Kijów dogadał się z Brukselą? "Nie wyrażamy zgody"
Polscy rolnicy nie przebierają w słowach, komentując nowe ustalenia handlowe między Unią Europejską a Ukrainą. Mówią o grze pozorów, ignorowaniu protestów i sprowadzaniu żywności bez żadnych norm.
– My, jako przedstawiciele Podkarpacia, nie wyrażamy zgody na sprowadzanie produktów nawet w ramach wyznaczonych limitów – mówi WP Finanse prezes Podkarpackiej Izby Rolniczej Stanisław Bartman.
O co chodzi?
Unia Europejska i Ukraina porozumiały się co do zasad aktualizacji umowy handlowej w ramach tzw. DCFTA – pogłębionej i kompleksowej strefy wolnego handlu. Nowe zapisy mają przyspieszyć integrację Ukrainy z unijnym rynkiem, częściowo liberalizując dostęp do niego dla wybranych produktów rolnych.
Komisja Europejska zapewnia, że uwzględniono interesy rolników i wprowadzono mechanizmy ochronne. Polski sektor rolny twierdzi jednak, że projekt nie był realnie konsultowany, a nowe regulacje zagrażają krajowej produkcji, zwłaszcza w regionach graniczących z Ukrainą.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sezon weselny w pełni. Ile dać w kopertę na wesele?
Minister rolnictwa Czesław Siekierski skomentował w poniedziałek decyzję o zakończeniu negocjacji między UE a Ukrainą w sprawie nowej umowy handlowej. Podkreślił, że Komisja Europejska nie skonsultowała tej decyzji ani z państwami członkowskimi, ani z przedstawicielami rolników.
Jak zaznaczył w oświadczeniu Siekierski, był rozczarowany sposobem, w jaki KE przekazała informację o porozumieniu – stało się to w ostatnim dniu polskiej prezydencji w Radzie UE. Przypomniał, że jako przewodniczący Rady ds. Rolnictwa i Rybołówstwa (AGRIFISH) wielokrotnie apelował o większą przejrzystość negocjacji handlowych i prowadzenie ich w dialogu ze środowiskiem rolniczym.
Ministerstwo Wsi i Rozwoju Rolnictwa w komentarzu przesłanym WP Finanse przypomina, że jeszcze w 2024 roku przedstawiło Komisji Europejskiej szczegółowe postulaty dotyczące negocjacji z Ukrainą.
Dotyczyły one m.in. konieczności wprowadzenia skutecznych mechanizmów ochronnych oraz powiązania umowy z procesem dostosowywania ukraińskiego rolnictwa do unijnych norm i wymogów produkcyjnych. Ministerstwo podkreślało również potrzebę zapewnienia wzajemności – czyli poprawy dostępu towarów rolnych z UE, w tym z Polski, na rynek ukraiński.
"Pełna ocena zawartego porozumienia handlowego między UE a Ukrainą będzie możliwa dopiero po zapoznaniu się z jego ostateczną treścią i szczegółami" – przekazało nam Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Resort zapowiada, że po ich analizie, wspólnie z Ministerstwem Rozwoju i Technologii, opracowane zostanie stanowisko Rządu RP w tej sprawie.
Nie wierzą w słowa ministra
Zdecydowany sprzeciw wobec ustaleń Brukseli słychać też na Lubelszczyźnie. Rolnicy nie wierzą w komentarze polskiego resortu rolnictwa.
– To nieprawda. Ja te wszystkie dokumenty, które były negocjowane, miałem już 3 czerwca. Dotyczyły m.in. umowy z Ukrainą i Mercosur. Tylko że oni kręcili, motali. Tydzień temu miałem spotkanie z panem europosłem Hetmanem, z panem wicewojewodą. Dopiero jak im pokazałem, że to mam od ministra Siekierskiego, zmienili ton – relacjonuje w rozmowie z WP Finanse Gustaw Jędrejek, prezes Lubelskiej Izby Rolniczej.
"Z uwagi na napięty grafik i przygotowania do jutrzejszego wydarzenia – podsumowanie polskiej prezydencji w Radzie UE w Sejmie, którego jesteśmy gospodarzem – nie mamy obecnie możliwości spotkania z Ministrem i uzyskania informacji, co mówił 3 czerwca w Lublinie" - odpowiada MRiRW.
Politycy bagatelizowali sprawę?
