Dyskryminowanie na żądanie?
"Aby w Polsce nie dostać pracy trzeba mieć pecha albo wielkiego lenia. Jeśli ktoś jest w Polsce dyskryminowany, to na własne żądanie"
- pisze jedna z naszych internautek, która zajmuje się zawodowo rekrutacją pracowników
04.11.2008 | aktual.: 04.11.2008 16:04
"Jeśli ktoś jest dyskryminowany po pięćdziesiątce w Polsce, to są to częściej mężczyźni, a nie kobiety. Dzieje się tak dlatego, że z nierównym traktowaniem - populistycznie zwanym „dyskryminacją" - mamy do czynienia najczęściej w przypadku rekrutacji na stanowiska wymagające wykonywania aktywnej pracy fizycznej.
Obecnie polscy pracodawcy szukają ludzi z gruntownym doświadczeniem i nie mówię tutaj tylko o doświadczeniu zawodowym, ale również o doświadczeniu życiowym.
Pamiętam czas, kiedy wchodziłam na rynek pracy, jako młoda dziewczyna szukająca pracy. Wciąż przed oczami mam ogłoszenia, w których powtarzało się zdanie: praca dla młodych, z wykształceniem wyższym i znajomością języków obcych.
Przeglądam właściwie większość z liczących się portali, których celem jest pośrednictwo w procesie rekrutacji. Po lekturze blisko pół tysiąca ogłoszeń, z całą powagą uznaję, że czasy się zmieniły. Kilka lat temu, na przełomie wieków, człowiek mający czterdzieści i więcej lat, mógł tylko pomarzyć o stałej dobrej pracy.
Dziś, gdy młodzi, wykształceni siedzą na brytyjskich "zmywakach", przedsiębiorcy, pośrednio z przymusu, zatrudniają ludzi po pięćdziesiątce.
Psycholog biznesu Małgorzata Prna – Zmierka tłumaczyła mi dlaczego ludzie po czterdziestce są dobrymi pracownikami: taki człowiek zazwyczaj posiada rodzinę i dzieci w wieku zbliżającym się do pełnoletniości lub ją przekraczający. Pracownik po czterdziestce, zazwyczaj ma ustabilizowane życie emocjonalne, dla niego ważny jest spokój.
Jeden z banków w swoich materiałach promocyjnych chwali się, że zatrudnia ludzi po czterdziestce. Pewien head hunter mówił mi, że jeszcze kilka, kilkanaście lat temu, w procesie rekrutacyjnym do instytucji finansowych wygrywali świeżo upieczeni absolwenci kierunków związanych z ekonomią, którzy znali minimum dwa języki a do tego byli w pełnej dyspozycji. Teraz, według mnie, cennni są również starsi pracownicy.
W 2000 roku zakładałam konto w jednym banku, byłam traktowana profesjonalnie i chłodno. Obsługiwali mnie pracownicy w moim wieku. Muszę przyznać, że wolałabym ekspertom starszych ode mnie.
Osoba po pięćdziesiątce, tłumacząca mi parametry produktów finansowych, jest w moim odczuciu bardziej wiarygodna. Ten pozytywny wizerunek buduje już na stracie jej doświadczenie życiowe.
Potwierdzają to specjaliści od rekrutacji, z którymi współpracuję - w działach obsługi klienta świetnie sprawdzają się osoby dojrzałe, stabilne, z doświadczeniem życiowym.
Obecny od blisko 4 lat na polskim rynku bank, specjalizujący się w obsłudze klientów detalicznych, w jednym ze swoich komunikatów prasowych podaje, że planuje otwarcie kilkudziesięciu oddziałów w całym kraju - tym samym chce stworzyć kilkaset etatów. W komunikacie podkreśla, że spora część etatów przeznaczona jest dla osób powyżej czterdziestego roku życia.
Feliks Nowak, head hunter specjalizujący się w rekrutacjach dla instytucji finansowych uważa, że ta inicjatywa jest prawdziwym majstersztykiem rekrutacyjnym, bo bank tworzy kadry składające się z ludzi o ustabilizowanej sytuacji osobistej.
Dlatego denerwują mnie stwierdzenia internautów, że w Polsce dyskryminowani są starsi. To jest naprawdę kłamstwo."
Wasza Czytelniczka