Najbogatsi z nich to są skąpcy, oszuści i mordercy
69 mld dolarów, na tyle wycenia „Forbes” najbogatszego człowieka świata, Meksykanina Carlosa Slima. Mniej od Slima, ale więcej od drugiego na liście Billa Gatesa, uzbierał niejaki Smaug. Problem w tym, że oni nie istnieją!
17.07.2012 | aktual.: 17.06.2014 09:55
69 mld dolarów, na tyle wycenia „Forbes” najbogatszego człowieka świata, Meksykanina Carlosa Slima. Mniej od Slima, ale więcej od drugiego na liście Billa Gatesa, uzbierał niejaki Smaug. Jego majątek „Forbes” wycenił ostatnio na 62 mld dol. A oto dwie cechy wyróżniające Smauga. Po pierwsze, nie jest człowiekiem. Po drugie – nie istnieje. Dlaczego Święty Mikołaj nie trafił na listę
Na tej liście można spotkać bohaterów komiksów i bajek, zwierzęta, mityczne stwory. A także postaci filmowe. Figurują na niej przedstawiciele rozmaitych zawodów. Niektórzy ciężko i rzetelnie pracują na swoją fortunę. Inni bogacą się niezbyt uczciwymi metodami. Lider, czyli smok z powieści „Hobbit”, siedzi na takiej kupie złota i diamentów, że w zasadzie sam jeden mógłby pełnić funkcję banku. Jest też namiętnym zbieraczem antyków. W roli bankiera i inwestora sprawdziłby się wicelider, niejaki Scrooge McDuck. Na listę trafił też m.in. rekin giełdowy Gordon Gekko z filmu „Wall Street” oraz hakerka z trylogii „Millennium” Lisbeth Salander. Ale figurowali też na niej czekoladowy fabrykant Willy Wonka oraz czarnoksiężnik Lucius Malfoy, zaangażowany w branżę przemysłową.
Przed rokiem odnotowano gwałtowny wzrost – aż o 60 proc. – wielkości wyimaginowanych majątków. Wyniósł on ponad 130 mld dolarów. Proces bogacenia w świecie fikcji na tym się nie skończył. W tym roku 15 najbogatszych nieistniejących zgromadziło łącznie prawie 210 mld dolarów! Oznacza to 59 proc. wzrostu.
Ubiegłoroczny lider miał na koncie 44 mld dol. i w świecie realnym zająłby czwartą pozycję, za Slimem, Gatesem i Warrenem Buffettem. Tegoroczny, z 62 mld. dolarów, byłby drugi. Co będzie dalej? Gdyby świat realny bogacił się w takim tempie, o kryzysie moglibyśmy zapomnieć.
Fikcyjni miliarderzy wpuszczają nieco humoru do poważnego i nadętego świata wielkich pieniędzy. W tym roku najbogatszy okazał się smok z książki Tolkiena. W ubiegłym na szczycie rządził kaczor-miliarder z filmów Disneya. Co ciekawe, wstępu na listę nie ma etatowy bogacz – Święty Mikołaj. A to dlatego, ponieważ według wielu czytelników „Forbesa”… jest prawdziwy.
Chciwi, bezwzględni i… nieistniejący
Co może niepokoić, to fakt, iż wymyśleni bogacze nader często dochodzą do majątku przy pomocy ciemnych machinacji. Smaug, jak przystało na smoka, zgromadził złoto i diamenty grabieżą i licznymi zabójstwami. Gordon Gekko trafił do więzienia za defraudację, a pieniądze robił na finansowych machinacjach. Pan Jabba z „Gwiezdnych wojen” był z kolei zamieszany w handel bronią. W tym towarzystwie znany „tylko” z niewyobrażalnego skąpstwa Scrooge McDuck (Sknerus McKwacz) wydaje się postacią stosunkowo mało szkodliwą.
Twórcy rankingu umieszczają w nim fikcyjne postaci, ale przy wycenie ich majątków kierują się obserwacjami z jak najbardziej realnego świata. Dlatego w ubiegłym roku Scrooge mógł wzbogacić się dzięki znacznemu wzrostowi ceny złota, obserwowanemu na prawdziwym rynku.
„Forbes” odrzuca zarzuty o to, że wielkość fikcyjnych majątków jest brana z powietrza. W tym roku czasopismo przedstawiło szczegółowo, na czym opierano się przy ustalaniu wielkości bogactwa lidera rankingu – smoka z powieści Tolkiena. Analitycy porównują też dla potrzeb rankingu firmy prawdziwe z podobnymi, umieszczonymi w nierealnym świecie. Jeśli jakiś potentat zapracował na sukces „w realu”, powinno znaleźć to odbicie na fikcyjnej liście.
Świat bajki przybliża się do realnego także w innych aspektach. Cztery lata temu, po wybuchu kryzysu, na czoło fikcyjnej listy wdarł się symbol USA, Wuj Sam. A to dlatego, że drukował miliardy dolarów w celu ratowania upadających banków. Było to możliwe, bo ten cwany wojskowy od ponad 200 lat zarządza amerykańską mennicą. Jego panowanie nie trwało jednak długo. W 2010 zdetronizował go wampir-miliarder z książki „Zmierzch”.
Obserwatorzy rankingu „Forbesa” zwracają uwagę na liczne, niekiedy zadziwiające związki, łączące oba światy: fikcyjny i realny. Kiedy bajkowy producent czekolady stracił na wzroście ceny ziaren kakaowca, kosztowało go to wypadnięcie z rankingu. Właściciel elektrowni atomowej z serialu o rodzinie Simpsonów musiał wycofać się z pomysłu totalnego zrobotyzowania swego zakładu. Z kolei Bruce Wayne, lepiej znany jako Batman, stanął na czele Oburzonych w mieście Gotham. Takich odniesień, łączących świat fikcji ze światem rzeczywistym, można odnaleźć więcej.
„Forbes” już od ćwierć wieku umieszcza na swoich listach elitę światowych bogaczy przynajmniej z 1 mld dolarów na koncie. Początkowo było ich zaledwie 140. Dzisiaj ich liczba przekroczyła już 1200. W „prawdziwym” rankingu figurują od niedawna nazwiska przedstawicieli polskiego biznesu. Czy kiedykolwiek wśród fikcyjnych miliarderów również znajdzie się Polak?
TK/AS