Nie tylko Żytnia. Największe skandale wizerunkowe polskich firm
To chyba największy skandal wizerunkowy ostatnich lat. Na Facebooku ukazała się reklama wódki Extra Żytnia Polmosu Bielsko-Biała, wykorzystująca zdjęcie Krzysztofa Raczkowiaka, ilustrujące krwawy finał pokojowej manifestacji z 31 sierpnia 1982 r. Za ignorancję trzeba płacić.
To nie pierwszy taki przypadek w historii. Oto największe wpadki, które odbiły się czkawką polskich firmom.
Kto odpowiada za skandaliczną reklamę Polmosu?
To chyba największy skandal wizerunkowy ostatnich lat. Na Facebooku ukazała się reklama wódki Extra Żytnia Polmosu Bielsko-Biała, wykorzystująca zdjęcie Krzysztofa Raczkowiaka, ilustrujące krwawy finał pokojowej manifestacji z 31 sierpnia 1982 r. Za ignorancję trzeba płacić.
Firma szybko zareagowała i kazała reklamę usunąć ze swojego profilu. Niestety, w internecie nic nie ginie, zdjęcie z szybkością błyskawicy obiegło całą Polskę. Komentarze skierowane do firmy były i są druzgocące. Oburzeni internauci nie pozostawiają suchej nitki na Polmosie. Zarzucają mu ignorancję i wręcz kradzież. Chodzi o prawa autorskie do opublikowanego zdjęcia, które należą do fotografa Krzysztofa Raczkowiaka.
We wtorek 18 sierpnia Extra Żytnia wystosowała przeprosiny na Facebooku, a dzień później opublikowała oficjalne stanowisko zarządu. Producent całą winę zrzucił na agencję, która odpowiadała za prowadzenie profilu na portalu społecznościowym. - Jesteśmy wstrząśnięci. Wyciągamy konsekwencje wobec agencji odpowiedzialnej za ten błąd - oświadcza Polmos Bielsko-Biała.
Nie tylko sieć odniosła się do niefortunnej publikacji. IPN podesłała firmie... listę lektur, które pozwolą na uzupełnienie braków związanych z wiedzą na temat najnowszej historii Polski.
Ta kompromitacja może skutecznie zaszkodzić firmie i marce Żytnia. To nie pierwsza tego typu wpadka w historii polskiego internetu. Na następnych stronach przypominamy inne kryzysy wizerunkowe, które odbiły się czkawką firmom w naszym kraju.
Nieudany start nc+
Pod koniec marca 2013 r. wystartowała nowa platforma cyfrowa nc+. Powstała ona z połączenie Cyfry+ i platformy n, należącej do TVN. Abonenci sieci ostro okazali swoje niezadowolenie z powodu dezinformacji, jaka zaistniała po uruchomieniu nowej telewizji.
Największe rozgoryczanie wzbudziły listy, które otrzymali od operatora, w których informowano ich o migracji oraz o podniesieniu opłat za abonament. Na Facebooku powstał fanpage "anty nc+", któy skupił ponad 100 tys. klientów firmy.
Początkowo firma bagatelizowała problem. W końcu, kiedy zrobiło się głośno o całej sprawie w mediach, a platformie zaczął przyglądać się UOKiK, firma przeprosiła swoich klientów. Stołki straciło też kilka osób w nc+.
"Uciekliśmy na Cypr", czyli LPP wyprowadza się z Polski
LPP, właściciel marek Reserved, House, Mohito i Sinsay, "wyprowadza się" z Polski. A właściwie nie siebie tylko płacone podatki. Firma przeniosła na początku 2014 r. znaki towarowe do podmiotów zarejestrowanych na Cyprze i w Emiratach Arabskich. Zrobiło się o tym głośno, kiedy to na Facebooku pojawił się profil: "Reserved: Nie kupuję u oszustów podatkowych".
Z bojkotu produktów spółki jednak nic nie wyszło. Ba, wzrosły obroty firmy, a odzieżowy gigant pod koniec grudnia 2014 r. zlikwidował spółkę Jaradi z siedzibą w Zjednoczonych Emiratach Arabskich i wrócił do kraju. Bo w Polsce zmieniły się przepisy.
Metki LPP w Bangladeszu
Afera z "ucieczką na Cypr" to nie jedyna wpadka wizerunkowa spółki LPP. O firmie zrobiło się głośno, kiedy to jej metki znaleziono w gruzach zawalonego budynku fabryk odzieżowych Rana Plaza w Bangladeszu, gdzie zginęło ponad tysiąc osób.
