Euforia w Europie i USA
W poniedziałek giełdy europejskie zachowały się tak jak tego oczekiwano (nawet lepiej): indeksy gwałtownie rosły. Taki zbawienny wpływ na graczy miały oczywiście decyzje przywódców strefy euro (szczególnie te o gwarantowaniu pożyczek międzybankowych).
14.10.2008 08:48
Przyczyniła się do poprawy nastrojów również informacja o zapewnieniu instytucjom finansowym przez Fed i inne banki centralne nieograniczonej ilości gotówki w dolarach.
Nie da się wiele napisać o tym, co działo się w poniedziałek na amerykańskich giełdach. Zapanowała wielka euforia i nic się już nie liczyło. Nawet pomysł fuzji General Motors z Fordem i/lub Chryslerem doprowadzał do kilkunastoprocentowych wzrostów cen akcji GM, mimo że wszystkie te firmy mają olbrzymie problemy i fuzja byłaby zobrazowaniem powiedzenia „wiódł ślepy kulawego”. Osiągnięcie porozumienia o finansowaniu Morgan Stanley przez Mitsubishi UFJ Financial podnosiło kurs tego pierwszego o około 60 procent (to nie pomyłka). Nie szkodziło rynkowi też to, że Citigroup zapowiedział straty w JP Morgan. Nawet to, że upadek Lehman Brothers będzie kosztował sektor finansowy poza USA 300 mld USD nikogo nie zdenerwowało. Nawet to, że Bill Gates oczekuje długiej recesji niczego nie zmieniło (jeszcze parę dni wcześniej gracze wpadliby w przerażenie). Inaczej mówiąc: zapanowała panika, tyle że tym razem panika kupna.
Takie zmiany nastrojów bardzo źle o rynku świadczą, ale tym razem powód był poważny. Mocne wejście Europejczyków do gry zmierzającej do uspokojeniu sytuacji w sektorze bankowym bardzo się Amerykanom spodobało. Tak bardzo, że nie tylko nadal przygotowywali swój plan dokapitalizowania banków (kupna akcji niemych), ale również przymierzali się do pewnych form gwarancji dla pożyczek międzybankowych. Rynek pieniężny jednak nie przyjął tak dobrze programów pomocowych. Libor trzymiesięczny dla dolara spadł z 4,82 do 4,75 procent sygnalizując, że zaufanie w sektorze bankowym rośnie bardzo wolno. Nie można wykluczyć jednak, że z czasem to zaufanie będzie powracało. Nastroje podgrzewała informacja o spotkaniu sekretarza skarbu z najważniejszymi uczestnikami rynku.
Na dwie godziny przed końcem sesji zobaczyliśmy kosmetyczną realizację zysków, ale ostatnia godzina to było już tylko kupno. Kupowano wszystko tak jakby gospodarka nie wchodziła w długą recesję. Takie są rynki finansowe – trzeba znaleźć miejsce, gdzie można wypracować duże zyski. Takim miejscem mogą być rynki przecenionych akcji, ale i surowce. Na razie gracze skupili się na akcjach. Układ techniczny (formacja gwiazdy porannej) zapowiada zmianę trendu krótkoterminowego lub średnioterminowego na wzrostowy. Nie znaczy to oczywiście, że nie będziemy widzieli gwałtownych zmian nastrojów, ale zakładam, że poziomów z piątku do końca roku nie zobaczymy.
GPW rozpoczęła poniedziałkową sesję wzrostem indeksów i niczego innego nie można było oczekiwać. Jednak rynek zachowywał się dużo słabiej niż inne giełdy europejskie. Widać to było szczególnie mocno po południu, kiedy wzrosty na innych giełdach nieco się zmniejszyły. U nas wtedy WIG20 rósł już tylko 1,5 procent, a potem dotknął nawet poziomu piątkowego zamknięcia. Najmocniej traciły wtedy PKO BP, Pekao i KGHM. Wszyscy pytali się dlaczego akurat te dwa banki traciły (pod koniec sesji wyglądało to już lepiej). Pod moim blogiem jeden z komentatorów napisał, że zapewne dlatego, iż jako dwa największe banki będą musiały najwięcej dopłacić do Bankowego Funduszu Gwarancyjnego.
Można się zastanawiać, dlaczego tylko u nas rynek zachował się tak słabo, ale stosunkowo łatwo to wytłumaczyć. Nasze media skupiły się na piątkowym dramacie, a zagraniczne skoncentrowały się na planie pomocy ratowania sektora finansów. Polacy nie mają na bieżąco dostępu do informacji rynkowych, więc masowo ruszyli umarzać jednostki. Dzisiaj już się zorientują, że takie zachowanie byłoby błędem. Podaż wyschnie i będzie możliwe poprowadzenie indeksów na północ. Nawet jeśli tak się nie stanie to niedługo tak właśnie będzie.
Komentarz przygotował
Piotr Kuczyński Główny Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi