Trwa ładowanie...
praca
04-07-2011 12:30

Praca w 30 sekund!

Ile czasu powinno nam zająć by przekonać do siebie potencjalnego pracodawcę? Amerykanie uważają, że 30 sekund. Wymyślili więc szybkie randki biznesowe - Business Speed Dating (BSD). Nowa moda czy już norma?

Praca w 30 sekund!Źródło: AFP
d3pqmf3
d3pqmf3

Formułę BSD zaczerpnięto z tzw. speed datingu, który wymyślono w USA pod koniec lat 90. Trzeba tu działać szybko i sprawnie. Jak twierdzą specjaliści w BSD - jeśli ktoś w kilkadziesiąt sekund nie potrafi sprzedać siebie lub pomysłu na biznes, to nie sprzeda go również w ciągu kilkugodzinnej prezentacji.
Biznesowe randki wykorzystywane są do szukania kontrahentów, partnerów oraz pracowników. Miejsce spotkań nie jest istotne. Dobre są kawiarnie, galerie, biura, sale konferencyjne. Sukces odnoszą ci, którzy potrafią zrobić dobre wrażenie na szefie lub na kontrahencie.

Ostatnio było głośno o 17-latce z Wlekiej Brytanii, której dzięki BDS znalazła pracę przedszkolanki. Właścicielka przedszkola Hopscotch Day Nursery, w którym zatrudniono Crystal Hull, rozmawiała z siedmioma kandydatami. Jej zdaniem, Business Speed Dating jest idealnym sposobem, aby poznać potencjalnych pracowników. Dopiero zastosowanie takiej formy rekrutacji przyniosło pożądane efekty.

Nie wszyscy są jednak optymistycznie nastawieni do wizji prezentacji siebie lub pomysłu w tak krótkim czasie. Dla nich najkrótsza prezentacja to 2,3 minuty. 30 sekund wystarczy jedynie na przedstawienie się. Zwolennicy metody randkowej są jednak innego zdania. Dobry pomysł można opowiedzieć w jednym, przemyślanym zdaniu.

W Polsce również organizuje się podobne spotkania. Trwają one jednak znacznie dłużej. U nas biznesowa randka trwa zwykle pół godziny. Łączenie w pary odbywa się przeważnie na specjalnie organizowanych zjazdach. Przedsiębiorcy nie zawsze wiedzą z kim się spotkają. Do takiej randki w ciemno trzeba się więc dobrze przygotować.

JK

d3pqmf3
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3pqmf3