Na dnie Zatoki Gdańskiej tyka ekologiczna bomba. Trzeba nawet 20 mln euro, aby ją rozbroić© Fundacja Mare | Michał Procajło

Na dnie Zatoki Gdańskiej tyka ekologiczna bomba. Trzeba nawet 20 mln euro, aby ją rozbroić

Przemysław Ciszak
21 września 2018

Nawet 1,3 mln litra paliwa różnego typu może się znajdować w pięciu ocalałych komorach zatopionego 73 lata temu w Zatoce Gdańskiej tankowca "Franken". Proces jego niszczenia może niebawem doprowadzić do katastrofy ekologicznej na Bałtyku. Wydobycie trujących substancji z wraku wcale nie musi być drogie, może za to uratować nasze morze.

Jak realne jest zagrożenie wyciekiem z "Frankena"? Według wyliczeń dr. Benedykta Haca z Instytutu Morskiego w Gdańsku postępująca z każdym rokiem o 0,1 milimetra korozja poszycia może doprowadzić do tego, że wrak w końcu się przełamie pod własnym ciężarem. Wówczas dojdzie do rozszczelnienia zbiorników z paliwem i wycieku, który skazi Zatokę.

- W Bałtyku leży kilkadziesiąt dużych wraków. Mamy to nieszczęście, że odziedziczyliśmy dwa najgorsze – podkreśla dr Hac. -_ Jestem przekonany, że zagrożenie jest bardzo realne. Nie jesteśmy gotowi na tego typu katastrofę_ - dodaje.

Jego obawy potwierdziła kwietniowa ekspedycja, w której udział wzi statek badawczy Instytutu Morskiego w Gdańsku– r/v IMOR oraz m/y Litoral z bałtyckiej bazy nurkowej. Badania dna morskiego w najbliższym otoczeniu tankowca wykazały, że już doszło tam do dużego spustoszenia w ekosystemie, a normy dla niektórych toksycznych i rakotwórczych substancji zostały przekroczone nawet kilkaset razy, alarmują ekolodzy.

Obraz
© Fundacja Mare/fot.Krystian Bielatowicz | Krystian Bielatowicz

Katastrofa "Frankena"

Niemiecki tankowiec T/S "Franken" to największy zidentyfikowany wrak w Zatoce Gdańskiej. Mierzy 179 metrów długości. Zatopiły go radzieckie samoloty w kwietniu 1945 roku około 6,3 mili morskiej od Cypla Helskiego.

Tankowiec został storpedowany, zbombardowany i ostrzelany. Tonął około trzech godzin. Eksplozja transportowanego paliwa oraz amunicji należącej do jego uzbrojenia rozerwała kadłub jednostki na dwie części. Obie spoczęły na głębokości około 70 metrów w odległości około 460 m od siebie.

Utrata jednostki zaopatrzeniowej miała była ciosem dla operujących w rejonie okrętów marynarki wojennej III Rzeszy - Kriegsmarine. Ilość transportowanego przez "Frankena" paliwa miała być tak duża, że po zatopieniu tankowca niemieckie dowództwo wycofało z Zatoki Gdańskiej wszystkie swoje pancerniki i krążowniki w obawie przed brakami paliwa.

Polska nieprzygotowana na katastrofę

Kłopot w tym, że jak przekonuje fundacja Mare, Polska nie jest gotowa na skutki ewentualnego nagłego i niekontrolowanego wycieku z tych stalowych pozostałości po wielkiej wojnie, od dziesiątków lat spoczywających na dnie morza.

- Nasze służby i sztaby kryzysowe oczywiście szkolą się na wypadek awarii, wypadku, czy zatonięcia różnych jednostek. Istnieje cały szereg procedur i działań w momencie wystąpienia katastrofy, w tym i wycieku. To jednak działania doraźne. A tu potrzeba prewencji – podkreśla dr Hac.

Pytanie tylko, kto powinien zająć się wrakiem? - Prawnie nikt nie jest zobowiązany, aby takie działania prewencyjne podjąć - mówi Olga Sarna, prezes Fundacji Mare. _- Polski rząd nie ma obowiązku, aby w tej chwili się tym wrakiem zająć. Dopiero, kiedy nastąpi większy wyciek - a więc w sytuacji kryzysowej - są podejmowane działania. _

Zgodnie z prawem międzynarodowym po II wojnie światowej wraki niemieckich okrętów stały się własnością Polski. Z drugiej strony podpisana przez nasz kraj w 2015 roku konwencja z Nairobi zakłada, że wrak należy do armatora – w tym wypadku więc do nieistniejącej już III Rzeszy.

