Mała rybka, duży problem. Popularną na Mazurach stynkę coraz trudniej kupić
Choć stynek w jeziorach pływa całkiem sporo, w mazurskich restauracjach zaczyna ich brakować. - Połów był w tym sezonie wyjątkowo słaby. Po prostu nie mamy ich gdzie kupić, a zapasy się kończą - mówi właścicielka smażalni w Mikołajkach.
18.08.2018 | aktual.: 28.08.2018 12:54
Stynka to mała rybka żyjąca m.in. w mazurskich jeziorach. Od niedawna - przysmak turystów.
- Kiedyś popularne były na Suwalszczyźnie i Podlasiu. Tam uchodziły za rarytas, były marynowane i kiszone - mówi Mieczysław Wełna z gospodarstwa rybackiego w Giżycku. - Teraz jest na nie moda wśród turystów. Rybki się smaży w głębokim oleju, jak frytki. Dużo ich schodzi.
Smażona stynka jest obowiązkową pozycją w mazurskich restauracjach specjalizujących się w daniach z ryb. Choć w kartach jest, to zamówić ją jednak coraz trudniej.
- Wszyscy turyści pytają - uśmiecha się właścicielka smażalni. - Ale nie mamy. Wyjątkowo mało ich jest w tym roku. Bardzo słaby połów był.
Winna zmiana klimatu
Stynki łowi się się zimą, spod lodu. I to właśnie technika łowienia sprawia, że rybek jest tak mało.
- Połów był znikomy, bo za późno wyszliśmy na lód - wyjaśnia Mieczysław Wełna. - Zima była ciepła, jeziora nie chciały zamarznąć, warunki były niebezpieczne. Lód do połowu musi być naprawdę gruby, bo na jezioro trzeba wyjechać ciągnikiem, w kilka osób, i wciągnąć na nie ciężkie narzędzia.
Do połowu stynek używa się specjalnych, obciążonych sieci o bardzo małych oczkach.
- Sieci obciążone rybami potrafią ważyć kilka ton. Do tego jeszcze trzeba je łowić w dużych grupach, żeby było bezpiecznie. Osiem, a najczęściej po dziesięć osób - mówi Mieczysław Wełna. - W tym roku było bardzo mało dni na tyle mroźnych, żeby można było to bezpiecznie zrobić.
- Żeby móc bezpiecznie łowić stynki, pokrywa lodowa musi mieć minimum 18 cm - wyjaśnia Adam Wojnowski z PZW Węgorzewo. - W tym roku takich zimnych dni było zaledwie pięć. Dlatego dziś stynka jest praktycznie niedostępna.
Niektórzy rybacy próbują łowić stynki inną metodą - z łodzi. Ale tu też plany krzyżuje pogoda.
- Połów z łodzi jest generalnie łatwiejszy, bo nie trzeba przeciągać sieci pod lodem - mówi Adam Wojnowski. - Ale pogoda musi być cicha, nie może być silnych wiatrów. W tym sezonie były, momentami nawet bardzo silne, dlatego połowo się nie udały.
"Nie mogłam patrzeć na ogórki"
Swoją popularność wśród turystów stynka zyskała zaledwie kilka lat temu. Wcześniej była przerabiana na paszę.
- To była najtańsza ryba - mówi Mieczysław Wełna. - Poza Suwalszczyzną czy Podlasiem nie sprzedawała się w ogóle, kosztowała grosze. A dzisiaj potrafi kosztować 15 - 20 złotych za kilogram.
- W latach 80. połowy przerywano przy wydajności mniejszej niż tona dziennie - mówi Adam Wojnowski. - Po prostu przestawały się opłacać, tak tania była ta ryba. Ja bym jej popularność wiązał z Karolem Okrasą, który zrobił kiedyś program na Mazurach i pokazywał, jak smażyć stynkę. Ona wtedy zaistniała w kulinarnej świadomości Polaków.
W ciągu kilku ostatnich lat zmienił się też sposób podawania stynki. Dawniej rybę obierano i patroszono. Dziś smaży się ją w całości.
- Pamietam, jak kiedyś przez całą zimę obierałam stynkę. Paskudna robota, bo te rybki małe i uciekają z palców - mówi właścicielka smażalni w Mikołajkach. - Potem nie mogłam patrzeć na ogórki. Bo wie pan, świeża stynka pachnie ogórkami. Taka to śmieszna rybka - dodaje.
Stynek będzie mniej
Rybakom szkodzą ciepłe zimy, samym rybom gorące lata. Choć na razie stynek w mazurskich jeziorach jest dużo, zmiany klimatu mogą się okazać dla nich zabójcze.
- Stynka to jest ryba, która potrzebuje dużo tlenu i lubi zimną wodę - wyjaśnia Adam Wojnowski. - W zimnej wodzie tlen rozprowadza się lepiej. Wysokie temperatury wody w jeziorach sprawiają, że stynki uciekają tam, gdzie jest więcej tlenu, czyli w trzciny czy do brzegu. A tam woda jest na tyle ciepła, że ryby giną.