Nowy Rok rokiem obligacji?
Nowy poświąteczny tydzień GPW rozpocznie po 4 dniowej przerwie. Ostatnia sesja w środę nie miała znaczenia, bo nie zmieniła obowiązującego układu konsolidacji. W zasadzie w środę jakakolwiek zmienność WIG20 miała miejsce tylko do godziny 12-tej.
28.12.2009 08:46
Indeks na koniec dnia utrzymał minimalnym plus, ale opisywanie panującego w drugiej części dnia marazmu można sobie darować.
Rynki amerykańskie pracowały zarówno w środę jak i w Wigilię. Oba ni wykorzystały byki na doprowadzenie S&P500 na rekordowe poziomy, choć w danych makro trudno było znaleźć uzasadnienie takich zwyżek. W środę indeks Uniwersytetu Michigan był o jeden punkt niżej niż oczekiwano, a dodatkowo po rozpoczęciu sesji w Stanach poinformowano, że sprzedaż nowych domów w USA spadła o 11 proc. do poziomu 355 tysięcy, a więc najniższego od marca. Mimo to inwestorom to nie przeszkadzało i S&P500 został wyciągnięty z kanału trendu bocznego, w którym utrzymywał się od połowy listopada. Nie warto oczywiście mówić o kapitale, który dokonał tego wybicia, bo był iście świąteczny.
Dziś nie napływają na rynek żadne raporty makro, ale uwzględniając ostatnie dwa wyjątkowo dobre zamknięcia w Stanach powinniśmy zobaczyć przynajmniej próbę dociągnięcia WIG20 do poziomu 2400 pkt. Zmienność i zainteresowanie handlem może zwiększyć fakt, że dziś jest ostatni dzień w 2009 roku, kiedy inwestorzy mogą pomniejszyć podatek od zysków w wyniku realizacji straty, co wymaga sprzedaży nieudanych inwestycji. Nie przeceniał bym jednak znaczenia tego faktu, bo przecież przez ostatnie 9 miesięcy na rynku trwała hossa, więc trudno i o ewentualne straty.
W kontekście ostatnich zwyżek indeksów dość ciekawie wygląda ostatnia prognoza banku Morgan Stanley dotycząca rynku amerykańskich 10-letnich obligacji. Już w ostatnim tygodniu ich rentowność wzrosła z 3,5 proc. do 3,8 proc. i znalazła się najwyżej od sierpnia, a bank przewiduje w 2010 roku dalszy wzrost o kolejne 40 proc. nawet do 5,5 proc. Byłby to największy wzrost od 1999 roku, ale co istotniejsze podniosłoby to cenę 30-letniego kredytu hipotecznego w Stanach do co najmniej 7,5 proc. Taki wzrost ma być efektem sprzedaży ponad biliona dolarów w obligacjach przez USA w 2010 roku. Nie trudno się domyślić, że tak skokowy wzrost ceny kredytu doprowadzi do paraliżu światowych finansów, które nie mogą już liczyć na sterydy serwowane przez Dr. FED.
Paweł Cymcyk
Analityk
Makler Papierów Wartościowych
A-Z Finanse