Kto zarobi na śmieciach?

Niektórzy wróżą śmierć firmom, które nie wygrają ogłaszanych przez gminy konkursów na wywóz odpadów. Kto naprawdę zyska, a kto straci?

Kto zarobi na śmieciach?

21.10.2011 | aktual.: 21.10.2011 14:27

Do tej pory to mieszkańcy podpisywali umowy na wywóz nieczystości ze swoich posesji. Ponieważ jednak wolnorynkowy system skutkował tym, że mieszkańcy wybierali jak najtańsze oferty, cierpiał na tym odzysk i recykling, których praktycznie nie było. Od przyszłego roku jednak ma się to zmienić. „Zarządzanie śmieciami” będzie powierzone samorządom, a te wyłonią firmy do wywozu nieczystości w przetargach. Gmina więc zajmie się wszystkim, a mieszkańcy będą za to płacić, podobnie jak dzisiaj płacą za wodę i ścieki.

Firma, która wygra konkurs, będzie musiała rozliczać się z gminą ze sposobów zagospodarowania odpadami komunalnymi. Poza tym gminy będą monitorować poziomy odzysku i recyklingu. To wszystko da im większą kontrolę nad tym, co dzieje się z odpadami na terenie gminy.

Co te zmiany oznaczają dla zatrudnionych w przemyśle śmieciowym? Według przedsiębiorców ta ustawa może doprowadzić do bankructwa wielu firm, co jest równoważne z tym, że na bruku znajdą się osoby do tej pory utrzymujące się ze śmieci.

- Jeśli firma miała podpisanych kilkaset umów i straciła jedną, nie odczuwała tego. Ale od 2013 roku wszystkie te firmy będą działać w systemie 0:1. Albo wygrają przetarg, albo nie. Te, które nie wygrają, będą padały jak muchy - ocenia Michał Dąbrowski, wiceprzewodniczący Rady Polskiej Izby Gospodarki Odpadami.

Z drugiej jednak strony pojawią się nowe miejsca pracy, utworzone w urzędach, będzie bowiem trzeba poszerzyć aparat urzędników, którzy „obsłużą” nowy system. To oczywiście dobra nowina dla tych, którzy mają szansę na etat, ale zła dla państwa, bo będzie trzeba zatrudnić w urzędach do10 tys. nowych pracowników, którym samorząd będzie musiał płacić pensje. - Oczywiście zapłacą za to mieszkańcy z podatku śmieciowego - mówi Dąbrowski.

- Z początkiem 2013 roku to samorząd będzie płacił ewentualne kary za niedostosowanie się do norm unijnych, przez co może wpaść w tarapaty finansowe. Poza tym system, w którym urzędnik sam kontroluje siebie może w końcu prowadzić do nepotyzmu i korupcji - twierdzi Dąbrowski.

Są jednak i tacy, którzy ze śmieci żyją, ale ich te zmiany nie dotkną. W Polsce ma się bowiem dobrze rynek rzeczy używanych, które powinny trafić do kosza, a trafiają do… sklepów ze starociami, a potem do kolejnych domów.

Na aukcjach internetowych można kupić niemal wszystko. Od „babcinej” broszki za 20 zł po komplet sreber za 35 tys. zł. Są też stare książki i gazety, ceramika, szkło, maszyny do pisania, maszyny do szycia, stare radia i telefony, a nawet patefony i gramofony. Najwięksi maniacy staroci wystawiają ze swoich domowych kolekcji nawet po kilkadziesiąt przedmiotów naraz.

Pan Mariusz, właściciel sklepu z używanymi meblami interes zaczął prowadzić cztery lata temu.

- Mój kolega ze Szwecji zwrócił mi uwagę, że jest tam dużo starych rzeczy, które można kupić po niskiej cenie. Zawsze podobały mi się starocie, więc postanowiłem spróbować. Na początku sprowadzałem kilka rzeczy, potem kilkanaście… i zaczęło się sprzedawać - opowiada. - Pomyślałem więc, że to dobry interes. Otworzyłem sklep w moim mieście i jednocześnie internetowy.

Pan Mariusz zauważył, że ludzie teraz rzeczywiście interesują się starociami. - Zarówno ciucholonady jak i meble używane mają w Polsce duże wzięcie. Jeśli kogoś nie stać na stół za 3 tys. zł, to kupi go za 500-600 zł, nasmaruje oliwką i już jest jak nowy. Nie jesteśmy krajem na tyle bogatym, żeby kupować wszystko nowe. Póki się nam portfele nie zmienią, tak właśnie będzie - mówi.

Anna Dąbrowska

gminyoczyszczanie miastaśmieci
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)