Producenta oskarżono o wykorzystywanie taniej siły roboczej. Firma przyznała, że zleca wytwarzanie odzieży niezależnym producentom, którzy lokują produkcję w różnych fabrykach, także w Bangladeszu. Jednak najbardziej obrazowi firmy zaszkodziła informacja, że LPP nie przystąpiła do podpisanego w maju 2013 r. porozumienia ws. bezpieczeństwa w fabrykach odzieży. Wśród sygnatariuszy porozumienia byli m.in. Benetton, Inditex (Zara), Marks and Spencer, H&M, Carrefour, Tesco i wiele, wiele innych.
Pod naciskiem opinii społecznej LPP ugięło się i przystąpiło do porozumienia.
Negal i Czubaszek w Empiku.
W 2014 r. sieć salonów Empik wzbudził oburzenie części klientów tym, że zatrudnił do reklam świątecznych Adama Darskiego (znanego jako Nergal) oraz Marię Czubaszek - często wypowiadających się w kontrowersyjny sposób o sprawach wiary i obyczajowości.
Początkowo nawoływania do bojkotu Empiku, m.in. przez katolickie media i hierarchów kościelnych, poskutkowały szybkim wzrostem polubień profilu na Facebooku "Świątecznych zakupów nie robię w Empiku". Jednak po osiągnięciu ponad 35 tys. "lajków" ich przyrost zahamował.
Firma stopniowo zaczęła wyciszać kampanię z kontrowersyjnymi postaciami. Tłumaczyła, że nie dzieje się to w wyniku zewnętrznych nacisków, ale zgodnie z planem całej akcji reklamowej
Ostatecznie wpadka nie dopiekła za bardzo Empikowi.
Ciechan gate, czyli Marek Jakubiak o Michalczewskim
W 2014 r. zawrzało wokół Marka Jakubiaka, biznesmena i właściciela m.in. browaru Ciechan po wypowiedzi, jaką zamieścił na Facebooku.
"Boks podobno szkodzi i to jest niepodważalny dowód na to! Wiem, że to już niemożliwe, ale życzę ci Dariuszu Mamusi z fujarką zamiast piersi, będziesz miał co ssać!" - napisał do Dariusza Michalczewskiego właściciel browarów.
Była to odpowiedź na poparcie środowiska LGBT przez boksera, który napisał: "Jestem sojuszniczką osób LGBT, bo chcę żyć w kraju, w którym moi homoseksualni przyjaciele nie są dyskryminowani".
Na reakcje nie trzeba było długo czekać. W środowiskach lewicowych zawrzało. Tomasz Kalita z SLD zadeklarował na Twitterze, że już nie kupi Ciechana. Protest przeciw homofobicznym wypowiedziom właściciela browaru rozlał się po internecie, a niektóre lokale ogłosiły nie tylko bojkot piw, produkowanych przez browary biznesmena. Dochodziło nawet do publicznego wylewania zakupionego już trunku na ulicę. To z kolei przykuło uwagę skarbówki, która w takim symbolicznym akcie protestu dopatrywać się zaczęła działania na szkodę firmy.
W obronie biznesmena stanęły ruchy prawicowe. Internauci identyfikujący się z tym środowiskiem deklarują poparcie dla Jakubiaka. W sieci pojawiły się hasła: "Pijąc piwo marki Ciechan, przyprawiasz lewaków o ból d...".
Okazało się, że bojkot piw Jakubiaka wręcz przysłużył się sprzedaży i to do tego stopnia, że pojawiły się insynuacje, że to on sam napędza całą kampanię w internecie.
Ostatecznie biznesmen i bokser wyjaśnili sobie całą sytuację. Jakubiak przeprosił Michalczewskiego, jednocześnie napisał: "Nie było moją intencją krytykować nikogo w takich ostrych słowach, jednak zawsze w tematach dotyczących dzieci jestem bezkompromisowy. Pozostaję wierny swoim przekonaniom i podtrzymuję swój sprzeciw na popieranie adopcji dzieci przez homoseksualistów".
"To jest upokarzające", czyli kobiety złe na promocję w Lidlu
Problemy z wizerunkiem dotknęły także sieć dyskontów Lidl i firmę Wittchen, producenta ekskluzywnych wyrobów skórzanych, m.in. torebek, portfeli czy butów.
W październiku 2014 r. kubeł zimnej wody na obie firmy wylały blogerki modowe. Ich zdaniem obecność w Lidlu zniszczyła prestiż marki Wittchen. "Pewnie nie powinnam pisać, że czuję się oszukana, ale wyobraźcie sobie, że Waszą ulubioną markę nagle rzucają do kosza w Lidlu... nagle człowiek zaczyna żałować każdej wydanej złotówki. No cóż, gratuluję degradacji i życzę powodzenia w łapaniu klientów na torebki za 500 zł czy 900 zł, gdy w świadomości są te Lidlowe za 250 zł nędznie rzucone" - napisała Disy.
