Cała nadzieja w Fed?
W środę w USA gracze znowu nie dostali ze sfery makro informacji, które zachęcałyby do kupna akcji. Byki jednak dzielnie broniły rynku przed przeceną. Pomagała im technika i nadzieja na pomoc Fed. O tym wszystkim na końcu komentarza. Spójrzmy teraz na dane makro.
26.08.2010 08:58
Raport o lipcowych zamówieniach na dobra trwałego użytku na pozór był dramatyczny. Na pozór, bo dane z czerwca zweryfikowano wyraźnie w górę. Jeśli uwzględni się ten czynnik, to można powiedzieć, że dane były „tylko” bardzo słabe. Zamówienia wzrosły o 0,3 proc., a bez środków transportu (ważniejszy wskaźnik) spadły o 3,8 proc. Oczekiwano w tej ostatniej kategorii wzrostu o 0,5 proc. Najgorsze było to, że o 8 procent spadły zamówienia inwestycyjne (bez wojskowych). Jeśli zmniejszają się inwestycje, to bardzo źle to wróży gospodarce. Okazało się też, że w lipcu sprzedaż nowych domów spadła aż o 12,4 procent - do poziomu najniższego w historii tych danych (od 1963 roku). Mediana cenowa spadła o 4,8 proc. r/r. Ten raport potwierdzał to, co widzieliśmy już w raporcie o sprzedaży na rynku wtórnym. Przypominam jednak, że to mogą być ostatnie tak słabe raporty – wynik perturbacji po wygaśnięciu dopłat do kupna domów.
Zachowanie rynku akcji było całkowicie niezgodne z fundamentami, ale za to dosyć logiczne. Już początek sesji pokazał, że mimo fatalnych danych rynek nie chce się poddać przecenie. Przede wszystkim drugi dzień z rzędu mocno drożały akcje deweloperów, co sygnalizowało, że rynek wierzy w osiągnięcia dna na rynku nieruchomości. Poza tym, co prawda na początku sesji indeksy spadły, ale już po dwóch godzinach indeks S&P 500 w okolicach 1.040 pkt. (poziom, który w tym roku często zatrzymywał przeceny) wyrysował podwójne dno i wrócił do poziomu z wtorku.
Potem było już tylko lepiej. Gracze uwierzyli, że wsparcie techniczne zatrzyma przecenę. Pomagała im wiara w to, że tak złe dane zmuszą Fed (i być może administrację USA) do wyasygnowania kolejnego pakietu pomocy gospodarce. Indeksy wzrosły, ale traktowałbym to na razie jako tylko i wyłącznie odbicie. Jedno jest jednak pewne: prawdopodobieństwo wykreowania jesienią formacji odwróconej głowy z ramionami nadal jest spore.
GPW po mocno spadkowej, wtorkowej sesji w USA też rozpoczęła sesję spadkiem indeksów, ale był on niewielki i bardzo szybko został zredukowany do zera, a potem WIG20 ruszył na północ. Naśladowaliśmy to, co działo się na innych giełdach europejskich. Nie było więc nic dziwnego w tym, że już po godzinie indeksy zawróciły, a po południu WIG20 tracił około pół procent. Skończyło się już wtedy polowanie na raport półroczny PZU. Cena akcji PZU spadała i prowadziła indeks na południe. Wyglądało to tak jakby byli inwestorzy wiedzący o tym, że wynik będzie gorszy od prognoz.
Publikacja danych o zamówieniach na dobra trwałego użytku w USA pogorszyła nastroje, ale rynek dzielnie się bronił przed dużą przeceną pozostając nieco pod poziomem 2.400 pkt.. Nawet kolejne, bardzo złe dane z amerykańskiego rynku nieruchomości nie pogłębiły spadku, który był (jeśli pamięta się o okolicznościach) niewielki. Rynek szykował się już do odbicia i (jak widać po wczorajszym zachowaniu giełd amerykańskich) miał rację.
Piotr Kuczyński
Główny Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi