Nuda w pracy

W powszechnej opinii najbardziej nudzą się urzędnicy i ochroniarze

Nuda w pracy
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

13.07.2010 | aktual.: 13.07.2010 16:51

Ale tak naprawdę poziom nudy nie musi zależeć od wykonywanego zawodu. Może ona dopaść każdego. Jednym z nią dobrze, dla innych jest prawdziwą torturą. Myślą więc, co by tu zmienić. Skutki tego myślenia czasami są dobre, częściej – opłakane.

Ochroniarz traci

58-letni pan Adam był zmuszony do zamknięcia własnej firmyfirmy. Ponieważ pilnie potrzebował zajęcia, zgłosił się do agencji szukającej ludzi do ochrony. Licencja nie była potrzebna. Musiał tylko pójść do sądu, zapłacić 50 zł za poświadczenie o niekaralności i mógł już zaczynać pracę.

- Założyłem sobie jedno: stać w markecie i świecić oczami przed ludźmi nie będę – opowiada. – Głupio by mi było. Na szczęście firma, do której trafiłem, szukała dozorców, dziennych i nocnych. 12 godzin w pracy, 24 wolne. I tak na okrągło. Niecałe półtora tysiąca na rękę. Żadna rewelacja, ale co robić? W moim wieku, w mojej sytuacji nie było co wybrzydzać. Kończyły się oszczędności.

Dalej było tak, jak to jest zwykle w tego typu pracy. Nudno, ale pan Adam wiedział, że tak będzie, i odpowiednio się nastawił. Gazety, film na dvd, kawa, czasami jakaś książka. Mundur, wygodny fotel, w nocy telewizor. W dzień trzeba było zapisywać gości firmy, wydawać klucze, rano otwierać bramę. Nocą obchód, film, obchód, film… Spać za bardzo się nie dało, bo kanapka za krótka była. Ale w sumie jakoś szło. Do momentu, gdy dyrekcja z jakichś tam, sobie tylko znanych względów uznała, że nocą ochroniarzy powinno być dwóch.

Dramat wydarzył się już pierwszej „wspólnej” nocy. Towarzysz Adama, pan Romek, najwyraźniej nudził się jeszcze bardziej niż on. Dlatego przyniósł ze sobą butelkę. Po jej opróżnieniu pojawiła się druga, później trzecia. Rano przyszli pierwsi pracownicy. Niestety, nie mogli się dodzwonić. Czekali na otwarcie bramy dobre pół godziny. Najgorsze było to, że czekał z nimi sam prezes. Czekał, by pan Adam wpuścił go do jego własnej firmy. W końcu przelazł przez płot, bo jak na prezesa młody był i sprawny, zajrzał przez okno i… No cóż, po tym jego zaglądnięciu wina obu panów była już absolutnie niepodważalna. A ich kariera jako ochroniarzy została przekreślona. Wykroczenie, jakie popełnili, natychmiast trafiło do systemu. Gdy pan Adam po jakimś czasie poszedł do innej agencji, system natychmiast, bezlitośnie go wypluł. Zdun znajduje

Nuda może też być twórcza. Zwłaszcza jeśli pomoże jej przypadek. Pan Janek, lat 60, dawno temu wyspecjalizował się w profesji zduna. Ta szlachetna i wymagająca praca ma jedną główną wadę. Należy do grupy zawodów zanikających.

- Z roku na rok było coraz gorzej – opowiada. – Siedziałem przy telefonie i nudziłem się jak mops. Nie mogłem nigdzie pójść, bo bałem się, że właśnie wtedy ktoś zadzwoni i stracę zlecenie. Najbardziej wkurzało mnie, że nie potrafię się zdecydować, by zamknąć interes i poszukać sobie czegoś innego. Bałem się zmiany, i tyle. No ale nic dziwnego. Jak się 30 lat coś robi, trudno tak z dnia na dzień machnąć na wszystko ręką. Poza tym ja chyba lubiłem tę robotę. Nie miała dla mnie tajemnic. Jak postawić, jak przeczyścić, czemu nie ciągnie – wszystko wiedziałem już po paru minutach. A teraz to wszystko miało iść w diabły.

Panu Jankowi pomógł zbieg okoliczności. Lokalne władze jakiś czas temu wydały wojnę kopcącym piecom. Wiadomo, ludzie palili tym, czym nie powinni – śmieciami, odpadami, byle taniej. Śmierdziało od tego w całym mieście. W powietrzu unosiły się kłęby czarnego, gęstego dymu.

I tu nasz zdun popisał się refleksem. Siedział i nudził się, a z tych nudów w głowie błąkały mu się różne myśli. Coś mu podszepnęło, by postawić na montaż spirali grzejnych. Zaskoczyło! Okazało się, że wielu posiadaczy kaflowych pieców chce przejść na ogrzewanie elektryczne. A specjalistów w tej branży nie było.

- Montuje się w piecu taką spiralę, grzeje się w nocy, przy niższej taryfie, i piec jest ciepły cały dzień – wyjaśnia pan Janek. – Naturalnie ludzie sami tego nie zrobią. Sporo pracy mnie to kosztowało. Musiałem dochodzić do wszystkiego metodą prób i błędów. Taki piec jest już nie do wykorzystania jako ogrzewacz starego typu. Trzeba by wszystko przerabiać na nowo. Ale to mała strata. Zdaje się, że do drewna czy węgla nie wrócimy.

Zakład pana Janka znów przeżywał okres prosperity. Zleceń było tyle, że pracował od rana do wieczora. Rynek był jednak niewielki i szybko się nasycił. Po roku ilość zamówień zaczęła spadać.

Nuda wróciła. Czasami jeszcze ktoś prosił o zamontowanie spirali, ktoś wzywał do przeczyszczenia pieca. Ale generalnie pan Janek znalazł się w punkcie wyjścia. Znowu myślał o zmianie branży. Czas płynął nieubłaganie. W końcu pan Janek dał za wygraną i zawiesił działalność. Dzisiaj jest ochroniarzem.

Jarosław Kurek

pracakarieranuda
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)