- "Franken" to nasz problem. Nie niemiecki, nie unijny, ale nasz - polski. Po II Wojnie Światowej odziedziczyliśmy te wraki. Niektóre - jak choćby ten podniesiony po wojnie na podejściu do Jastarni, późniejszy "Feliks Dzierżyński" - były wykorzystywane przez marynarkę handlową. Musimy uporać się i z tankowcem – stwierdza dr inż. Hac. I kolejny raz podkreśla, że spośród wielu dużych wraków w Bałtyku akurat Polsce trafiły się dwa najgorsze - statek szpitalny "Stuttgart" i właśnie "Franken".

Obraz
© Fundacja Mare/fot.Michał Procajło | Michał Procajło

Franken musi zostać na dnie

Choć pojawiały się głosy apelujące o usunięcie wraku, o jego podniesieniu jednak nie ma mowy. Musi zostać na dnie. Powodem jest nie tylko jego stan techniczny, ale i status. - Jest on obiektem zabytkowym, atrakcją dla amatorów nurkowania i eksploracji podwodnych wraków. Jego wyciągnięcie jest w ogóle nie możliwe i nie było brane pod uwagę – podkreśla Olga Sarna.

"Franken", choć jest dziś reliktem II Wojny Światowej, to wciąż reliktem potencjalnie niebezpiecznym. _- Wyciek paliwa z tego tankowca to ogromne zagrożenie dla środowiska i potencjalne koszty, które ponosić będzie cały region przez kolejne lata. To nie tylko pieniądze wydane na oczyszczanie, ale również starty na turystyce i marce Zatoki Gdańskiej _– dodaje dr Hac.

Dlatego zdaniem eksperta Instytutu Morskiego konieczne jest opracowanie programu przeciwdziałania zagrożeniom związanym z ewentualnymi wyciekami paliwa z tych zapomnianych okrętów. A oczyszczenie tankowca mogłoby być dobrym początkiem. - "Franken" to projekt pilotażowy, który pozwoliłby opracować procedury wyszukiwania takich wraków, rozróżnienia ich pod względem bezpieczeństwa i tego, co należy zrobić, aby je skutecznie unieszkodliwić - przekonuje.

Wątpliwości urzędników

Pomorscy samorządowcy, w tym marszałek województwa pomorskiego, w połowie lipca 2018 r. apelowali do ministra gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej o pilne podjęcie działań w sprawie "Frankena". Wnioski z raportu Fundacji Mare i doktoraHaca przeanalizował też Urząd Morski w Gdyni. I co? I nic.

Urząd Morski w oficjalnym komunikacie napisał, że rejon, w którym spoczywa wrak tankowca, jest od lat objęty monitoringiem powietrznym i satelitarnym, z którego administracja morska otrzymuje miesięcznie średnio około 30 zdjęć.

Obraz
© Fundacja Mare | Krystian Bielatowicz

"Działania te nie wskazują, aby w rejonie zalegania wraku kiedykolwiek wydobywały się zanieczyszczenia ropopochodne, świadczące o uwalniającym się z niego paliwie. Tego rodzaju zanieczyszczenia nie są również obserwowane przez osoby uprawiające w jego rejonie płetwonurkowanie sportowo-rekreacyjne oraz przez poławiających rybaków" - czytamy w oświadczeniu.

Jak podkreśla Urząd Morski, dane historyczne wskazują, że znaczna część paliwa uległa zniszczeniu i wyciekła podczas storpedowania i zatopienia "Frankena" 8 kwietnia 1945 roku. Przyznał jednak, że istnieje potrzeba przeprowadzenia dalszych badań mających na celu ustalenie faktycznego stanu wraku i możliwości zalegania w nim pozostałości paliwa.

Koszt sprzątania "Frankena": 20 mln euro

- Ten wrak jest świetnym poligonem doświadczalnym. Nie leży głęboko. W dodatku w pozycji, w której dostać się do zbiorników jest względnie łatwo – niestrudzenie przekonuje dr Hac. - Jest oczywiście trochę zagrożeń, jak choćby: pozostała amunicja czy sieci rybackie. Stosunkowo jednak koszty oczyszczenia Frankena nie muszą być porażająco drogie.

Obraz
© Fundacja Mare/fot.Sławomir Paćko | Sławomir Paćko

Z jego wyliczeń wynika, że wysokość kosztów zależeć będzie od tego, jaką metodę zabezpieczenie wraku wybierzemy. Obecnie w tego typu operacjach dostępnych jest takich metod co najmniej kilka. Dr Hac zawarł w swoim raporcie ich zalety i ograniczenia. Co wynika z jego analizy? Wśród metod najbardziej pasujących do warunków Zatoki Gdańskiej jest m.in. możliwość zasypania całego wraku wraz ze skażonym osadem. Jednak za bardziej skuteczne dr Hac uznaje odpompowanie paliwa z kadłuba.

