Trwa ładowanie...

Koniec spreadów jest już bliski

Ministerstwo Gospodarki przestało żartować i wzięło się za spready. Spłacający już zaciągnięte kredyty walutowe mogą liczyć na niższe raty. Nowi klienci zapłacą jednak prawdopodobnie wyższą marżę, ale w momencie brania kredytu będą wiedzieli, ile rzeczywiście będzie on kosztował.

Koniec spreadów jest już bliskiŹródło: Jupiterimages
d12xunm
d12xunm

Spready walutowe to wolna amerykanka. Część banków gra uczciwie i narzuciła na swoich klientów wolnorynkowe 4-5 proc. , inne ścigają się w podwyższaniu opłaty, która sięga czasem nawet kilkunastu procent. Rata średniego kredytu na 300 tys. zł zaciągniętego na 30 lat może być przez to wyższa nawet o 100-200 zł. Ministerstwo Gospodarki ten nie do końca uczciwy proceder chce zakończyć i pomóc 900 tysiącom kredytobiorców walutowych.

Resort Waldemara Pawlaka zaproponował, aby wszyscy posiadacze kredytu w walucie spłacali raty po kursie średnim NBP (wtedy spread wynosi ok. 2 proc.). Dzięki temu raty spaść mogą od kilkunastu do nawet kilkudziesięciu złotych.
- To propozycja ewentualnego działania prawa wstecz. Naszym zdaniem nie jest to dobre ani dla klientów, ani dla banków. Przede wszystkim szkodzi ona jednak wizerunkowi polskiego państwa - mówi Wirtualnej Polsce Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich.

Bankom nowa propozycja się nie podoba, bo stracą na tym miliardy. Według wyliczeń MG rocznie zarabiały na tym od miliarda do półtora miliarda złotych.
- Trzeba pamiętać, że były różne strategie biznesowe. Część banków oferowała niższe oprocentowanie, ale wyższe spready. Inne postawiły na wyższe oprocentowanie i niższe spready – tłumaczy Krzysztof Pietraszkiewicz.

Problem w tym, że o tych zyskach zaplanowanych w budżetach banków nic nie wiedzieli klienci.
- To dobra zmiana. Dzięki temu sytuacja będzie czytelniejsza dla klientów. Teraz nikt nie wie, jaki spread może zaproponować bank - uważa Paweł Majtkowski z Expandera.

d12xunm

Banków w ściąganiu dodatkowej opłaty nie powstrzymały nawet rosnące kursy walut. Wręcz przeciwnie, apetyt rósł w miarę jedzenia. Choć zyski przez drogiego franka czy euro się zwiększały, to banki podnosiły spready dodatkowo. A klienci nie mieli jak się bronić, bo rekomendacja SII tylko teoretycznie pozwoliła przynieść walutę do banku. Te robiły bowiem wszystko, by klientowi nie opłacało się samemu kupić franków czy euro (np. życząc sobie za aneks do umowy kilkaset złotych prowizji).
- Gdyby banki nie rzucały tych kłód pod nogi klientom, to problemu by nie było. A tak same swoją zachłannością sprawiły, że nie zarobią w ogóle - mówi Paweł Majtkowski.

d12xunm

Dzięki nowym regulacjom banki nie zarobią dodatkowo na starych klientach, nowi najprawdopodobniej będą mieć wyższą marżę czy prowizję.
- De facto zapłacą tyle samo. Po prostu zamiast spreadu, który zależy tylko od widzimisię banku, będzie to koszt wliczony w kredyt. Najważniejsze, że będzie czysta i klarowna relacja na linii klient - bank - uważa Paweł Majtkowski.

Likwiduje Pawlak, dziękują PO
Choć propozycja unormowania sprawy spreadów wyszła od Waldemara Pawlaka, to kredytobiorcy podziękować chcą… Platformie Obywatelskiej. Na forach internetowych Wirtualnej Polski można przeczytać, że „To bardzo dobry pomysł, bo banki robią co chcą. Dlatego znowu zagłosuję na Platformę” - pisze KaKa, a Mirek P-ń dodaje „Jeśli ministerstwo faktycznie to przeforsuje to ponownie zagłosuję na PO”. Tylko użytkownik o nicku clint eastwood przypomina, czyj to rzeczywiście pomysł: „Panie Waldku Pan się nie boi, śmiało! Ciąć spread”. Bo choć pomysł wicepremiera zapewne jest kiełbasą wyborczą, to jednak bardzo smaczną dla blisko miliona Polaków spłacających kredyty w walutach.

d12xunm
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d12xunm