Oursel: terminy polskiego programu jądrowego realistyczne
Plan uruchomienia w Polsce pierwszego bloku jądrowego do końca 2024 r. jest realistyczny - ocenia prezes francuskiego koncernu Areva Luc Oursel. Jego zdaniem, jeśli regulacje będą sprzyjać długoterminowym inwestycjom, to w Europie będzie miejsce dla atomu.
03.12.2013 | aktual.: 03.12.2013 13:04
Areva wspólnie z EDF złoży Polsce ofertę na budowę elektrowni jądrowej z reaktorami EPR. Jak powiedział Oursel polskim dziennikarzom, podawany przez PGE EJ1 termin uruchomienia pierwszego bloku jądrowego - koniec 2024 r. - jest realistyczny, jeśli przetarg dotyczący elektrowni zostanie ogłoszony w 2014 r.
Wybór dostawcy zajmuje 12-18 miesięcy, potem mamy 2,5-letni okres przygotowań inżynieryjnych, czyli budowa mogłaby się zacząć w 2018 r. - tłumaczył Oursel. Budowa trwa pięć lat, więc powinna się skończyć w 2023 r., co oznacza, że koniec 2024 r. to dla nas realny termin - ocenił. Jego zdaniem w całym projekcie plusy Polski to np. wielu dostawców z doświadczeniem w branży jądrowej czy firmy budowlane z bardzo dużym doświadczeniem i możliwościami.
Oursel dodał, że gdy kilkadziesiąt lat temu Franca zaczynała rozwijać energię jądrową, kraj był w podobnej sytuacji jak dziś Polska, czyli m.in. wytwarzał dużo energii z węgla. Sektor węglowy został jednak stopniowo zmarginalizowany, a związki zawodowe pewnego dnia zrozumiały, że dzięki atomowi jest szansa stworzyć dużo miejsc pracy w innym sektorze - zauważył.
Dziś mimo kłopotów gospodarczych kraju, francuski przemysł jądrowy nie ma kłopotów. Ponieważ EDF - operator 58 reaktorów energetycznych we Francji - stopniowo wymienia wytwornice pary w blokach, na brak zamówień nie narzeka zlokalizowany w Burgundii klaster przemysłowy. Fabrykę najcięższych elementów Arevy w Saint-Marcel - która mogli zwiedzić polscy dziennikarze - regularnie opuszczają wytwornice pary o wartości dziesiątków milionów euro każda. W kilkusetmetrowej hali o wysokości 40 m trwa wykańczanie ostatnich wytwornic do reaktorów 900 MW i produkcja całej serii dla reaktorów 1300 MW. Fabryka wyprodukowała też już pierwsze wytwornice dla najnowszego reaktora EPR - każda ma 25 metrów długości i waży 500 ton.
Prefabrykaty - ogromne stalowe pierścienie o ścianach kilkunastocentymetrowej grubości powstają w kuźni Arevy w pobliskim Creusot, w której młot o nacisku prawie 12 tys. ton może obrabiać 350 tonowe rozgrzane niemal do białości stalowe elementy. W Saint-Marcel pierścienie są spawane ze sobą, a spawy poddawane wyrafinowanym analizom strukturalnym. Na wyspecjalizowanych maszynach powstają też wewnętrzne konstrukcje utrzymujące na miejscach prawie 6 tys. stalowych rurek.
Jeden z elementów wytwornicy - stalowa płyta o grubości 60 cm - powstaje po prawie rocznej pracy, a reżim technologiczny w fabryce przewiduje, że na trzy godziny prac przy produkcji przypada godzina inspekcji i kontroli jakości. Jak przypominają pracownicy - wszystko to po to, aby konstrukcja przez 60 lat znosiła kontakt z wodą pod ciśnieniem 150 atm., ogrzaną przez reaktor do ok. 350 stopni Celsjusza.
W Creusot i Saint-Marcel Areva produkuje też zbiorniki reaktorów, pokrywy, pompy czy rurociągi pierwotnego obiegu chłodzenia. Wszystkie wielkie elementy opuszczają fabrykę na specjalnej barce i do odbiorcy trafiają drogą wodną. Obie fabryki zatrudniają w sumie 1200 pracowników, a cały klaster 2,3 tys. ludzi, jednak na jego potrzeby w regionie pracuje też 600 kooperantów.
Prezes Arevy przekonywał, że atom będzie miał swoje miejsce w Europie, jeśli stworzy się regulacje sprzyjające długotrwałym inwestycjom. Jego zdaniem, jeśli ktoś poważnie podchodzi do ograniczania emisji CO2 i udziału paliw kopalnych, to ma do wyboru atom i źródła odnawialne(OZE).
Jednocześnie Luc Oursel wyraził opinię, że unijne systemy dotacji do OZE robią się zbyt kosztowne, a Bruksela zaczyna to dostrzegać. To rocznie 50 mld euro w całej Unii, 20 mld w Niemczech, a nawet we Francji, która dotowanych źródeł nie ma zbyt wiele, to 5 mld euro - wyliczał. W dodatku europejscy konsumenci subsydiują miejsca pracy w Chinach, skąd pochodzi 80 proc. paneli PV - zauważył. "Sądzę, że wszyscy, nawet Niemcy zdali już sobie sprawę, że wprowadzanie OZE nastąpiło zbyt szybko, ze zbyt wysokimi subsydiami i w efekcie stworzyło bańkę, która właśnie zaczyna pękać" - ocenił Oursel.