Boją się dwutlenku węgla wtłoczonego pod ziemię
Za cztery miesiące w okolicach Tomaszowa i Lutomierska ruszają badania geologów, szukających miejsc podziemnego składowania dwutlenku węgla, emitowanego przez Elektrownię Bełchatów. Mieszkańcy boją się gazu, który - ich zdaniem - może być zagrożeniem.
Prawdopodobna lokalizacja dla magazynów to gminy Lutomiersk oraz Budziszewice na północ od Tomaszowa. Jacek Michel, rzecznik Elektrowni Bełchatów, nie potwierdza i nie zaprzecza: - Wytypowano dwa miejsca w odległości 60 km od Bełchatowa i jedno zapasowe, 115 km od elektrowni. Decyzja w 2010 roku.
Obie wspomniane gminy leżą w promieniu 60 km od elektrowni.
_ Jestem zaniepokojony doniesieniami na ten temat, nie wiem czy to jest bezpieczne dla ludzi. Nikt z elektrowni jeszcze nie kontaktował się ze mną w tej sprawie _- mówi Marian Holak, wójt Budziszewic. Jego odpowiednik z Lutomierska, Tadeusz Borkowski, dodaje: _ Nie mamy żadnych oficjalnych wiadomości. Dziś jestem na "nie". Przed ewentualną inwestycją trzeba o zdanie zapytać mieszkańców gminy. Podejrzewam, że podeszliby do sprawy niechętnie _- stwierdza wójt.
Elektrownia Bełchatów dostała z Unii Europejskiej 180 mln euro na budowę instalacji wychwytującej dwutlenek węgla. Zamiast ulatywać kominami do atmosfery, byłby on pod ciśnieniem sprowadzany do postaci płynnej i wielokilometrowym systemem rur odprowadzany do naturalnych zbiorników (np. solanek), znajdujących się od 0,5 km do 1 km pod ziemię. Czy jest bezpieczne? Nie wszyscy są tego pewni.
Profesor Władysław Mielczarski z Politechniki Łódzkiej, europejski koordynator ds. rozwoju systemów elektroenergetycznych Niemiec, Polski i Litwy, przyznaje: _ Tlenki węgla są trujące nawet w 3-procentowym stężeniu. Instalacja w Bełchatowie ma wychwytywać 300 ton CO2 na godzinę, ponad 7 tys. ton dziennie. Dla porównania, wagon kolejowy to zaledwie 20 ton. Dwutlenek jest niewidoczny, nie ma zapachu, gromadzi się w zagłębieniach blisko ziemi. Ewentualne rozszczelnienie instalacji stanowi ogromne zagrożenie _- dodaje profesor Władysław Mielczarski.
Profesor przypomina tragedię z 1986 roku, do której doszło w okolicach afrykańskiego jeziora Nyos. Niekontrolowane ulotnienie naturalnych pokładów CO2 spod ziemi doprowadziło do śmierci 1700 osób.
Piotr Brzózka
POLSKA Dziennik Łódzki