Jak to zrobić? Na przykład użyć nurków i tzw. systemu hot-tapping. Stosowane w tej procedurze urządzenie wycina w kadłubie statku otwór i wprowadza zawory odsysające pod ciśnieniem paliwo. Przewód odprowadza je do zbiornika pływającego na powierzchni wody. Jeżeli paliwo jest zbyt gęste - na przykład ze względu na rodzaj i niską temperaturę - do zbiornika wprowadzane jest urządzenia grzewcze, które, zwiększając temperaturę, zmniejsza lepkość paliwa i umożliwia jego wypompowanie.

Obraz
© Fundacja Mare/Raport | Raport Fundacju Mare

"Franken" jednak owiany jest złą sławą z jeszcze innego powodu. Mimo, że jest atrakcją dla eksploratorów, nurkowanie w nim jest niebezpieczne. Były już wypadki utonięć nurków, którzy utknęli w oplatających go sieciach i żyłkach wędkarskich. Stąd też trzecia opcja neutralizacji toksycznej zawartości niemieckiego tankowca. Niweluje ona część zagrożeń dla nurków. Podobnie, jak poprzednia metoda, polega na odpompowaniu paliwa z wraku z użyciem urządzeń hot-tapping, ale tym razem sterowanych zdalnymi systemami (tzw. ROV).

- Długość prac, a więc i ostateczny koszt oczyszczenia wraku będzie zależeć od metody unieszkodliwiania wraku, ilości paliwa, które tam zalega i wielu innych czynników - zaznacza dr Benedykt Hac.

Obraz
© Fundacja Mare/Raport | Raport Fundacju Mare

Według jego wyliczeń w optymistycznym wariancie koszt operacji wyniósłby od 6 do 8 mln euro. Ten bardziej realistyczny zakłada wydatki rzędu 10, a może nawet 20 mln euro.

_- Nasze szacunki oparte są o podobne, już zrealizowane, operacje przeprowadzone na świecie. Dziesiątki firm prowadzących takie prace mają doświadczenie w oczyszczaniu zbiorników wraków statków. Trzeba jednak pamięć, że, z różnych względów, cena oczyszczenia starego wraku jest zawsze wyższa, niż przy katastrofie nowego _– podkreśla ekspert Instytutu Morskiego. Ale podkreśla, że "wysprzątanie" "Frankena" to konieczność:

- "Franken" to projekt pilotażowy, który pozwoliłby opracować procedury wyszukiwania takich wraków, rozróżnienia ich pod względem bezpieczeństwa i tego, co należy zrobić, aby je skutecznie unieszkodliwić.

Obraz
© Fundacja Mare/Fot.Krystian Bielatowicz | Krystian Bielatowicz

Wyzwanie dla firm

Jak mówi Olga Sarna, prezes Fundacji Mare, raport i kampania nie są nastawione jedynie na to, aby kogokolwiek przymusić do działania. - Chcemy przygotować metodologię, zebrać odpowiednich ekspertów i docelowo pozyskać finasowanie, aby ten wrak oczyścić. Mając fundusze gotowi jesteśmy zrobić to nawet we własnym zakresie, zatrudniając do tego właściwe firmy – przekonuje na łamach money.pl.

Wyspecjalizowanych firm neutralizujących takie zagrożenia jest kilka. Część ma swoje oddziały w Polsce.

- Jesteśmy w kontakcie z paroma firmami zajmującymi się taką działalnością w rejonie Morza Bałtyckiego. Jedna z operuje w Norwegii, druga w Finlandii. Ta ostatnia - Alfons Hakans - jest prekursorem w metodzie hot-tqapping - podkreśla Olga Sarna.

Skąd jednak wziąć 20 milionów euro? Jak przekonuje szefowa fundacji Mare, jeśli udałoby się uzyskać wsparcie rządu, można by próbować pozyskać choć część finansowania z budżetu kryzysowego UE. Sponsorów koordynatorzy projektu będą szukać również wśród prywatnych firm. Na przyszły rok zaplanowana jest bowiem szeroka akcja lobbingowa na rzecz oczyszczenia "Frankena”. - Możemy zapobiec temu, co może się wydarzyć. Jeszcze nie jest za późno – podsumowuje.

Obraz
© Fundacja Mare/Fot.Michał Procajło | Michał Procajło

Przemysław Ciszak. _Dziennikarz portalu finansowego money.pl, od paru lat również Wirtualnej Polski. Wcześniej redaktor prowadzący magazynu dla mężczyzn MenStream.pl. W 2014 roku nominowany do nagrody Grand Press w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne za reportaż o śmiercionośnym wirusie ebola. Nałogowy pochłaniacz wszelkich opowieści i niepoprawny powsinoga. _

Źródło artykułu:WP magazyn
urząd morskibałtyktankowiec
Komentarze (91)