcyjno-Gospodarczego - córka
Grzegorz Z. - naczelnik Wydziału Rachunkowości i Finansów - syn byłej księgowej
Helena J. - z-ca naczelnika Wydziału Zasiłków - syn
Maria S. - kierownik Referatu Koordynacji Obsługi Klientów - syn
Janina K. - kierownik Referatu V - synowa
Jolanta S. - kierownik Referatu Korekt i Statystyki - córka
Dorota G. - kierownik Referatu Wypłat i Należności Pracowniczych - mąż
Kazimiera C. - kierownik Referatu I (Wydział Zmiany Uprawnień Emerytalno-Rentowych) - syn
Janina P. - kierownik Referatu VI (Wydział Zmiany Uprawnień Emerytalno-Rentowych) - syn
Irena D. - aprobant - syn, córka
Teresa B. - Wieloosobowe Stanowisko ds. Inwestycji i Remontów - syn, synowa
Mieczysław D. - Wieloosobowe Stanowisko ds. Ochrony Danych Osobowych, Informacji Niejawnych i Obrony Cywilnej - syn
Nie możemy opublikować pełnej listy, bo zabrakłoby nam miejsca. W jaki sposób osoby te zostały przyjęte do pracy, można się jedynie domyślać. Na pewno nie było żadnego ogłoszenia o przyjęciach do pracy, bo zusowskie kadry uparcie takowych podań nie przyjmują. - Kiedyś chciałam złożyć podanie o przyjęcie mnie do pracy w ZUS-ie- mówi Katarzyna W. z Rzeszowa. – Jednak panie w kadrach tylko rozłożyły ręce i powiedziały, że nawet nie ma sensu żebym składała podanie, bo nie ma miejsc. Kilka miesięcy później dowiedziałam się od znajomej, która tam pracuje, że były przyjęcia, bo kilka osób odeszło na emeryturę. Dostali się ci, którzy mieli w ZUS-ie znajomości i rodziny.
Pokrewieństwo to nie grzech?
“Żaden przepis prawny nie zabrania zatrudniania osób spokrewnionych ze sobą” - pisze rzeczniczka rzeszowskiego ZUS-u Małgorzata Bukała. Oczywiście, że nie zabrania. Na stanowiska w budżetówce przyjmuje się jednak ludzi w ramach otwartego konkursu, w którym wybiera się osoby najlepsze. Tymczasem w przypadku rzeszowskiego ZUS-u zasady te były w sposób drastyczny łamane.
Do rzeszowskiego ZUS-u w ostatnich paru latach trafiło osiem osób mających tam krewnych na kierowniczym stanowisku. Jakimś cudem właśnie tych osiem osób uzyskało skierowanie z Urzędu Pracy. To zbieg okoliczności zakrawający na wygraną w totolotka, jeśli weźmie się pod uwagę, że osób bezrobotnych zarejestrowanych w Powiatowym Urzędzie Pracy w Rzeszowie jest ponad 170 tys.
Na staż do ZUS-u w Rzeszowie każdego roku trafia ok. 10 osób. Część po jego zakończeniu odchodzi, a część zostaje etatowymi pracownikami urzędu. Możemy jedynie zgadywać, kto zostaje.
Zbieranie informacji do niniejszego artykułu zajęło nam prawie dwa miesiące. Rzecznik prasowy ZUS Małgorzata Bukała permanentnie odmawiała bowiem udzielania potrzebnych informacji. Prośba o podanie liczby osób zatrudnionych w rzeszowskim Oddziale ZUS była stale ignorowana. Rzecznik podawała liczbę etatów, a nie osób. A liczba etatów jest zwykle niższa od liczby zatrudnionych. Dopiero centrala ZUS w Warszawie nakazała rzeszowskiemu rzecznikowi udzielenie takiej informacji. Niestety, nie są to liczby z lat 1994-2005, o które redakcji chodziło, a jedynie z lat 1998-2005. Rzecznik odmówiła również podania nazwisk osób z powyższej listy, co do których podobno zachodzi zbieżność.
Pani Bukała odpisała następująco: “Odpowiadając na Pani pytanie raz jeszcze potwierdzę fakt, że w jednym przypadku zachodzi zbieżność nazwisk i nie ma pokrewieństwa pomiędzy wymienionymi osobami”. W kolejnym piśmie dotyczącym tej sprawy Małgorzata Bukała odwołała się do ustawy o ochronie danych osobowych: “Zakład Ubezpieczeń Społecznych jest zobowiązany do ochrony danych osobowych wszystkich ubezpieczonych, nie wyłączając pracowników. Osoba, o którą Pani pyta nie sprawuje funkcji publicznej i nie wyraziła zgody na udostępnianie swoich danych.” - pisze Bukała.
Nasuwa się pytanie: do czego w takim razie służy stanowisko rzecznika prasowego? I za co bierze pieniądze podatników rzecznik prasowy, jeżeli odmawia tymże podatnikom informacji, które w myśl ustawy są jawne?
Nie znamy również stanowiska prezes ZUS-u Aleksandry Wiktorow w opisywanej sprawie. Pani prezes jest zawsze nieobecna. Wspomniana na początku artykułu kartka została... zdjęta w ubiegłym tygodniu. Poinformowała nas o tym rzeczniczka centrali ZUS Anna Warchoł. Jednak pani rzecznik przyznaje, że w ostatnich latach do rzeszowskiego Oddziału ZUS przyjmowano nowych pracowników. Pisze:“ ...w ostatnich latach zatrudnienie w rzeszowskim Oddziale ZUS ulegało zmianie. Wiąże się to z systematycznym wzrostem ustawowych zadań nakładanych na Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Poczynając od reformy ubezpieczeń społecznych rozpoczętej w 1999 r., z którą wiązało się utworzenie Ośrodków Przetwarzania Danych, następnie obowiązkiem ustalenia kapitału początkowego, przejęcia renty socjalnej, zasiłków i świadczeń przedemerytalnych - wystąpiła konieczność zatrudniania pracowników w celu sprawnej i terminowej realizacji zadań”. Do sprawy powrócimy.
Klaudia Sitek
...
Julia Pitera, prezes Transparency International
Osoby, które usiłowały złożyć podanie o pracę w rzeszowskim ZUS-ie i natknęły się na tę nieszczęsną kartkę, powinny wytoczyć ZUS sprawę w sądzie. Taka sytuacja to bowiem świadome wprowadzanie ludzi w błąd i łamanie zasad demokracji.
Jeśli chodzi o zatajanie informacji przez rzeczników prasowych w instytucji państwowej jaką jest ZUS, to słucham tego z przerażeniem. Jest to zwykłe łamanie ustawy o dostępie do informacji publicznej i dziennikarze powinni starać się, by w takich przypadkach wynikły z tego ustawowe konsekwencje. W przeciwnym razie będzie narastała arogancja i poczucie bezkarności urzędników państwowych. W przypadku zakazu ujawniania nazwisk pracowników, którzy lokują swoje rodziny na państwowych posadach, to jest to bardzo dobry przykład na to, że ustawa o ochronie danych osobowych kryje po prostu patologie. Wciąż trwa dyskusja czy osoby pracujące, jakby nie było, w zakładzie publicznym, gdzie informacje są jawne, nie powinny być uznane za osoby publiczne. Ta sytuacja dowodzi, że tak właśnie stać się powinno.
Grażyna Kopińska, dyrektor Programu “Przeciw Korupcji” Fundacji im. Stefana Batorego
ZUS-owi trudno byłoby tu udowodnić łamanie prawa, gdyż nie podlega on ustawie o służbie cywilnej. Jednak istnieje jeszcze kontekst społeczny. Należałoby oczekiwać, że instytucja, która obraca tak ogromnymi sumami pieniędzy podatników będzie miała klarowne zasady przyjęć do pracy. Tymczasem okazuje się, że to niemożliwe, że nie ma nad ZUS-em kontroli obywatelskiej. Proponowałabym osobom, które zostały w tym przypadku poszkodowane, wystąpienie do sądu z tytułu dyskryminacji, której kodeks pracy zabrania.