Czy nadgorliwość w pracy się opłaca?

Pracujesz coraz więcej, bierzesz na siebie nowe obowiązki, ale czy warto? Kto to doceni? Szef już nawet tego nie zauważa. Przyzwyczaił się. Sądzi, że tak po prostu musi być. Na wyższą pensję nie ma co liczyć.

Czy nadgorliwość w pracy się opłaca?

01.03.2010 | aktual.: 17.02.2011 15:15

Nie dogadał się z szefem

Marcin zaczynał od prac na zlecenie. Firma, w której się zaczepił, płaciła dobrze. Reguły były proste. Wysokość zarobków zależała od ilości wykonanej pracy. Kiedy więc dostał propozycję przejścia na pół etatu, średnio mu się to opłacało. Zdecydował się jednak licząc, że oznacza to początek kariery i stabilizacji zawodowej.

Po zmianach organizacyjnych zakres jego obowiązków znacznie się zwiększył. Siłą rzeczy, zostawał w firmie dłużej niż przewidziane 4 godziny dziennie, bo inaczej się nie wyrabiał. Kolega znajdujący się w podobnej sytuacji wzruszał ramionami i po 4 godzinach wychodził. Czego nie zrobił, nadganiali inni. Marcin tak nie potrafił. Nigdy nie umiał lawirować.

Był na to zbyt obowiązkowy. Ponadto lubił swoją pracę. Nie ukrywał przy tym, że z firmą chętnie związałby swoją przyszłość. Uważał, że taka postawa prędzej czy później przyniesie efekty.

Pracy miał jednak coraz więcej, a pensja pozostawała bez zmian. W końcu odważył się pójść do szefa z pytaniem, dlaczego tak się dzieje. Usłyszał, że zmiana organizacyjna dotyczyła tylko… jego obowiązków. O podwyższeniu pensji nie było przecież mowy.

- Faktycznie, nie było – potwierdza Marcin. – Rozmawialiśmy z szefem tylko o tym, za co od tej pory będę odpowiedzialny. Byłem nowy, nie miałem doświadczenia. Nie przyszło mi do głowy, że szef myśli o korzyściach dla firmy, a nie o tym, by mi było lepiej. Zapłaciłem frycowe. Zrobiło mi się tylko przykro, że wykorzystano moją naiwność i dobre chęci. Marcin zastanawiał się, co robić. Rozważał nawet wystąpienie do sądu, choć ostatecznie się na to nie zdecydował. Znajomy prawnik wyperswadował mu ten pomysł. Rzeczywiście, pracodawca miał pełne prawo zwiększyć jego wymiar pracy, pozostawiając jego pensję na niezmienionym poziomie. Zawarł z Marcinem porozumienie i uważał, że wszystko jest załatwione. O podniesieniu stawki nie rozmawiali. Obaj uważali, że sytuacja jest oczywista, chociaż każdy interpretował to po swojemu. Jakie byłoby stanowisko sądu, trudno powiedzieć.

Nadgorliwość gorsza od…

Marcin ocenia dzisiaj, że całą sytuację sprowokowała jego nadgorliwość. - Często nadgorliwi bywają nowicjusze. Liczą, że w ten sposób pokażą swoją przydatność, że przełożony ich doceni. Uważają, że jako „nowi” są na cenzurowanym. Pracują intensywniej od kolegów. Wyobrażają sobie, że przełożony natychmiast to zauważy i podniesie im stawki. Myśląc w ten sposób, można się strasznie rozczarować.

- Sam od jakiegoś czasu mam podobny kłopot. Co prawda nie z pieniędzmi, bo jestem na pełnym etacie i firma płaci mi za nadgodziny. Pracę mam ciekawą, więc chętnie podejmuję się dodatkowych zadań – opowiada 28-letni Rafał. – Początkowo nie widziałem problemu. Uważałem, że moja postawa musi w końcu zostać doceniona. Realia okazały się, niestety, zupełnie inne.

Firma rozwijała się, więc roboty było coraz więcej. Starsi pracownicy, o wyrobionej pozycji, nie angażowali się nadmiernie. Młodzi, wśród nich Rafał, zostawali po godzinach, i to coraz częściej. W dodatku ślęczenie wieczorami zaczęło być uważane w firmie za coś oczywistego. – Kiedy wreszcie zbuntowałem się i powiedziałem któregoś razu, że dzisiaj nie zostanę, szef się obraził. Dosłownie zachowywał się jak obrażone dziecko.

Dąsał się i robił miny. Straszył, że poskarży się prezesowi, że będę miał nieprzyjemności – opowiada. – Najbardziej ubodło mnie, że wszystko, co zrobiłem do tej pory, nagle przestało się liczyć. Wystarczył jeden sprzeciw i już stałem się „tym złym”. Nieodwołalnie i na zawsze. Rafał nie zmienił, jak dotąd, pracy. Mówi, że czuje się obserwowany. Ma wrażenie, że szef czeka na jakieś jego potknięcie. Nacisk na zostawanie po godzinach zmniejszył się, to fakt. Jeśli może, zostaje, a jeśli nie – nikt go nie zatrzymuje. On również uważa, że do starcia z przełożonym doprowadziła jego nadgorliwość.

– Pokażesz raz, że możesz i chcesz dużo pracować, i już masz przypiętą metkę, której się łatwo nie pozbędziesz – mówi dzisiaj. W każdej firmie musi być ktoś od czarnej roboty. Ktoś, na kim, w razie czego, będzie można wymóc zostawanie w pracy po godzinach. Jeden zostanie, bo się boi, inny, bo na coś liczy. A szefowie to wykorzystują.

Zapiszmy to w umowie

Czy warto być nadgorliwym, pracować więcej i intensywniej. Co robić, gdy chcemy się wykazać i więcej zarabiać, a szef po prostu tego nie zauważa.

- Musimy ustalić z szefem, że jeśli będziemy pracować więcej, to otrzymamy za to dodatkowe pieniądze. Za nadgodziny szef powinien płacić, ale możemy się też umówić, że wyższe wynagrodzenie, premię lub jakiś inny bonus otrzymamy, gdy osiągniemy wyższy niż oczekiwany przez szefa wynik. Najlepiej gdy, jest to zapisane w naszej umowie o pracę. Nie liczmy na to, że szef sam coś zauważy. Wiadomo, że efektywniejszy pracownik za stosunkowo niewielkie pieniądze po prostu mu się opłaca. Dlatego mówmy, że to i to zrobiliśmy ponad programowo, chwalmy się sukcesami. Z drugiej strony jeśli szef nie widzi i nie ceni świetnego pracownika, to prędzej czy później go straci. Jeśli czujemy się niedocenieni, to może lepiej zmienić pracę – twierdzi Joanna Pogórska, doradca personalny, psycholog społeczny.

(jk)

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (37)