Franki kontra złote
Spłacający kredyty we frankach kontra kredytobiorcy wierni złotemu. Sprawdziliśmy kto jest górą po trzech i sześciu latach obsługi kredytu.
18.01.2011 | aktual.: 18.01.2011 14:02
Wahania kursu franka szwajcarskiego wielu Polakom dostarczają mnóstwa emocji. Dla części spłacających kredyty walutowe to jak jazda na roller coasterze – raz w górę raz w dół - w rytm notowań szwajcarskiej waluty. Co miesiąc przeliczanie raty i zadłużenia pozostałego do spłaty. A w duchu wciąż zadawane pytanie, czy rzeczywiście dobrze zrobiłem wybierając kredyt walutowy? Są i tacy co udają, że nie ma problemu. Spłacam i staram się o tym głośno nie myśleć. Liczę, że gdy będę siedział cicho, bank nie zauważy, że moje zadłużenie wraz z notowaniami franka wzrosło o kilkadziesiąt procent – słyszę od pracownika banku, w którym ma nie tylko etat, ale również kredyt.
Ile osób co jakiś czas myśli o franku? Jak wynika z danych NBP - na koniec listopada 2010 roku - 61 proc. wartości kredytów na nieruchomości spłacanych przez gospodarstwa domowe, to były właśnie kredyty walutowe, z ogromną przewagą tych we franku. Uwzględniając fakt, że średnia wartość kredytów walutowych jest wyższa niż złotowych, można przyjąć, że z walutą związany jest co drugi kredytobiorca, a to co najmniej 750 tys. osób, oczywiście nie licząc ich rodzin.
W trzy lata w kieszeni ponad 11 tys. zł
Do naszych obliczeń jako przykład wzięliśmy kredyt zaciągnięty trzy lata temu, w ostatnich dniach grudnia 2007 roku i kredyt sprzed sześciu lat, wzięty na koniec 2004 roku. Nasi klienci pożyczyli na 30 lat 300 tys. zł na obowiązujących wówczas warunkach. Kredyt spłacają w ratach równych.
Założyliśmy, że klient, który pożyczył trzy lata temu 300 tys. zł w naszej walucie dostał marżę 0,9 proc., a amator franka ma kredyt z marżą 1,2 proc. i zadłużał się po kursie 2,17 zł. Kredyt spłacają przez 30 lat w ratach równych.
W obliczeniach uwzględnialiśmy trzymiesięczny WIBOR i LIBOR, które zmienialiśmy co kwartał. Wysokość stawki bazowej na kolejny kwartał stanowiła średnią z pięciu ostatnich notowań z poprzedniego kwartału.
Raty wyrażone we frankach mnożyliśmy przez średni kurs NBP tej waluty na 30. dzień każdego miesiąca, lub dzień wcześniej, jeśli akurat tego dnia nie było notowań.
Co nam wyszło? Spłacający kredyt złotowy przez trzy lata wydał na obsługę kredytu blisko 64,6 tys. zł. Tymczasem klient z frankiem po uwzględnieniu 6-proc. spreadu i przy spłacaniu rat zazwyczaj z wyższym kursem niż w momencie zaciągania kredytu, wydał niecałe 53,3 tys. zł. Punkt dla kredytobiorcy z frankiem – różnica w kosztach obsługi kredytu przekroczyła 11 tys. zł. Spłacający kredyt we franku wydał prawie 18 proc. mniej i może spojrzeć z góry na klienta z kredytem złotowym.
Na każde 100 zł, które oddaje spłacający kredyt w złotych on wykłada średnio ok. 82,5 zł. Skąd ta różnica? Głównie z oprocentowania kredytu. Gdy klient spłacający kredyt złotowy w ciągu trzech lat miał średnią stawkę WIBOR 4,85 proc., to LIBOR CHF wyniósł 0,94 proc. W efekcie klient spłacający kredyt we franku, mimo że przyjęliśmy dla niego wyższą marżę, bo 1,2 proc. wobec 0,9 proc. dla kredytu złotowego, i tak ma niższe oprocentowanie.
90 tys. zł więcej do spłaty
Role się jednak odwracają, gdy uwzględnimy kwoty jakie jeszcze pozostały do spłaty w obu przypadkach. Gdy spłacającemu w złotych po trzech latach z 300 tys. zł pozostało do oddania jeszcze 289,3 tys. zł, to po przeliczeniu długu we franku po kursie na koniec grudnia 2010 roku(3,19 zł) dług wyniósł prawie 412,8 tys. zł. Nawet gdy policzy się go po obecnym kursie, zbliżonym do 3 zł, nadal kwota do spłaty mocno przewyższa pożyczoną sumę 300 tys. zł i sięga niemal 390 tys. zł.
Kapitał wyrażony we frankach stopniał ze 138,25 do 129,4 tys. CHF, czyli o 6,4 proc. W tym czasie kapitał w PLN skurczył się o 3,6 proc.
W sześć lat frank dał zarobić na mały samochód
Różnica w kosztach obsługi kredytów w walucie rodzimej i szwajcarskiej po trzech latach, to jednak nic w porównaniu z tym, o ile mniej wydał na kredyt klient spłacający kredyt we franku w ciągu sześciu lat. Za to można już sobie kupić nawet samochód, choć nie każdy, bo w grę wchodzi kwota 45 tys. zł. Gdy osoba która w ostatnich dniach grudnia 2004 roku pożyczyła 300 tys. zł w naszej walucie, w ciągu sześciu lat wydała na raty 148,5 tys. zł, zaś posiadacz kredytu frankowego – 103,6 tys. zł. Nasi klienci z sześcioletnim stażem w obsłudze kredytu w złotych mają marżę 2,4 proc., a we franku 2,5 proc. Kredyt frankowy zaciągany był przy kursie 2,64 zł, czyli znacznie korzystniejszym niż ten sprzed trzech lat.
A co z oprocentowaniem? Średnia stawka trzymiesięcznego WIBOR-u, wchodzącego w skład oprocentowania kredytu, wynosiła w tym czasie 4,78 proc., podczas gdy trzymiesięczny LIBOR w tym czasie to 1,32 proc., czyli ponad trzykrotnie mniej.
Sześć lat spłaty i do oddania o pół tysiąca więcej
Po sześciu latach kapitał pozostający do spłaty stopniał o niecałe 7 proc., a ten wyrażony we frankach o prawie 8 proc. Gorzej jednak gdy saldo to przeliczy się po aktualnym kursie (3,01 zł), bo wtedy okazuje się, że sześć lat spłacania poszło „na marne”, kredyt zamiast zmaleć spuchł do ponad 300,5 tys. zł.
Problem jest powszechny - większość spłacających kredyty we franku zaciągała je przy niższym kursie niż obecnie obowiązujący, a to przekłada się nie tylko na wzrost raty, lecz przede wszystkim na wzrost całości zadłużenia. W efekcie w wielu przypadkach wartość kredytu mocno przekracza wartość nieruchomości kupionej za ten kredyt i w praktyce uniemożliwia sprzedaż mieszkania.
Jednak klient z kredytem we franku, który nadal daję radę spłacać kredyt i nie ma potrzeby sprzedawać lokum, może czuć się górą. Tylko jak przewidzieć, co zdarzy się przez następnych ponad 20 lat?
Halina Kochalska,
Open Finance