Gustaw Jędrek twierdzi, że znał treść uzgodnień handlowych z Ukrainą i ostrzegał przed nimi już wcześniej.
– A potem okazało się, że to gotowa umowa – mówi. Zgodnie z jej zapisami cła mają objąć jedynie niektóre towary, jak zboże, podczas gdy produkty pochodne – takie jak śruta – mogą trafiać do Polski bez ograniczeń.
– Śruta jedzie całymi pociągami do mieszalni pasz. I znów może się powtórzyć sytuacja sprzed roku czy dwóch, jak z tzw. zbożem technicznym – ostrzega. Jak wyjaśnia, wystarczy zamówić produkt o niższej jakości, by legalnie wprowadzić go do obrotu.
– Nie ma nad tym żadnej kontroli. Jeśli będzie polityczne przyzwolenie, znajdą sposób, by to obejść. Już raz to przerabialiśmy. Wszystko zależy od tego, jak to zostanie nazwane i zinterpretowane – podsumowuje.
Dodaje też, że Bruksela jego zdaniem nie staje w obronie rolników, tylko wielkich korporacji. Swoje stanowisko w tej sprawie przedstawia również Mieczysław Łuczak, prezes Wielkopolskiej Izby Rolniczej.
Po raz kolejny urzędnicy Komisji Europejskiej, bagatelizując głos rolników europejskich, ponad naszymi głowami podjęli decyzję o przyspieszeniu rozmów i sfinalizowaniu umowy handlowej z Ukrainą – mówi w rozmowie z WP Finanse.
Polscy rolnicy od początku mieli świadomość, że rozmowy z Ukrainą powinny być prowadzone we współpracy z przedstawicielami sektora rolnego. Jak przypomina, europejskie organizacje rolnicze są zrzeszone w strukturach Copa-Cogeca – instytucji reprezentującej rolników przy Komisji Europejskiej. To właśnie tam miał toczyć się dialog, a środowisko rolnicze miało mieć realny wpływ na ostateczny kształt umowy.
To potwarz i policzek także dla Polski, bo decyzję ogłoszono w ostatnim dniu polskiej prezydencji w UE. Szczegóły nie są jeszcze znane – jedynie ogólne zapisy są upubliczniane w przestrzeni medialnej – zaznacza Łuczak.
Zdaniem Łuczaka Komisja Europejska nie wyciągnęła żadnych wniosków z ubiegłorocznych protestów rolników.
– Wówczas zostaliśmy zaskoczeni decyzją administracyjną o konieczności odłogowania części gruntów. Zielony Ład był kontrowersyjny i niekorzystny, ale to właśnie obowiązek wyłączenia części produkcji rolnej rozwścieczył rolników najbardziej – mówi nam Łuczak.
Masowe protesty rolników nic nie dały?
Mieczysław Łuczak przypomina, że po masowych protestach rolników Komisja Europejska uległa presji i wtedy pojawiła się nadzieja, że kolejne decyzje będą już uzgadniane z przedstawicielami rolnictwa.
Tymczasem – jak mówi – ponownie zostali sprowadzeni do roli biernych obserwatorów. Jego zdaniem może to znów doprowadzić do protestów, szczególnie w Polsce, która – jako sąsiad Ukrainy – najbardziej odczuje skutki tej umowy. Ukraina, mimo trwającej wojny, dysponuje ogromnym potencjałem produkcyjnym.
Jak ocenia, proces integracji Ukrainy ze wspólnotą gospodarczą Unii jest już w praktyce nie do zatrzymania. Do NATO może trafić później, ale do struktur gospodarczych – znacznie szybciej.
Łuczak zwraca uwagę, że Polska była w zupełnie innej sytuacji, gdy podpisywała umowę stowarzyszeniową z UE w 1991 roku. Wówczas to towary z Unii szeroko wchodziły na polski rynek, a eksport z Polski był mocno ograniczony. Teraz – jak mówi – jest odwrotnie. Ukraina stara się o członkostwo, a to unijne rynki otwierają się na jej produkty. Tymczasem polscy rolnicy mają problemy ze sprzedażą własnych płodów.
Polska, granicząc z tak potężnym producentem żywności, którego nie obowiązują żadne normy, znajduje się na przegranej pozycji - podkreśla.
Michał Krawiel, dziennikarz WP Finanse i money.pl