Lęk wysokości jest im obcy
Ci, którzy pracują ponad ziemią choć patrzą na wszystkich z
góry, sami muszą pochylić głowę - nad wysokością i własnymi
ograniczeniami.
22.04.2010 14:46
Wiszą na fabrycznym kominie, wspinają się po wieżowcach. Ci, którzy pracują ponad ziemią choć patrzą na wszystkich z góry, sami muszą pochylić głowę - nad wysokością i własnymi ograniczeniami.
Seria fotografii z lat 30. przedstawiająca robotników pracujących m.in. przy budowie Empire State Building w USA. Jedno ze zdjęć przedstawia mężczyznę wiszącego na haku od dźwigu. Na innym uśmiechnięci panowie jedzą śniadanie siedząc na wąskiej stalowej belce zawieszonej w powietrzu wysoko nad miastem. Co więcej, istnieje nawet plemię Indian, którego członkowie “z urodzenia” pozbawieni są lęku wysokości. Każdemu kto ma trochę wyobraźni dreszcz przechodzi po plecach.
W Polsce upadki z wysokości są częstą przyczyną wypadków przy pracy, zwykle ciężkich lub śmiertelnych. A o wypadek nie trudno np. jeśli odśnieża się stromy dach wysokiego budynku, poruszając się po bardzo śliskich podłożach i do tego w pobliżu krawędzi. Praca na wysokości to praca wykonywana co najmniej 1 m nad poziomem podłogi lub ziemi. Dwudziestu pracowników z Przedsiębiorstwa Prac Alpinistycznych Everest, które od prawie 15 lat prowadzi w Bydgoszczy Grzegorz Przesławski, zwykle wykonuje takie prace nawet na wysokości ponad 100 m. Prace budowlane, konserwatorskie, montażowe, odśnieżanie powierzchni dachowych takie czynności wykonują wyspecjalizowane ekipy. Jest ich niewiele w Polsce, bo pracownicy muszą posiadać odpowiednie kwalifikacje - przejść odpowiednie badania oraz szkolenia i zdobyć licencje.
- Wszystkich nas łączy zamiłowanie do gór, żeby móc wykonywać takie prace, musimy przejść badania, mamy też uprawnienia do prac wysokościowych - mówi Przesławski.
Na brak zleceń Przesławski nie narzeka.
- Wykonujemy prace na każdych wysokościach, w trudnodostępnych miejscach bez konieczności stawiania rusztowań i użycia podnośników nie zakłócając normalnej pracy obiektu – uzasadnia. - Oprócz aspektu czysto zawodowego prowadzenia firmy, dodatkowym atutem tych prac jest możliwość patrzenia z wysokości i podziwiania krajobrazu.
To, że zleceń przybywa przyznaje też Artur Elwirski, instruktor Polskiego Związku Alpinizmu, który na co dzień prowadzi dwie sztuczne ściany wspinaczkowe w Gdańsku i szkoli adeptów wspinaczki oraz ratowników wysokościowych z Państwowej Straży Pożarnej i PCK. Swoje alpinistyczne umiejętności Elwirski wykorzystuje nie tylko do wspinaczki górskiej i jaskiniowej, a wspinał się już w Tatrach, Alpach, Andach i na Kaukazie, podczas zawodów w wspinaczce sportowej i szkoleń, ale też właśnie do prac wysokościowych.
- Budynki powstają coraz wyższe, więc i zainteresowanie tego typu usługami będzie rosło, bo szyby trzeba umyć, żarówki wymienić, przyciąć gałęzie na wysokim drzewie czy podwiesić aktora w teatrze - tłumaczy. - Wynajęcie dźwigu kosztuje kilkaset złotych za godzinę, a alpinista za wciągnięcie po linach szafki, która nie zmieści się w windzie weźmie ok. 150 zł.
Zarobki są niezłe, ale kokosów się nie zarobi.
- Zwykle jest tak, że duże firmy poszukują pracowników do takich prac np. w elektrowniach, a wiadomo przecież, że więcej zarobi się z pierwszej ręki - dodaje Elwirski. - Większość pracowników po prostu zarabia w ten sposób na kolejne wyprawy wspinaczkowe. Pracę na dużych wysokościach utrudniają też niskie temperatury, silny wiatr, wilgoć, opady. Pracownik wymaga solidnej kondycji, odporności i siły. Dlatego też kobiety trudniące się tą profesją należą do wyjątków. Na 600 ratowników wysokościowych KSRG (Krajowy System Ratowniczo-Gaśniczy) w Polsce, kobiet jest niewiele. Takie wyjątkowe są ratowniczki z gdańskiej Ochotniczej Straży Pożarnej.
Dwie Agnieszki, Asia i Kasia w październiku z sukcesem zdały egzamin na młodszego ratownika wysokościowego KSRG.O tym, że kobiety potrzebne są w ratownictwie wysokościowym przekonany jest Michał Szalc, krajowy specjalista Komendy Głównej PSP ds. psów ratowniczych.
- Jeśli mężczyzna waży 90 kg, a kobieta 50, to wiadomo, że lepiej byłoby, gdyby przy noszach, na których ratownik asystuje cały czas poszkodowanemu była kobieta - tłumaczy Szalc. - Jej będzie łatwiej poruszać się. On lepiej poradzi sobie z ich noszeniem. Samym wyzwaniem było już dla nich samo szkolenie - posiniaczone, obolałe i.... uparte.
- Trzeba być bardzo silnym fizycznie, po to, by w sytuacji ogromnego stresu nie koncentrować się na wysiłku, ale na samej akcji. Ratownik nie może stwarzać zagrożenia dla innych, a zwłaszcza siebie – mówi Janusz Rutka, st. instruktor ratownictwa wysokościowego KSRG z Krynicy Górskiej.
Kiedy widzi się, że zabezpieczenia zdają egzamin, nabiera się zaufania do sprzętu i własnych umiejętności.
- Czasem aż do tego stopnia, że nie odczuwa się potrzeby asekuracji, co może okazać się zgubne - dodaje Elwirski, który na początku bardzo się bał.
Instruktor PZA wspomina, że największy strach towarzyszył mu, kiedy obcinał gałęzie na bardzo wysokim drzewie i musiał uważać, żeby żadna z nich nie spadła na domki poniżej. Bał się, czy drzewo wytrzyma wszystkie jego „akrobacje”. Czy mogliby zacząć pracować na ziemi? Zgodnie twierdzą, że ciągnie ich coraz wyżej. - Nie wyobrażam sobie, żebym mógł robić coś innego - podsumowuje Elwirski.
(ac)