Na szczęście dla obu firm głosy w sprawie wspólnej akcji promocyjnej szybko umilkły. Spotkała się ona z ogromnym zainteresowaniem klientek, które ustawiały się w kolejkach już przed otwarciem sklepu. - Chcieliśmy w ten sposób dotrzeć do klientów z klasy średniej. Taki klient bardzo często boi się wejść do naszych salonów, ponieważ uważa, że nasze produkty są bardzo drogie i nie na jego kieszeń. Stąd też nasz krok. Być może za kilka lat zadowolony z jakości i użytkowania naszych produktów, wróci do naszych salonów - powiedziała Aleksandra Defitowska, dyrektor sprzedaży Wittchen.
Igrzyska Zimowe w Krakowie. Mieszkańcy powiedzieli "nie"
Władzom Krakowa zamarzyło się zorganizowanie Igrzysk Zimowych w 2020 r. Wydano sporo pieniędzy (w sumie 2 mln zł z budżetu aglomeracji) na spot promujący miasto, logo oraz wstępne przygotowania. Wszystko bez jakichkolwiek konsultacji społecznych.
Na władze wylała się fala ostrej krytyki. Na Facebooku powstał profil "Kraków. Przeciw Igrzyskom". Internauci nie zostawili suchej nitki na włodarzach, a po sieci do dziś krążą memy wyśmiewające się z tego pomysłu.
Ostatecznie cała akcja zakończyła się wielką klęską lokalnych polityków. Mieszkańcy Krakowa jasno wyrazili swoje zdanie na ten temat, mówiąc "nie" igrzyskom w lokalnym referendum.
Bankowe obiecanki-cacanki
Bank BNP Paribas przekonał się na własnej skórze, że warto większą wagę przykładać do tego co się obiecuje, a przede wszystkim pisze w regulaminach.
Na początku sierpnia 2014 r. w sieci pojawiła się promocja od BNP Paribas - korzystne konto z moneybackiem i tablet Samsung Galaxy Tab 3 za darmo. Warunkiem otrzymania nagrody było kliknięcie w baner reklamowy, wypełnienie wniosku i otworzenie rachunku. Dodatkowo do końca września należało wydać za pomocą karty debetowej minimum 400 zł.
Bank w regulaminie wyraźnie zaznaczył, że "Okres trwania Sprzedaży Premiowej premiującej otwarcie iKonto w BNP Paribas Banku Polska S.A. trwa od 01.08.2014 r. do 31.08.2014 r. lub do wyczerpania Nagród". Nie można więc mu zarzucać, że nie informował o tym, że liczba tabletów jest ograniczona. Do tego, jak poinformował nas jeden z czytelników, bank zakończył promocję już 14 sierpnia. Czyli już wtedy było wiadomo, że liczba chętnych przekroczyła liczbę nagród.
Potem okazało się, że nie wszyscy, którzy założyli konto i spełnili warunki, tablet dostaną. Wściekli klienci zaatakowali bank. Żalili się w mailach, w mediach, na forach oraz na FB. To był prawdziwy protest. Problemem okazał się niefortunnie napisany regulamin, do czego bank ostatecznie przyznał się w komunikacie wysłanym do mediów.
Ostatecznie prezes zarządu BNP Paribas poinformował na facebookowym fanpage'u banku o tym, że wszyscy uczestnicy, którzy spełnili warunki promocji otrzymają tablety. Dobre imię firmy zostało uratowane.
Program na żywo, czyli eksperci z USA w TVN
Także TVN zaliczył niezłą wpadkę wizerunkową. Doszło do tego podczas wyborów prezydenta w Stanach Zjednoczonych.
W trakcie programu wyborczego nadawanego przez stację, studio telewizyjne połączyło się na Skype bezpośrednio z Atlantic City, gdzie był jeden z komentatorów. Okazało się, że w rzeczywistości nadawał on siedząc w bokserkach... w bloku na warszawskim Ursynowie. Po wszystkim w sieci pojawił się filmik, który lotem błyskawicy obiegł internet i wzbudził radość wśród internautów, ale nie tylko. Także koledzy po fachu nie omieszkali wtrącić swoich trzech groszy. Agnieszka Gozdyra z Polsat News napisała: "Ulala.. dopiero teraz zobaczyłam, jak chłopię siedzące na gaciach w kuchni daje lajfa niby z Atlantic City".
Na wyjaśnienie zaistniałej sytuacji ze strony stacji długo trzeba było czekać. No cóż, nawet największym zdarza się popełniać błędy i dać się wyprowadzić w pole, tym razem zwykłym studentom.