Kim są ghostwriterzy i ile zarabiają?

Pod ich pracą podpisuje się np. znany polityk, który to zapragnął wydać swoją biografię. Albo też znany pisarz, który nie byłby w stanie "wyprodukować" tak dużej ilości powieści rocznie, jak się od niego oczekuje. Tak naprawdę autorami są ghostwriterzy, pisarze - widma, którzy piszą książki na zlecenie. Na okładce nie znajdziemy ich nazwiska, tylko nazwisko znanego pisarza czy polityka.

Kim są ghostwriterzy i ile zarabiają?
Źródło zdjęć: © sxc.hu

18.07.2011 | aktual.: 18.07.2011 14:48

Pisarz z filmu Polańskiego pracuje anonimowo nad biografią byłego angielskiego premiera. Za wykonanie pracy ma dostać 250 tys. dolarów. Zarobki ghostwriterów mogą wydawać się szokująco wysokie. Ale zarobić takie pieniądze wcale nie jest łatwo.

Od strony czy od sprzedaży?

Zaczęło się od Wałęsy. Jego „Droga nadziei”, autorstwa Andrzeja Drzycimskiego i Adama Kinaszewskiego, powstawała jeszcze w czasach PRL-u. W ostatnich 20 latach pojawiały się kolejne biografie stworzone przez ghostwriterów: Bagsika, Gierka, Pendereckiego, Olbrychskiego. Dziś można ich naliczyć już całkiem sporo.

Kto płaci pisarzom - widmom? Z tym bywa różnie. Zdarza się, że sami opisywani, zdarza się też, że wydawnictwa zamawiające biografię. W rodzimych warunkach pisarz – widmo, zwany w naszym kraju potocznie „murzynem”, może liczyć na 150 do 300 zł za stronę maszynopisu. To przekłada się na kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt tysięcy za całość. Ale bywa też, że autor musi zadowolić się 10 tysiącami. Takie sumy podawali w artykule opublikowanym w „Nowej Trybunie Opolskiej”.

Jeśli „widmo” liczy na wysoki nakład książki, może umówić się na procent od spodziewanych zysków. Aby wybrać tę drogę, trzeba jednak kilku czynników. Sam pisarz powinien mieć wyrobioną markę. Poza tym dobrze, by osoba, o której będzie mówić książka, była ogólnie znana. Jej biografia powinna obiecywać smaczki intrygujące dla czytelnika. Wreszcie nie bez znaczenia jest sytuacja na rynku czytelniczym.

Z tej ostatniej przyczyny na procent od sprzedaży mogą sobie pozwolić ghostwriterzy działający na dużych rynkach, np. anglojęzycznych. U nas nie ma co ryzykować. W jakim nakładzie może się sprzedać książka o polskim polityku, artyście czy celebrycie? W Polsce o bestsellerze mówi się już, gdy książka sprzeda się w ilości powyżej 10 tys. egzemplarzy. Dlatego polscy „murzyni” na ogół zawierają umowy na sumy liczone od strony.

Dla kogo ta biografia?

W przypadku bohaterów biografii nie bez znaczenia jest to, kim . Sława uznanego aktora czy muzyka, obecnego na scenie od wielu lat, nie wygasa tak szybko. Można więc założyć, że zawsze znajdą się ludzie chcący poznać jego historię. Sława polityka może być krótsza. Często jego obecność na świeczniku trwa zaledwie kilka lat, do następnych wyborów. Co prawda tyle wystarczy, by książkę napisać, wydać i zainkasować honorarium. Ale już w przypadku sezonowych celebrytów, zawdzięczających sławę tabloidom, ryzyko jest duże. Może się zdarzyć, że „osoba znana z tego, że jest znana” przestanie taką być, zanim książka o niej ukaże się na rynku. I w rezultacie nikt jej nie kupi.

Jak do własnych biografii podchodzą sami opisywani? Zdarzają się tacy, którym na tym w zasadzie nie zależy. Biografię doradzili im specjaliści od PR-u, ewentualnie namówiło ich na nią wydawnictwo. Praktycznie nie uczestniczą w jej powstawaniu. Przesyłają materiały i tyle. Niektórzy nawet jej nie czytają. Innymi powoduje megalomania. Książka o nich, o ich życiu, jest dla nich potwierdzeniem własnej wartości. Zdarzają się też tacy, którzy po prostu zazdroszczą kolegom, mogącym się już pochwalić własną biografią. I własnym „murzynem”. *Ciężki los „widma” *

Pisarz nie ma łatwo. Podczas pracy walczy z rozmaitymi przeciwnościami. Bywa, że na czas pisania biografii musi odsunąć na bok własne upodobania, a zacząć żyć życiem opisywanego. Musi także uzbroić się w cierpliwość. Uczestniczyć w niekończących się monologach, albo przeciwnie: drążyć, przekonywać, dopytywać. No i zmagać się z wyobrażeniami, jakie ludzie mają o sobie, często niemającymi pokrycia w rzeczywistości. Opisywani życzą sobie, by biografia ukazywała ich „prawdziwie, ale pięknie”.

To akurat norma niezależna od kraju, wieku czy zawodu. Nie rozumieją często, co będzie atrakcyjne dla czytelnika. Konfabulują, ukrywają fakty, zasłaniają się niepamięcią. W efekcie zdarza się, że każde wydarzenie trzeba z nich wyciągać siłą. Na przeciwnym biegunie są chorobliwi gawędziarze. Ci bardzo chętnie i szczegółowo mówią o swoich przewagach we wszystkich dziedzinach życia: finansowej, zawodowej, imprezowej, erotycznej. Ale ich biografie sprzedają się lepiej. Dla przykładu: Małysza „poszło” 7 tys. egzemplarzy, Olbrychskiego – 250.
Kiedy już materiał zostanie zebrany, „autor – widmo” może zasiąść do komputera. Tu czekają go zmagania z własną niechęcią, lenistwem czy brakiem inwencji. Wytworzony produkt musi jeszcze uzyskać akceptację samego bohatera książki oraz – co również bardzo ważne – wydawcy. Widać z tego, że proces powstawania biografii to prawdziwy tor z przeszkodami. Czy w ogóle ktoś zgodziłby się na rolę ghostwritera, gdyby nie wizja sowitego honorarium?

Tomasz Kowalczyk/JK

pisarzepracazarobki
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)