Polak na zachodzie – w roli pracownika czy niewolnika?

Od dziś wołamy do ciebie „piątka”. Twoje imię się nie liczy

Polak na zachodzie – w roli pracownika czy niewolnika?
Źródło zdjęć: © Thinkstock

16.05.2012 | aktual.: 17.05.2012 11:22

- Od dziś wołamy do ciebie „piątka”. Twoje imię się nie liczy. Oddajesz paszport. Śpisz na podłodze. Połowę pensji dajesz nam. Na początek wyczyścisz buty szefa. – Ilu emigrantów po podjęciu pracy usłyszało takie lub podobne polecenia?

Niemal 2 mln Polaków przebywało czasowo za granicą pod koniec 2010 roku. Takie dane podaje GUS, zaznaczając, iż nie obejmują one osób jeżdżących tam na krótko, do 3 miesięcy. Według szacunków, 8-9 na każdych 10 polskich obywateli jedzie za granicę do pracy.

Polska to kraj, którego obywatele stanowią największą część armii sunącej z Europy Wschodniej na Zachód w poszukiwaniu zajęcia. Niestety, zamiast odbić się od dna, niektórzy z nich pogrążają się tam w bagnie. Co gorsza, wśród wyzyskiwaczy nie brakuje dobrze już osadzonych w zagranicznych warunkach, nieuczciwych rodaków.

Badania prowadzone przez naukowców wykazują, że na ogół pracownicy z tzw. krajów nowej Unii traktowani są dobrze. Odstępstwa od tej reguły są jednak nagłaśniane. Sprawia to wrażenie, że przybysze częściej niż w rzeczywistości są traktowani jak ludzie gorszego gatunku. Niepokojące sygnały na przestrzeni ostatnich lat dochodziły z Wlk. Brytanii, Holandii, Belgii, Włoch, a także Niemiec.

Brak kwalifikacji i nieznajomość języka – to dwa czynniki mające największy wpływ na pomiatanie obcokrajowcami w pracy. Raport przygotowany w 2008 roku przez prof. Josepha Carby’ego-Halla z uniwersytetu w angielskim mieście Hull podaje przykłady takich zachowań. Przybyszom z Polski nadawano np. numery, na które musieli reagować, z pominięciem imienia czy nazwiska. Zdarzały się przypadki, że nie wolno im było rozmawiać w czasie pracy. Rzucano im wypłatę na ziemię. Kazano czyścić buty i samochody szefów, a czarnoskórzy przełożeni wyzywali ich od białych szmat. To bardziej wyrafinowane szykany. Nie brakło też urągających higienie i wygodzie warunków zakwaterowania, kłopotów z dotarciem do opieki lekarskiej, wydłużania czasu pracy oraz obcinania pensji – zdarzało się, że nawet o 4/5, na przykład z 54 funtów tygodniowo wypłacano tylko 11!

Polak Polakowi wilkiem

Nie brakuje też osób, które, wodzone za nos przez pośredników, w rezultacie traciły pieniądze, zamiast je zarobić. – W 2007 roku trafiłem do miasta pod Londynem, obsadzonego przez polskich pośredników. Za jakieś bliżej nieokreślone formalności i mieszkanie w pokoju bez mebli zgarnęli ode mnie 250 funtów. Później wodzili takich jak ja za nos, obiecując pracę to tu, to tam, strasząc i ostrzegając, żebyśmy nie próbowali się stawiać. Skończyło się na tym, że pracę znaleźliśmy sami – wspomina podróż na wyspy 38-letni Krzysiek z Pomorza. I konkluduje: - Wtedy nie brakowało w Anglii kwater, kontrolowanych przez zorganizowane polskie szajki. Czy coś się zmieniło? Ja wróciłem do Polski. Nie wiem nic o tym i nie chcę wiedzieć.

Miejsca, w których egzystowali emigranci, wśród nich Polacy, we Włoszech, otrzymały od mediów budzącą grozę nazwę „obozów pracy”. Tam również wśród werbujących rodaków „na niewolników” nie brakowało Polaków. Rozbity w 2006 roku przez polską i włoską policję gang zatrudnił do niewolniczej pracy na plantacjach ponad tysiąc osób. Po przyjeździe poddawane były one selekcji. Najsłabszych wyrzucano dosłownie na bruk. Najczęściej bez pieniędzy, które zabierano im w ramach opłaty za przejazd.

Pracownicy spali w dawnych oborach, na ziemi, bez prądu, pilnowani przez psy. – Zmuszano ich do niewolniczej pracy, po 12 godzin dziennie w słońcu, bito, straszono i grożono – relacjonował nadinspektor Adam Rapacki, komendant policji z Małopolski. Kobiety gwałcono i zmuszano do nierządu. Jednego z robotników wleczono za samochodem. Kilka osób popełniło samobójstwo.

Niewidzialny problem

Gang został rozbity, ale informacje o „włoskich obozach pracy” wracają co jakiś czas na medialne łamy. Publikowane są też listy osób, które zaginęły poza granicami naszego kraju. Ich liczba, według ekspertów, stale rośnie. Z danych Fundacji Itaka, zajmującej się szukaniem osób zaginionych, wynika, że emigranci zarobkowi, którzy zaginęli za granicą, stanowią blisko 1/5 ogółu poszukiwanych. W ub. roku zgłoszono do fundacji 274 takie zaginięcia.

Uwagę naukowców zajmujących się problemem „nowych niewolników” zwraca fakt, iż niekiedy pozostają oni w takiej pożałowania godnej zależności bardzo długo. Ich losem nie interesują się miejscowi mieszkańcy ani funkcjonariusze służb państwowych. W ubiegłym roku prasa brytyjska informowała o wykorzystującej pracowników bandzie irlandzkich Romów. Wśród traktowanych jak niewolnicy robotników byli Brytyjczycy i przybysze z Europy Wschodniej – niesamodzielni, uzależnieni od nałogów. Byli głodzeni, spali w szopach, odebrano im dokumenty. Jeden z nich żył w takich warunkach 15 lat. Policja miała otrzymać 28 sygnałów o ich sytuacji na przestrzeni trzech lat. Długo trwało, zanim zdecydowała się na reakcję.

Informacje o małym zainteresowaniu władz problemem „współczesnych niewolników” dochodzą też z innych krajów. Jaka naprawdę jest skala tego zjawiska?

Tomasz Kowalczyk/MA

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (639)